#13 Walka o miłość, a rzucanie kartek

566 27 6
                                    


Percy cały czas do kolacji siedział na swoim łóżku w dormitorium. Nie poszedł na obiad obawiając się swojej dziewczyny, ale Hermiona mu ziściła wieści, że nie było jej na obiedzie ( na co Will by się rozgniewał i nie było to wogóle ] podobne do córki Ateny).

- Percy! - warknął brunet - Wyłaź na tą cholerną kolację! - podszedł i próbował ściągnąć przyjaciela z łóżka.

Gdy tylko Percy ani drgnął wybraniec postanowił użyć drastycznych środków i stojąc w progu drzwi wrzasnął:
- Hermi! Idź po Annabeth bo Percy nie chce wstać!

Jak na zawołanie syn Posejdona stał trzeźwo i prosto na obu nogach (normalnie na baczność jak kołek).

- Muszę? - zapytał zrezygnowany podpierając się na ramieniu zielonookiego.

- Tak. Chyba, że wolisz, abyśmy wpuścili twoją dziewczynę do wierzy - powiedział patrząc na chłopaka jak na totalnego idiotę unosząc jedną brew.

- Wielkie dzięki - mruknął poprawiając szaty (czyli założył krawat, kamizelkę, i zarzucił szatę* z godłem gryfonów). - Tylko proszę. Unikajmy braci Hood - dodał błagalnym tonem poprawiając krawat.

- Coś ci zrobili? - prychnął ze śmiechu patrząc jak chłopak ponownie morduję się z krawatem. - Czy ty kiedykolwiek nosiłeś koszule? - spytał posyłając rozbawione spojrzenie na jego krawat.

- Bez krawatu w 2 klasie podstawówki na dzień matki - powiedział i zrezygnowany zostawił uparty krawat tak jak był.

- Dobra idziemy - dodał i wyszedł z pokoju, a Percy szybko wziął trochę ambrozji i nektaru, aby nie być rozsypką, gdy Annabeth go zaatakuję po czym wyszedł i szybko zrównał krok z Harrym i Hermioną.

Gdy doszli do Wielkiej Sali syn Posejdona ciężko przełknął ślinę i wszedł patrząc na stół krukonów w poszukiwaniu blondynki.

Niestety lub stety dziewczyny jeszcze nie było lub już sobie poszła.

Chłopak szybkim krokiem dotarł do swojego miejsca przy stole gryfonów i dopatrzył niebieską galaretkę - zapewne jagodową - z kawałkami owoców i zaczął ją jeść po czym próbował wmósić w siebie kanapkę normalnych kolorów, lecz coś grota - gęba (że tak ładnie powiem) - odmawiały posłuszeństwa i stały zatrzaśnięte nie wpuszczając potwora - kanapki - do środka.

- Perseuszu Jacksonie! - drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich stała blond heroska. Był to już koniec posiłku więc na sali było jedynie około 20 osób, lecz wszyscy odwrócili się w jej stronę.

- O nie... - wyszeptał Percy i próbował ukryć się pod stołem.

Córka Ateny szybkim krokiem szła w miejsce, na którym siedział Percy i gdy zauważyła co chciał zrobić rzuciła sztyletem tak, że jego ubranie przy ramieniu było przyczepione do stołu poprzez sztylet z niebiańskiego spiżu.

Harry, który zauważył co się stało spojrzał na dziewczynę ze strachem i momentalnie szybko odsunął się od syna Posejdona co również uczynili Hermiona i Ron mimo iż siedzieli po drugiej stronie stołu. Obok Percy'ego siedział jedynie - uśmiechnięty od ucha do ucha i rozbawiony całą sytuacją - Leo Valdez.

- Stary ratuj... - wyszeptał błagalnie Jackson próbując wyjąć sztylet swojej dziewczyny, który nie wbił się zbyt głęboko w stół, ale za to dość mocno.

- Ostrzegałem - powiedział z całkowitą powagą i głupim uśmiechem unosząc ręce w geście obronnym.

Chłopak rozejrzał się po sali i zauważył, że wszyscy się nagle ulotnili i zostali tylko: Leo, Harry, Hermiona i Luna.

Jackson w HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz