14.

9 0 0
                                    

Rano obudziłem się z bolącą głową, ale za to pełen dobrych myśli. Zjadłem skromne śniadanie, sprawdziłem pocztę i zdając sobie sprawę z tego, że miałem wolne wyszedłem z domu oddychając pełną piersią na tyle na ile było to możliwe wśród miejskiego smogu. Choi Daero poprzedniego dnia obiecał mi wysłać swoje notatki i wszystkie ważne papiery, które znalazł w domu rodziny Jeon, a więc na razie nie martwiłem się niczym. Pierwszy raz od dawna postanowiłem spędzić swój wolny czas jak należy, a nie przy ekranie komputera ze stertą bezużytecznych zapisków przy boku. Po prostu żyć jak zwyczajny człowiek i nie przejmować się niczym.

Podczas robienia zakupów w oczy wpadły mi zabawki dla niemowląt co od razu przypomniało mi, że Sooyoung zapraszała mnie do siebie. Skoro miałem wolne postanowiłem skorzystać z zaproszenia. Wybrałem więc jej numer i uszczęśliwiając ją okropnie zapytałem czy mogę wprosić się na kolacje. Jakby się zastanowić nie odwiedzałem ich przez dobre kilka miesięcy, a na samą myśl o kuchni dziewczyny ciekła mi ślinka. Była wspaniałą kucharką i zawsze ze smakiem wszystko jadłem. Zapewne gdyby nie fakt, że woli zajmować się domem i wychować dziecko to sprawdziła by się w pracy w restauracji. Czasami myślałem jak to by wyglądało gdyby to moją żoną była, choć oczywiście nie żywiłem do niej żadnych uczuć. Była dla mnie jak młodsza siostra, którą wciąż mimo wieku trzeba było się zajmować. Jednak myśl o tym wszystkim co mnie ominęło czasami boleśnie uświadamiała mi jak bardzo moje życie było żałosne. Zamiast ciepłych obiadków miałem ramen kupiony w pobliskim sklepie, witał mnie pusty dom, a jeśli chodzi o dzieci to mowy nie było, bo nawet na kupno psa nie mogłem sobie pozwolić. Wiele moich rówieśników również poświęcało się pracy i zostawiało romanse na później, ale ja naprawdę w końcu chciałbym kogoś poznać. Może pójście na randkę w ciemno nie byłoby takim złym pomysłem? Zdecydowanie po rozwiązaniu tej sprawy musiałem w końcu kogoś sobie znaleźć. 

Nie wiedząc kiedy nogi skierowały mnie do kwiaciarni, jakby nawet mimo mojej zajętej marzeniami głowy same wiedziały gdzie powinienem się udać.

- Dzień dobry, ajuma! - przywitałem się na wejściu, a sprzedawczyni uśmiechnęła się na mój widok. W ostatnim czasie bardzo polubiłem tą miłą staruszkę, zadziwiająco często rozmawiałem z nią o życiu, czy kwiatach. Zdarzało się, że uczyła mnie czegoś o tych, które kupowałem, a ja z satysfakcją mogłem powtórzyć to chłopakowi i pochwalić się swoją rozległą wiedzą.

- Co tym razem wskazała książka? - zapytała radośnie wiedząc, że to na jej podstawie zawsze wybieram roślinę.

- Wciąż nad tym myślę - oznajmiłem rozglądając się. W oczy wpadł mi intensywnie niebieski kwiat. Z zafascynowaniem dotknąłem jego płatków. - Jak się nazywa?

- To goryczka, jego znaczenie to... - zaczęła, lecz dokończyłem za nią. Niektóre znaczenia znałem już na pamięć.

-Niech twe sny będą słodkie - powiedziałem przypominając sobie moją wczorajszą wizytę w szpitalu i błogi sen Mingyu. - Poproszę trzy.

Kobieta wyszła zza lady, chwyciła kwiaty w dłonie i ładnie je zapakowała dodając do całości jeszcze jakieś liście i wiążąc wstążką.

- Ta dziewczyna ma wiele szczęścia mając przy sobie takiego romantyka - odparła wręczając mi zamówienie na co odpowiedziałem niezręcznym uśmiechem po czym zapłaciłem i lekko zawstydzony szybko wyszedłem ze sklepu. Czy to naprawdę tak wyglądało? Czułem, że w najbliższym czasie będę musiał wyprowadzić ją z błędu. Na zewnątrz pokręciłem głową śmiejąc się pod nosem w reakcji na tą sytuację i wznowiłem krok.

