Pov. Calum
Dwa tygodnie po próbie ucieczki
Byłem zły.
Nie wiem, czy "zły" to odpowiednie słowo. Byłem niesamowicie wkurwiony na Aarona. Mieliśmy dużo poważniejsze problemy, niż nieposłuszna porwana, a on odstawiał takie cyrki. Nie miałem ochoty spędzać dwóch tygodni w tym zjebanym szpitalu i bawić się w troskliwego porywacza. Mogliśmy zawieźć ją do domu, zamknąć w pokoju i kazać samej sobą się zająć. Mogliśmy. Ale Aaron oczywiście wiedział najlepiej, co zrobić i prawie doprowadził do tego, że dziewczyna mogła już nigdy nie chodzić. Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, jakie nieszczęście by na nas sprowadził. Julie była dla nas tylko ciężarem, coraz częściej zaczynaliśmy to odczuwać. Aaron przelewał na nią całą swoją złość, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Albo po prostu nie chciałem.
Ja potrzebowałem jej do realizacji pewnego planu, ale reszta nie mogła o tym wiedzieć.
-Jak sytuacja?- zapytałem Asha, kiedy siedzieliśmy w gabinecie i analizowaliśmy sprawę.
Nie mogłem się skupić, bo wiedziałem, że Julka leży teraz na stole i jest krojona. Martwiłem się o swoje 10 tysięcy, które mogłoby przepaść, gdyby dziewczyna nie przeżyła. A przynajmniej próbowałem sobie wmawiać, że chodziło mi tylko o pieniądze.
Wszyscy byli cicho. W pomieszczeniu panowała taka atmosfera, że chciałem stąd po prostu uciec. Czułem się jak na pogrzebie.
-Madison mówi, że mają kasę. Gorzej z ludźmi- westchnął.
Madison była mózgiem operacji, odpowiedzialnym za sprawy wewnątrz. Dbała o każdego i informowała o sytuacji od strony policji. Utrzymywała stały kontakt z osobami od "czarnej roboty". Miała też swoją pomoc, ale ja w to nie wnikałem. Była skuteczna i to liczyło się najbardziej. Od zewnątrz wspomagał ją Ash. Zwykle wykonywał ten "pierwszy krok", czyli wybierał miejsce napadu i rozwalał systemy odpowiedzialne za ochronę. Nie siedział w sprawie "od środka", dlatego czasami odnosił wrażenie, że pisał opowiadanie, niż planował przestępstwo.
Ash i Madison razem tworzyli zajebiście dobry duet, który był w stanie zorganizować napady na niemalże każdy bank i sklep jubilerski na świecie. Nigdy nie ponosiliśmy strat, a zyski były ogromne.
Ja, Aaron i Ben pełniliśmy funkcje "reprezentacyjne", co w rzeczywistości oznaczało mniej więcej tyle, że nie robiliśmy nic. Nie chcieliśmy mieć konfliktów z prawem, więc angażowaliśmy się w to tak, że od czasu do czasu kogoś postraszyliśmy i tyle. Kupowaliśmy domy, które miały być naszymi "schronieniami" i załatwialiśmy pojazdy.
Tak naprawdę domy zmienialiśmy dlatego, że nudziło nam się miejsce, w którym przebywaliśmy, a nie dlatego, że ktoś nas ścigał. Ash planował wszystko tak, że nie mieliśmy jak być wiązani ze sprawą napadu. Dla nas było to wygodne, bo byliśmy i bezpieczni, i bogaci.
-Kogo złapali?- zapytałem poruszony tym, że po raz pierwszy nie wszystko poszło po naszej myśli.
-Michaela- odparł, a potem spojrzał się na mnie- i Laurę- dodał, a ja zesztywniałem, kiedy wymienił imię mojej byłej dziewczyny.
Poczułem gniew, kiedy dotarło do mnie, że to właśnie oni byli w niebezpieczeństwie. Byli zdecydowanie ważnymi osobami w naszej małej organizacji i nie mogło ich teraz zabraknąć. Jedyne o czym myślałem, to to, że musimy ich odbić.
-Kto ich ma?- Ben zmarszczył brwi i spojrzał przez okno.
Zawsze tak robił, kiedy się czymś martwił. Wyglądał trochę jak małe dziecko, które próbuje się nie rozpłakać.
-Ludzie Daniela- wyznał Ash, a w pokoju znowu nastała cisza. Nie bez powodu.
Daniel był przywódcą drugiego, poważnego gangu, z którym czasami rywalizowaliśmy o obiekty. Jeśli porwał naszych, to znaczyło, że też okradał tego samego jubilera. Jedno było pewne, sprawa była poważna.
-Jaki mamy plan?- zapytał Aaron, przerywając ciszę, a Ash uśmiechnął się w sposób, który mówił, że wszystko miał już przemyślane i zaplanowane.
~*~
Dzień odebrania Julie ze szpitala
Doktor Miller zadzwonił do mnie, że mogę przyjechać po swoją podopieczną. Wybrał chyba do tego najgorszy moment, bo właśnie omawialiśmy z Aaronem i Benem kwestię przeprowadzki. Tym razem musieliśmy uważać na to, co robimy, bo byliśmy zagrożeni ze strony Daniela i jego ludzi. Mieliśmy też inne domy, ale były takie... no, zbytnio rzucały się w oczy. Tym razem potrzebowaliśmy czegoś skromniejszego.
-Nie łatwiej byłoby ją po prostu sprzedać?- zaczął Aaron, ale ja i Ben spojrzeliśmy na niego wrogo.
-Nie, nie sprzedamy jej- odpowiedział dobitnie Ben, a Aaron uniósł dłonie w geście poddania.
-No dobra. Ale licz się z tym- wymierzył we mnie wskazujący palec- że jeśli nie zabiłem jej jeszcze ja, to wkrótce zrobi to Laura.
Zaśmiałem się głośno.
-A czemu miałaby to zrobić?- prychnąłem- nawet jej nie zna.
-Calum, nie udawaj- zmrużył oczy- dobrze wiemy, że jesteś taki milusi dla Isis, bo chcesz, żeby Laura była zazdrosna. I wiesz co- teraz to on się zaśmiał- ona już jest zazdrosna.
Spojrzałem na niego pytająco. Zaczynałem się bać, bo dobrze wiedziałem, do czego Aaron mógłby być zdolny.
-No co?- zrobił minę niewiniątka- powiedziałem jej, jak się troszczysz o porwaną. Nic nie zrobiłem, sama się nakręciła. Miała ci zrobić aferę, ale tym razem to ją porwali.
-Aaron...- zacząłem, jeszcze spokojnym głosem. Miałem ochotę rozjebać mu łeb.
-Ale wiesz- uśmiechnął się zaczepnie- mi się wydaje, że to jej porwanie to nie przypadek. Skoro bajerujesz Isis, to może pomyślała, że jak ona też będzie porwana, to znów na nią polecisz. Dziewczyny to suki, jeśli się jeszcze nie zdążyłeś o tym przekonać.
Już prawie się na niego rzuciłem, ale nagle przypomniałem sobie, że przecież miałem jechać po Julkę. Zmrużyłem oczy i spojrzałem na niego nienawistnym wzrokiem.
-Poczekaj aż wrócę- odparłem, a potem zabrałem z krzesła kurtkę i ruszyłem prosto do samochodu.
~*~
Kochani Moi,
proszę bardzo, mamy środowy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba.
I pamiętajcie- GWIAZDKUJESZ= MOTYWUJESZ!
Całuję :*
CZYTASZ
Secuestro. Porwana
Novela JuvenilIsis Julie McLevis mieszka z ojcem i matką w kamienicy. Żyje w nędzy- utrzymują się z niewielkiej renty jej biologicznego ojca. Pewnego dnia, gdy dziewczyna idzie do sklepu zostaje zaczepiona przez „bandziorów". Jeden z nich oświadcza jej, że jej oj...