5.

24 6 0
                                    

Następnego dnia już od rana mój telefon wciąż brzęczał i dzwonił powoli wywołując u mnie napad szału. W pewnym momencie myślałem nawet o rzuceniu nim o ścianę jednak niektóre informacje w nim zawarte były zbyt cenne bym to zrobił. Zwykły człowiek po prostu wyciszyłby dźwięk, ale ze względu na pracę musiałem być cały czas w kontakcie ze światem. To naprawdę uciążliwe. Dopadła mnie myśl, że chyba w końcu powinienem zainwestować w telefon firmowy, a nie męczyć się z prywatnym. Choć to też nie byłby najlepszy pomysł biorąc pod uwagę to ile wydatków miałem mieć w najbliższym czasie. Szlag by wziął ten świat oparty na forsie i dobrach materialnych, tak bardzo bym chciał by wszystkie usługi lekarskie były świadczone z dobrego serca.

Zastanawiałem się czy bardzo bezdusznym wyjściem byłoby odliczenie chłopakowi tych wszystkich pieniędzy, które zainwestowałem i pewnie jeszcze zainwestuje w jego zdrowie i ogółem życie. W końcu teraz, gdy był przytomny spadek po rodzicach zapewne stał przed nim otworem, a jego ojciec miał niezłą sumkę z prowadzenia własnej firmy. Nie to co ja... Nędzny człowiek próbujący żyć tylko na ramenie i jednocześnie dobroczynnie opłacający szeregi zabiegów przygarniętego dzieciaka. Jak o tym myślę boli mnie i dusza i portfel. Z drugiej strony jednak cieszyło mnie, że pieniądze idą na coś użytecznego, a nie moje zachcianki. Jak byłem młodszy szastałem nimi jak mogłem i chociaż teraz cieszę się, że coś zmusiło mnie do opanowania się.

- Seonbae? Wszystko w porządku? - czyjaś ręka poklepała mnie po ramieniu. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że znów odpłynąłem myślami w pracy. 

Podniosłem głowę z biurka i wyprostowałem się jak należy. Dobrze, że to nie redaktor naczelny, a moja hubae. W innym wypadku dostałbym niezłe kazanie.

- Wszytko ze mną dobrze. Zastanawiałem się tylko jakie okruchy będę musiał jeść żeby nie zbankrutować do wypłaty - odpowiedziałem z westchnieniem bardziej do siebie niż do niej i spojrzałem na artykuł, który pisałem chwilę wcześniej. Miałem nadzieję na szybkie zebranie owoców tej pracy.

Na moje słowa współpracownicy siedzący najbliżej zareagowali głośnym śmiechem. Natychmiast poczułem się gorzej. Gdyby tylko widzieli te wszystkie kosmiczne kwoty, które zaczynałem płacić pewnie nie byłoby im do śmiechu.

- Czyżbyś w końcu znalazł dziewczynę? Poczułeś ten ból pieniędzy wydawanych na pierdoły? - wykrzyknął ktoś za moimi plecami. Gdyby nie fakt, że szanuje starszych to przysięgam, że odpyskowałbym. W końcu osoba, która to powiedziała sama od dawno była singlem.

- To nie to, bardziej niż do posiadania dziewczyny zaliczyłbym tą sytuację do opieki nad zwierzątkiem, które musisz utrzymać i uczyć jak żyć - wyjaśniłem spokojnie z udawanym zakłopotaniem drapiąc się po głowie i nawet sam uśmiechnąłem się do siebie na to porównanie.

Nie było mi natomiast do śmiechu, gdy wszystkie kobiety w pomieszczeniu nagle zaczęły mnie nachodzić bym pokazał im zdjęcie mojej dziewczyny. Twierdziły, że skoro porównałem ją do zwierzątka to pewnie jest bardzo urocza, a więc mam się czym chwalić. W pewnym momencie zabrakło mi już wymówek, jednak wkrótce nadeszło moje wybawienie. Gwara rozmów szybko ucichła gdy tylko zły naczelny, krzycząc do telefonu przeszedł obok otwartych drzwi naszego pokoju. Wtedy też powróciłem do nudnej rzeczywistości i po podniesieniu telefonu zdałem sobie sprawę, że do kolekcji dołączyły kolejne trzy wiadomości. Ekran jednak dodał mi też otuchy, bo wyglądało na to, że dzisiaj moja zmiana miała zakończyć się planowo, za kilkanaście minut.