Wchodząc do szpitala już na wejściu spotkałem Minji, która z zapałem pomachała w moją stronę gdy tylko mnie zobaczyła. Podleciała do mnie jak na skrzydłach, co znaczyło, że najwidoczniej dopiero zaczęła się jej zmiana. W innym wypadku nie miała by na to już siły.

- Daehyun-ssi! Przyszedłeś towarzyszyć Mingyu w pierwszym razie? - zapytała gdy, zbliżyłem się do niej, a ja nie wiedząc o co jej chodzi uniosłem brwi w zdziwieniu. - Zapomniałeś? Dzisiaj zaczyna rehabilitacje. 

- Faktycznie. Musiało mi wypaść z głowy - przyznałem się, zdecydowanie powinienem zacząć zapisywać takie rzeczy w kalendarzu.

- No cóż, zdarza się. Przed chwilą zabrali go do centrum rehabilitacyjnego. Musisz iść wzdłuż tej czerwonej linii - oznajmiła i ręką pokazała mi czerwony pas ciągnący się wzdłuż ściany. - Powiedz, że ja Cię przesłałam.

- Dzięki, chyba jakoś dojdę bez zgubienia się - stwierdziłem po czym wyciągnąłem kwiatki w jej stronę. - Zakładam, że mnie z nimi nie puszczą. Mogłabyś zanieść je do jego sali?

- Jasne, leć już. Zdaje się, że Mingyu na ciebie czekał, bo od rana zachowywał się jakby kogoś wyczekiwał - odparła odbierając kwiaty z moich rąk, a ja żegnając się z uśmiechem ruszyłem we wskazanym kierunku. 

Spacer nie zajął mi długo nim stanąłem przed miejscem docelowym. Powiedziałem pilnującym wejścia kobietom, że chciałem towarzyszyć Mingyu i po przebraniu butów mogłem wejść do środka i obserwować jego ćwiczenia.

Chłopak właśnie leżał na wielkiej piłce, a ubrana w różowy fartuch kobieta masowała jego ramiona. Przywitałem się z nią zwracając jego uwagę na moją obecność po czym ukazałem się przed jego twarzą machając do niego i pokazując mu, że trzymam za niego kciuki. Ten opuścił głowę, lecz nim to zrobił zdołałem zauważyć na jego ustach lekki uśmiech. Z biegiem czasu zdawało mi się, że nasza relacja zaczynała wyglądać coraz to lepiej.

Kolejny kwadrans spędziłem na obserwowaniu jego ćwiczeń chwilowo ograniczonych do wspomaganego przez kobietę rozciągania. Nim stabilnie będzie mógł stanąć na nogach minąć miało wiele czasu, ale na razie zaczynał cieszyć mnie widok takich początków. Chociaż im dłużej na to patrzyłem tym bardziej żałowałem chłopaka, z drugiej strony będąc pod wrażeniem jego samozaparcia. Pod koniec rehabilitacji jego wyraz twarzy był coraz bardziej wykrzywiony, a ja patrzyłem na to z pewnym niepokojem mając nadzieję, że będzie w stanie wytrzymywać późniejsze etapy, które z pewnością okażą się o wiele trudniejsze.

Po ćwiczeniach, przy których mimo ich prostej dla zwykłego człowieka formy chłopak spocił się jakby przebiegł cały maraton, pielęgniarki zabrały go pod prysznic. Cierpliwie czekałem na jego powrót siedząc na jego łóżku i w dłoni obracając papierowego żurawia, którego ze zdziwieniem spostrzegłem chwile wcześniej na szafce nocnej. Kiedy o niego zapytałem jedna z pielęgniarek oznajmiła mi, że to Kim Minji go zrobiła przez co z nieznanych mi powodów poczułem się wdzięczny. Z pewnością ten drobny gest ucieszył chłopaka. Pomysłem, że też powinienem w wolnym czasie zrobić kilka podobnych rzeczy, bo byłem pewien, że jest to jak najbardziej wskazany, a przy tym tani i prosto z serca sposób wsparcia go w walce z niemocą. Ostatnio zadziwiająco często chciałem by Mingyu czuł się dobrze i zaczął częściej uśmiechać. Zastanawiałem się dlaczego tak bardzo zaczęło mi na tym zależeć, po czym zdałem sobie sprawę z tego, że właściwie to na tym polegała obietnica, którą mu złożyłem tamtego dnia. Skupiłem się na odnalezieniu prawdziwego zabójcy, a może "pomóż mi" nie tyczyło się tylko tego. Mogłem mu pomóc wydostać się z tego pełnego smutku świata, w którym od tamtego czasu bezustannie tkwił.

Śladem zwiędłych kwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz