Szybkie info. Rozdział wpadł już dzisiaj, bo w niedzielę nie będę mieć dostępu do komputera.
Czy mogę liczyć na niewielki spam komentarzy? x
Jeden z moich ulubionych rozdziałów ;)
Dni mijały powoli. Codziennie jeździłam wraz z Dylanem do domku na plaży przy samym Atlantyku. Czuł się już o wiele lepiej, na szczęście grypa żołądkowa szybko mu przeszła. Kiedy pierwszy raz pojawiliśmy się nad oceanem, poczułam się tak, jak gdyby ktoś przeniósł mnie do całkiem innej krainy. Bo tam Atlantic City wyglądało całkowicie inaczej. Przede wszystkim nie było tych wszystkich budynków, ani kasyn, muzeów, ani innych budynków, z których słynęło nasze miasto. Tylko spokój, szum wody i świeże powietrze. Przepięknie, naprawdę.
Dzisiejszego dnia, dwunastego lipca we wtorek odbyć się miały urodziny Williama Shay'a. Wszyscy wzięli wolne, by móc ten dzień z nim spędzić. Oczywiście nie miałam pojęcia, co kupić wchodzącemu w dorosłość mężczyźnie. Gdybym miała kupić coś Dylanowi, wybór byłby oczywisty – Jayden kochał alkohol, a do tego wciąż się gdzieś spóźniał. Zegarek lub whisky to dobry wybór. Rosaline nie pochwalała zachowania Jaydena, ale tego głośno nie mówiła. Pewnych nawyków nie dało się jednak zmienić. Na szczęście pomógł mi z kupnem prezentu dla Shay'a. Pogadałam z Ross i dowiedziałam się, że Will był totalnym molem książkowym. Tu miałam większe pole do popisu jako zagorzała książkara. Kupiłam blondynowi thriller Harlana Cobena i liczyłam, że się z niego ucieszy.
Pozostała jeszcze jedna kwestia. Oczywiście, że ta dotycząca Thomasa Frightona. Postanowiłam wcielić plan w życie i się do niego nie odzywałam Prze ten czas, który spędzałam z jego ekipą. Cóż, czasem dalej czułam się nieswojo, gdy Zach mnie zaczepiał lub bezpośrednio flirtował, ale Jack ratował sytuację, bo zawsze wtedy znajdował jakieś zajęcie dla Richera. Thomas miał to gdzieś, dosłownie. Udawał, że mnie nie ma i jak z początku mi to pasowało, tak potem zaczęło irytować. Z Blake'iem się rozmówił, bo odważył się ze mną spędzać czas, ale z przyjacielem to już nie mógł pomówić. To nie tak, że nie lubiłam Zacha. Bardzo lubiłam, ale nie przepadałam za nadmierną uwagą. A Frighton miał to wszystko gdzieś. Nie mówił do mnie, nie patrzył, nic. Kompletnie nic. Zero kontaktu, zero czegokolwiek i choć chwilami dzieliło nas tylko parę kroków, czułam się tak, jakby było to parę kilometrów.
Ale przynajmniej się nie kłóciliśmy.
– Jesteś gotowa?! – Usłyszałam głos mojego przyjaciela zza drzwi pokoju, w którym wiedziałam. Dylan od piętnastu minut zadawał mi to samo pytanie. Czekał cierpliwie, by zawieźć mnie na imprezę. Cóż, nie mogłam wybrać butów.
Niby to plaża, więc sandałki odpadały, bo nienawidziłam piachu w butach. Szpilki, to mówiło się samo przez się, że odpadały. Teoretycznie mogłam też iść w swoich trampkach, ale nie pasowały do jednoczęściowego kombinezonu, który niedawno kupiłam w galerii. Był w odcieniu beżu z krótkim rękawem i długimi nogawkami, trampki zaś czarne. Nie bardzo mi to pasowało. Pozostały więc japonki albo adidasy.
CZYTASZ
We are drowning in the dark
RomanceThe first part of the ''Darkness'' trilogy ~ Tonęliśmy, dławiąc się mrokiem. Byliśmy jeszcze niżej niż piekło czy dno. Tkwiliśmy tam, gdzie nie dociera dźwięk i jasność świata. W ciemności. A tam wiara umierała wraz z nami. Bo kim my byliśmy? Zw...