Koniec roku zbliżał się nie ubłaganie, a ja musiałem jak najszybciej zdobyć kamień. Czarny Pan słabnie coraz bardziej i długo nie utrzyma ciała Quirrella przy życiu. Siedziałem właśnie na obiedzie i rozmawiałem z Draco — Warto wspomnieć, że nasze relacje od świąt znacznie się poprawiły. W rozmowie przeszkodził nam profesor OPCMu.
- P-p-panie R-Riddle, m-mogę d-dać p-panu t-t-tą k-ks-książkę k-którą ch-chciał p-p-pan p-p-p-poży-yczyć - Przeprosiłem Draco i ruszyłem za Quirrellem. Zaprowadził mnie do swojego gabinetu, szczelnie zamknął drzwi i rzucił zaklęcia wyciszające — Harrisonie, dziś jest dobra i ostatnia szansa, Dumbledore został pilnie wezwany do ministerstwa i nie będzie go kilka godzin. Skinąłem głową w znaku zrozumienia i uśmiechnąłem się.
- Czyli dziś widzimy się po raz ostatni profesorze Quirrel — Uśmiechnął się smutno.
- Gdy ci się uda, idź do zakazanego lasu, będę czekał na jego skraju — Ponownie kiwnąłem głową.
- Do zobaczenia profesorze — Wziąłem jakąś książkę z półki i wyszedłem z pomieszczenia, tym samym łamiąc zaklęcie.
- Do zobaczenia panie Riddle.
OOOOoooo
Stałem przed drzwiami dzielącymi mnie od trójgłowego psa. Czas zaczynać Zabawę. Otworzyłem delikatnie drzwi, a pies zawarczał, szybko zaczarowałem harfę, by grała, pies zasnął, a ja przesunąłem łapę stworzenia, by dostać się do klapy. Spadłem kilka metrów w dół, by wpaść w jakąś roślinę. Po chwilowej analizie stwierdziłem, że to diabelskie sidła, więc rozluźniłem się, chwilę później stałem już na ziemi. Ruszyłem kamiennym korytarzem. Korytarz biegł w dół, podczas drogi było słychać tylko moje kroki i kapanie wody, bynajmniej do czasu. Im niżej szedłem, tym wyraźniej słyszał coś na kształt trzepotania skrzydeł. Doszedł do końca korytarza i zobaczyli jasno oświetloną komnatę o wysokim sklepieniu, pełną latających... kluczy. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył miotły, wsiadł na jedną z nich i poderwał się w powietrze. Wypatrywałem staroświeckiego, srebrnego klucza, co nie było łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę, że zaczarowane kluczę, umykały tak szybko, że nie mógł złapać ani jednego. Po upływie chwili zauważyłem wielki, z jasnoniebieskimi skrzydłami, które z jednej strony były powykrzywiane klucz. Wyciągnąłem różdżkę i rzuciłem zaklęcie przywołujące, upragniony przedmiot znalazł się w mojej dłoni, a kilka sekund później otwierałem już drzwi do następnego pomieszczenia, w którym zobaczyłem ogromne szachy czarodziejów. Zauważyłem, że brakuję kilku pionków, więc transmutowałem kilka kamieni i zacząłem grę. Szczęście, że Draco lubi szachy, bo miałem na czym wcześniej ćwiczyć. Po kilku minutach dość ciężkiej partii i wygranej, mogłem ruszyć dalej. Wszedłem do kolejnego pomieszczenia, gdzie przywitał mnie... Troll... Znowu. Tylko tym razem o wiele większy od tamtego. No pięknie. Może jeśli będę na tyle cicho, to mam szansę przeżyć. Ewentualnie mam plan B, ale wolałbym go nie używać. Przecież nie można odwracać wszystkich swoich kart, nawet jeśli nikt opcjonalnie go nie widzi. Powoli przechodziłem przez pomieszczenie, szczęście moje, że troll wolał wpatrywać się w ścianę. Doprawdy urocze stworzenia... Gdy byłem, już w połowie drogi usłyszałem, że troll się obraca, szybko myśląc miałem do wyboru plan B lub znowu zrzucić mu coś na łeb. Wybrałem drugi sposób. Znalazłem w swojej kieszeni kamień, który pozostał mi po szachach. Nie czekając dłużej, gdyż stwór mnie zauważył i podążał w moją stronę z dość jednoznacznymi zamiarami, rzuciłem kamieniem wysoko, a gdy był nad jego głową, powiększyłem go do rozmiarów ogromnego głazu. No cóż, raczej nie wstanie — pomyślałem. Spokojnym już krokiem ruszyłem do następnych drzwi. Zobaczył stół, a na nim siedem buteleczek różnych kształtów, poustawianych w równym rzędzie. Witamy profesora Snape'a. Przekroczył próg pomieszczenia, a za nim buchnął purpurowy ogień odcinając mu drogę ucieczki zaś na wprost czarny. No ciekawie. Zauważyłem pergamin leżący koło wszelakich butelek, wziąłem go i wczytałem w treść. Zagadka logiczna. Przeczytałem ją jeszcze kilka razy i spojrzałem po buteleczkach. Mój wzrok zatrzymał się na najmniejszej z nich. To ta zaprowadzi mnie do kamienia. Wypiłem jej zawartość jednym łykiem, poczułem jakby zamarzłą mi krew, ale nie przejmując się tym ruszyłem przez ognień. Faktycznie. Nie upiekłem się. Znalazłem się w przestronnym pomieszczeniu, wokół było wiele kolumn, a cały pokój był w jasnych barwach, lecz najbardziej w całym pomieszczeniu zwracało uwagę lustro. Nie było to byle jakie lustro, gdyż było mi bardzo dobrze znane. Zwierciadło Ain Eingarp. Moim największym pragnieniem musi być zdobycie kamienia... Skupiłem się na tym, że chce zdobyć kamień, by przekazać go ojcu... By mieć rodzinę. Po chwili poczułem ciężar w kieszeni szaty. Kamień filozoficzny. Uśmiechnąłem się szeroko, teraz czas dać prezent. Odetchnąłem głęboko, tak jak mnie uczył, dzięki magii cieni wydostałem się z podziemi i dostałem się do zakazanego lasu, gdzie czekał już On.
- Ojcze — Ukląkłem przed nim na jedno kolano.
- Wstań Harissonie, jak sam zauważyłeś, jestem twoim ojcem nie panem. Jak poszło?
- Świetnie, był mały problem z trollem, ale dałem radę.
- Kolejny troll? - Uśmiechnął się pobłażliwie — Gdzie kamień? - Wyciągnąłem go z kieszeni i podałem ojcu — Doskonale.
- Ojcze, jeśli mogę spytać, co stanie się z tym ciałem?
- Cóż nie jest mi już potrzebne, porzucę go gdzieś w lesie -Skinąłem głową na znak zrozumienia.
- Chyba czas się żegnać, niedługo zaczną nas szukać — Stwierdziłem.
- Tak, już czas. Widzimy się na peronie, synu.
- Peronie? - Zdziwiłem się.
- Tak, to chyba oczywiste. Nie mogłem cię odstawić, gdy wyjeżdżałeś, chociaż cię odbiorę — Uśmiechnąłem się szeroko na tą odpowiedź.
- Do zobaczenia — Powiedziałem i obróciłem się na pięcie, by ruszyć na kolacje do zamku. Usłyszałem za sobą jeszcze ciche "Do zobaczenia" i trzask aportacji.
OoOoOoOooOoOoOoO
875 Słów
W końcu napisałam ten rozdział! Myślałam, że nigdy go nie skończę. Jak wam mijają wakacje? U mnie straszne nudy... Btw został ostatni rozdział z pierwszego roku i mamy także wakacje! Dokładniej to muszę napisać rozdział z zakończenia. No, ale sami z resztą przeczytacie.Na górze piosenka Quebonafide - SZUBIENICAPESCYTYDYBROŃ dzięki ogólnie temu albumowi polubiłam jego twórczość, wcześniej można rzec, że nienawidziłam, szczególnie po taconafide...
Buziaki! 😘
CZYTASZ
Błazen
FanfictionHarry od najmłodszych lat wykorzystywany i krzywdzony przez mugoli poznaje rodzinną tajemnicę. Co się stanie, gdy okaże się, że tak naprawdę został adoptowany przez Potterów? Zobaczymy... Opowiadanie nie jest zgodne z kanonem #1 Harrypotter 28.09.2...