Tak jak przewidywałem pół godziny później byłem już w domu. Wziąłem prysznic, przebrałem się i zjadłem coś na szybko. Do torby włożyłem książkę o kwiatach, którą wypożyczyłem w bibliotece tego ranka. Co prawda przez pośpiech kierowałem się bardziej wyglądem okładki niż treścią, ale wierzyłem, że może i ona mnie zachwyci równie mocno jak złoty tytuł i ładne zdjęcia w środku.

Kiedy podczas schodzenia po schodach poczułem wibracje w kieszeni po raz zakładam, że już setny tego dnia naprawdę się zdenerwowałem. Nie żebym nie zrozumiał dlaczego dostaje te wiadomości, mimo to miałem nadzieje, że kiedyś przestaną przychodzić. Jednak mimo mojego czekania wciąż nadchodziły kolejne i kolejne, więc poczułem, że mam prawo ochrzanić osobę, która mnie w to wpakowała. Chwyciłem komórkę i w końcu wybrałem numer Park Chahoona - winnego tej całej sytuacji.

- Halo? Coś się stało? - usłyszałem po drugiej stronie głos przyjaciela.

- Ty się mnie pytasz czy coś się stało?! - nagle zdenerwowany spokojnym tonem jakim powiedział pierwsze słowa niemal krzyknąłem do słuchawki. Tak jakby nie wiedział dlaczego do niego dzwonię. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jest świadom mojej udręki.

- A gdzie zgubiłeś "Cześć hyung, wszystko u Ciebie dobrze?"? - zapytał specjalnie chcąc się ze mną podroczyć.

- Nie próbuj zmieniać tematu - odpowiedziałem i gwałtownym ruchem otworzyłem drzwi przywołanej przed chwilą taksówki. Po powiedzeniu kierowcy gdzie ma jechać kontynuowałem rozmowę. - Wiesz, że stałeś się zdrajcą w moich oczach? Nie wierzę jak mogłeś mnie wydać.

- Tylko dlatego, że powiedziałem jej o jego pobudce? - odpowiedział pytaniem dobrze wiedząc, że zdenerwuje mnie ono jeszcze bardziej. Zacisnąłem szczękę czując jak żyła na moim czole zaczyna pulsować. - Czy to grzech?

- Nie denerwuj mnie bardziej niż już to zrobiłeś. Od wczoraj dostaje stertę wiadomości i telefonów. To twoja wina - poskarżyłem się załamanym tonem. - Zdajesz sobie sprawę z tego jak denerwujący jest ten dźwięk i wibracje, które cały dzień mnie męczą?

- Normalny człowiek, by odpisał i odebrał. Wiesz, ona tylko chce wiedzieć czy... 

- Tak, wiem - przerwałem mu w połowie. - Właśnie dlatego nie chce jej odpowiadać. Minie jeszcze w cholerę dużo czasu nim to się wydarzy, a w jej stanie nie powinna się tym przejmować. Zrozumiesz, że nie mówię jej tego ze względu na jej stan? To nie mój kaprys, tylko troska.

- A właśnie, że kaprys. Ze względu na jej stan powinieneś jej wprost powiedzieć, że potrzebujecie więcej czasu. Myślisz, że teraz jest spokojna? Skoro wysyła tyle wiadomości zapewne jej poziom stresu przekracza limit - usłyszałem jak wzdycha do słuchawki. - Myślę, że nie boisz się o jej zdrowie tylko o siebie. Bo nie jesteś pewny czy zdołasz spełnić obietnice, którą jej złożyłeś.

Odpowiedziała mu głucha cisza. Zagryzłem mocno wargę i ostatecznie wcisnąłem czerwoną słuchawkę chcąc uniknąć tak oczywistej odpowiedzi. Ściągnąłem okulary i przetarłem zmarszczkę tworzącą się między moimi brwiami. Tchórz - to określenie chyba najlepiej do mnie pasowało.

Kilka minut później zapłaciłem za przejazd i wysiadłem pod szpitalem. Będąc już prawie pod drzwiami stanąłem w miejscu zdając sobie sprawę, że z tego wszystkiego zapomniałem kupić kwiaty. Przez chwilę pomyślałem by po prostu wejść do środka bez nich jednak gdy tylko postawiłem krok naprzód w głowie pojawił mi się obraz jego świecących oczu. Myśląc jak mogą one wyglądać dzisiaj momentalnie wykonałem obrót w kierunku alejki, którą przechodziłem wczoraj. Stałem tam przez chwilę odwrócony twarzą w jej stronę.

-Przynajmniej taką prostą obietnicę spełniaj jak należy - wymamrotałem do siebie i ruszyłem z miejsca.

*****
Trochę późno, ale jestem! W tym rozdziale za dużo nie ma, w kolejnym będzie trochę słodkości. Do następnego!

Śladem zwiędłych kwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz