#11 Prawda i jakże piękna butelka wina cz.2

606 39 27
                                    

- Thalia! - wrzasnął Leo znajdując dziewczynę idącą korytarzem.

Łowczyni powoli odwróciła się na pięcie, gdyż miała lekki ból głowy z powodu wypitych kilku kieliszków wina, a obiecała sobie, że NIGDY nie tknie niczego co mogłoby zawierać jakikolwiek alkohol.

- Percy powiedział, że jak... tylko wyjdzie ze szpitala... musimy zrobić naradę, bo ma... przepowiednię - wysapał biorąc duże wdechy, gdyż biegł aż ZA DŁUGO jak na zwykły trening.

Grace tylko kiwnęła głową i ruszyła dalej stawiając małe kroki i uważnie rozglądając się po korytarzach.

Chciała usiąść i odpocząć oraz wymazać z pamięci poprzedni wieczór.

Nagle przed jej twarzą pojawiły się drzwi. Były one wielkie, ciemne oraz drewniane. Niepewnie je uchyliła i weszła. Widząc, że jest tam yo czego chciała weszła i zamknęła za sobą drzwi zostawiając cały świat ze swoimi problemami na chwilę za sobą.

*

- Widzę, że pana stan już się poprawił panie Jackson. Wraz z panną La Rue zostaniecie jeszcze kilka godzin na obserwacji, a jak wszystko będziesz dobrze, wyjdziecie jeszcze dziś - powiedziała niepewnie pielęgniarka widząc, że nagle wszystkie rany zaczynały się goić i znikać co było niezbyt naturalne po takim zmasakrowaniu ciała.

- Oczywiście - powiedział Percy.

Clarisse spała zbierając siły, aby być w stanie opuścić to miejsce jak najszybciej.

Pani Pomfrey skinęła głową i wyszła z sali kierując się na obiad ( gdyż śniadanie przegapiła zajmując się przygotowaniem mieszanki eliksirów oraz badaniem herosów).

*

Obiad - poniedziałek

Wszyscy zachowywali się normalnie. Znaczy prawie. Pomijając fakt, że niektórzy robili aferę o to, że skrzaty ciągle nie robią ŻADNEGO niebieskiego jedzenia to śniadanie było okej.

Leo rozmawiał jak najęty z Semaus'em o ogniu, wybuchach i tylko im znanym tematom.

Clarisse rozmawiała z Dean'em o różnych rzeczach (głównie to Dean próbował poderwać Clarisse).

Thalia rozmawiała z Pansy i Millicentą (ku zszokowaniu wszystkich co znali dawną Thalię) na temat kosmetyków i innych pierdół.

Nico siedział w swoim zaciszu próbując zabić (dosłownie) wzrokiem swoją sałatkę, którą wcisnęła mu na talerz Thalia na początku uczty.

A nasz jakże zajebisty Persiu siedział i gapił się morderczym wzrokiem na swoje naleśniki, które pokewał tak ogromną ilością syropu, że aż Ron, Hermiona i Harry, z którymi rozmawiał zaczęli się niepokoić.

- Percy czy ty nie przesadzasz z tym syropem klonowym? - zapytał Ronald z przerażoną miną.

- Utopisz je! - wrzasnęła mu do ucha Hermiona.

- Ja nie mogę utonąć to moje naleśniki też nie! A jeśli nie są niebieskie to nie mogą utonąć tym bardziej! - prychnął zirytowany Jackson.

- Percy spokojnie - powiedizał Harry najłagodniej jak mógł - powoli odstaw ten syrop. Bo wtedy inne naleśniki uschną. Hermiona - dziewczyna spojrzała na niego - pogada ze skrzatami, aby zrobiły ci niebieskie gofry i kilka innych rzeczy, dobrze? - mówił jak do małego dziecka, a Ron cicho parsknął śmiechem.

- Niech będzie - powiedział Percy starając się przybrać jak najbardziej obojętny ton głosu, lecz w głębi duszy był szczęśliwy jak cholera, że wróci do starej diety. - Trzymam cię za słowo - dodał z OGROMNĄ powagą co było nowością, gdyż nigdy nie umiał być w żadnej kwestii poważny ( no chyba, że wyznawał Annabeth miłość.  Ta kobieta by go zabiła gdyby nie było w tym uczucia i powagi).

Jackson w HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz