2.

49 6 3
                                    

W sytuacji takiej jak ta nawet mnie dopadły wątpliwości. Zawsze myślałem, że wyczekiwać z niecierpliwością jest równe byciu przygotowanym na coś. Jakże się myliłem. 

Mimo wieloletnich ćwiczeń tej sceny w moim umyśle i rozpatrywaniu jego różnych możliwych zachowań nie byłem w stanie stosować się do ułożonego przeze mnie scenariusza. Było to dla mnie trudne, obiecałem Minji odejść od roli dziennikarza, ale przecież byłem nim tak czy siak. W notatniku zapisane miałem setki pytań, na które chłopak mógł odpowiedzieć ruchem głowy, a jednak nie mogłem ich teraz zadać. Zastanawiałem się czy nawet gdyby był spokojny byłbym w stanie to zrobić, jednak patrząc na niego wątpiłem w swoją odpowiedź. Nie sądziłem, że widok jego płaczu, a także ogółem jego żywego, a nie śpiącego jak zazwyczaj, tak na mnie zadziała. Chociaż znałem go i odwiedzałem w szpitalu przez tyle lat, śniłem o nim co drugą noc, a jego danymi wypełnione miałem wszystkie szuflady w pokoju to zdałem sobie sprawę z tego, że tak naprawdę go nie znałem. To były puste, niewiele wnoszące informacje. W tym momencie nie powiedziały mi jak mogę go pocieszyć, co mogę zrobić, a czego nie. Nie wiedziałem co lubi, by wykorzystać to do uczynienia go szczęśliwym w tej trudnej chwili. Wiedziałem kim jest Jeon Mingyu, ale jednocześnie był dla mnie obcy. A jeszcze bardziej obcy byłem ja dla niego. Widział mnie w końcu tylko raz w życiu czego zapewne nawet nie pamiętał. Dziwne by było gdyby sobie to kiedykolwiek przypominał, gdy to się stało był tak bardzo zszokowany, że jego oczy chociaż na mnie patrzyły nie wyglądały jakby rzeczywiście coś widziały. 

- Daehyun-ssi? Wiem, że to trudne, ale ile jeszcze będziesz stać i tak na niego patrzeć? Nie zamierzasz czegoś zrobić? - z rozmyślań wyrwała mnie Kim Minji kładąc rękę na moim ramieniu.

- Nie wiem jak mam zacząć, przecież on mnie nawet nie zna - przyznałem się zakłopotany. - Mam wrażenie, że jak podejdę to tylko go wystraszę. Nie jestem pewien czy powinienem mu przerywać. Może lepiej by się wypłakał w samotności?

- Nie zna Cię? Co ty wygadujesz? Przez sześć lat ja i Ty bez przerwy do niego mówiliśmy. Czytałeś mu książki i zwierzałeś się z problemów. Jak możesz mówić, że Cię nie zna? - skarciła mnie i popchnęła w jego stronę. - Jestem pewna, że wszystko słyszał i czuł Twoją obecność. Nie ma możliwości by się Ciebie bał, a płacz w samotności nie jest wcale dobry. Na tym świecie ma tylko nas, więc idź i zrób coś z tym. 

Po wypowiedzeniu tych słów, które po raz kolejny namieszały mi w głowie zwołała wszystkie pielęgniarki z pokoju i chwilę później zostawiła nas samych. Nie żeby mnie to jakoś bardzo cieszyło. Poczułem się jakbym miał wykonać jakąś niemożliwie trudną misje, z którą zostałem zostawiony sam na pastwę losu.

Chłopak nie zwracał uwagi na otoczenie. Chociaż stałem niedaleko jego łóżka już od jakiś dziesięciu minut zdawał się nawet mnie nie widzieć. Szczerze wolałem, by spojrzał w moją stronę już teraz. Pewnie nawet nie miał świadomości, że zaraz ktoś do niego podejdzie. Ja w jego sytuacji zapewne przestraszyłbym się nie na żarty. On natomiast wciąż jedyne dławił się łzami, a w dźwiękach przez niego wydawanych powoli zaczynałem widzieć podobieństwo do wołania rodziców czy rodzeństwa mimo, że zapewne miną miesiące nim z powrotem nauczy się mówić. Ten dźwięk rozdzierał serce nawet takiego drania jak ja, więc w końcu podszedłem jeszcze bliżej.

Powoli usiadłem na łóżku, następnie położyłem się na boku obok niego i uważając na wszystkie rurki i wszelkiego rodzaju sprzęty podłączone do jego ciała obróciłem go w swoją stronę. Jego ciało zesztywniało nagle jeszcze bardziej, a szloch na chwilę ustał gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jakby dopiero teraz spostrzegł moją obecność. Przez sekundę prawie spanikowałem widząc w należących do niego oczach strach. Nie mogłem pomylić go z innym uczuciem.  Podobny wyraz miały tamtego dnia, gdy widziałem je pierwszy i do tej pory ostatni raz. Były zamglone, jakby niewidzące, ale jednocześnie wyglądały jakby bezgłośnie błagały o pomoc w wydostaniu się z tego strasznego świata. Przeszły mnie dreszcze, lecz po tym spróbowałem uśmiechnąć się przyjaźnie żeby go choć trochę uspokoić. Gdyby się udało ja również byłbym pewniejszy.

- Spokojnie, nie zrobię Ci krzywdy. Nie pamiętasz tego, ale opiekowałem się Tobą przez ostatnie lata, więc wiem wszystko...znaczy się bardzo dużo. Teraz możesz wypłakać mi się na ramieniu, a z czasem jak Twój stan się poprawi obiecuje odpowiedzieć na wszystkie Twoje pytania. Okej? - zapewniłem go i objąłem ręką jego ciało gładząc go uspokajająco po plecach. 

Po chwili pomyślałem jak głupie to było. Gdybym był nim jeszcze bardziej, by mnie to spłoszyło. Nieznajomy facet nagle go przytulił i gadał coś od czapy, przeze mnie mógłby zaliczyć kolejną traumę. Miałem już się odsunąć, by naprawić swój błąd, ale o dziwo zauważyłem, że zaraz po moich słowach faktycznie się nieco zrelaksował. Kiwnął lekko głową jakby zgadzał się na moje słowa i powrócił do opłakiwania swoich bliskich. Z widoczną trudnością spowodowaną osłabieniem mięśni ruszył rękami i zacisnął kościste palce na mojej koszulce próbując przybliżyć się trochę bardziej. Zdziwiło mnie to jednak ułatwiłem mu to skracając odległość między nami tak, że jego łzy zaczęły powoli moczyć materiał na mojej piersi. 

Taki stan rzeczy trwał jeszcze dobrą godzinę nim wypłakał wszystkie żale jakie w nim zalegały. Po tym czasie jego oddech się ustabilizował, a ciało przestało dygotać. Nie wiem kiedy zasnął w moich objęciach. To było jeszcze bardziej zadziwiające, a z drugiej strony rozczuliło mnie zaufanie, którym zdołał mnie obdarzyć.

Delikatnie otworzyłem jego dłonie wyswobadzając się z jego uścisku po czym powoli wstałem z łóżka. Próbując go nie obudzić położyłem go z powrotem na plecach stwierdzając, że pozycja na boku nie jest najlepsza do spania w jego stanie. Po odpowiednim zajęciu się nim spojrzałem na zegar wiszący na ścianę. Wskazówka minutowa wskazywała kilka minut po czwartej, co znaczyło, że za trzy godziny czekało mnie wstanie do pracy. Kiedy sobie to uświadomiłem momentalnie głowa zaczęła mi ciążyć, ułożyłem się więc w moim "prywatnym", kiedyś przywłaszczonym fotelu mając nadzieje, że sen szybko nadejdzie.

Mimo zamkniętych powiek nie mogłem zmusić się do zaśnięcia, wciąż byłem bardzo niespokojny i dopiero teraz naprawdę zaczęło to do mnie docierać. Jeon Mingyu żyje, nie jest "roślinką" jak większość lekarzy przewidywało. Mogłem sam poczuć, że nie jest on wytworem mojej wyobraźni, ale realnym i co więcej żywym człowiekiem. Teraz pozostawała kwestia czasu i opłat za wszelkiego rodzaju rehabilitacje, a także jego motywacji. Tego ostatniego mógł nie mieć za dużo biorąc pod uwagę, że w jego myśli został na świecie całkiem sam. Dodatkowo musiałem nauczyć się z nim komunikować, pytaniami na odpowiedzi "tak/nie" trudno dowiedzieć się wszystkiego. Przede wszystkim zostaje pytanie, jak dużo on pamięta? Co jeśli nie będzie w stanie podać mi odpowiedzi? Czy to wszystko na co czekałem przez lata może tak po prostu przepaść? Jeszcze raz tego dnia przyjrzałem się twarzy chłopaka.  

- Mam nadzieję, że nie czekałem sześć lat na marne - powiedziałem do jego śpiącej sylwetki po czym postarałem się uspokoić myśli, zamknąłem oczy i już na dobre odpłynąłem.

Chwilę przed zadzwonieniem mojego budzika obudziły mnie głosy dwóch pielęgniarek sprawdzających jak się ma Jeon Mingyu. Po krótkiej rozmowie z nimi, wskazującej na to, że chłopak najwidoczniej jeszcze pośpi, a potem zostanie zabrany na badania zacząłem szykować się do wyjścia.

-Jak się obudzi, proszę powiedzcie mu, że odwiedzę go po pracy - dodałem po otworzeniu drzwi i ostatni raz patrząc na sprawcę mojego zmartwienia wyszedłem z pokoju i wkrótce również z budynku.

******

Drugi rozdział za nami. Podobało się? Mam nadzieję, że tak. Jeszcze w tym tygodniu wstawię trzeci. Ogólnie akcja będzie toczyć się powoli, to pewne, bo mam już gotowych 18 rozdziałów, a dopiero się rozkręcam. Oprócz takich poważniejszych będzie kilka luźnych, które pozornie nic nie znaczą, ale w każdy będę się starała wpleść jakąś nową informację naprowadzającą na odkrycie części tajemnicy więc czytajcie w skupieniu. Dużo też chcę poświęcić kreowaniu postaci, bo zazwyczaj to w moich pracach leży. Chce żebyście poznali jakim człowiekiem jest Daehyun i inni ludzie wokół niego, a no zdradzić mogę, że będzie ich dużo.

Śladem zwiędłych kwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz