ROZ. 1 - "ZEW KRWI DEMONA"

890 50 7
                                    

Magnusa jak zwykle obudziły wrzaski i piski wszelakiej maści demonów, odkąd gości w zamczysku Asmodeusa, tak naprawdę nie wyspał się od kilkudziesięciu lat, zatracił się w monotonii tego wymiaru, każdego dnia patrzył jak demony coraz częściej przedzierają się do innych światów i jak szybko powracają by odrodzić się z wrzaskiem po poniesionej klęsce.

To dawało mu do myślenia... Tak szybko zakończone inwazję sugerowały, że na świecie dzieją się ciekawe rzeczy, to sugerowało, że najwyraźniej pojawiła się nowa elita Nocnych Łowców, ale także mogło zwiastować coś niebywale groźnego... takie rzeczy się powtarzają i niezwykle często łączą ze sobą...

Dla Magnusa jako podziemnego, Nocni Łowcy to zwykła zgraja młodych ludzi o przerośniętym ego, doskonale wiedział, że Nefilim nie lubią takich jak on, ale wybitnie często korzystają z ich usług, jak nie potrzebują mikstur to leczenia. Czarownicy dla Clave są szczególnie pożądani, a co ważniejsze dobrze opłacani.

Magnus nie mógł jednak zaprzeczyć sam sobie, że co poniektórzy bywają również mocno pociągający... a jego dawno nic nie interesowało.

Coś się w nim zaczęło budzić, czuł chęć sprawdzenia sytuacji czuł, że czas pomówić z ojcem i zakończyć tą ponurą egzystencję i zacząć żyć... tak jak tylko on potrafił.

Wstając z wielkiego łoża, które ku rozpaczy wszechwładnego było w odcieniu mocnej zieleni i idealnie kontrastowało z czarnym wystrojem zamczyska, Magnus stwierdził, że czas spojrzeć na siebie w lustrze.

Niestety nie posiadał owego mebla w swoim pokoju. Ale kimże by był, gdyby go sobie nie wyczarował. Tak też machając ręką stworzył sobie toaletkę z czasów wiktoriańskich, wszelkie niezbędne fryzjerskie i kosmetyczne przybory z czasów współczesnych. Doskonale wiedział, że wystarczy jedno pstryknięcie palcami aby fryzura, makijaż i ubiór były idealne i takie jakby chciał.

Ale Magnus chciał zrobić wszystko sam, już i tak zaśniedział siedząc bez życia przy swoim ojcu. Jego powrót miał być spektakularny.

Jak postanowił, tak uczynił. Usadowił się na stołku przy toaletce i z chwilą, gdy spojrzał na swoje odbicie to podskoczył i wrzasnął....

- Wyglądam jak miotła!!! Zgroza... dramat i nie wiem co jeszcze, mam wory pod oczami, a cera.... ten klimat jest koszmarny.... - skomentował sam do siebie i czym prędzej zabrał się do poprawy swojego wizerunku.

Był tak pochłonięty swoimi myślami i czynionymi zmianami w swoim wyglądzie, że nie zauważył iż jest od dłuższego czasu obserwowany.

Patrzył na niego wysoki mężczyzna, o azjatyckich rysach, w którego złotych oczach z pionowymi źrenicami czaił się ogień i gniew. Doskonale wiedział, że ten entuzjazm u Magnusa powodowany jest tym, iż podjął on już decyzje i wraca do tego śmiesznego, zwyczajnego i przyziemnego życia.

Asmodeus postanowił się odezezwać, już i tak długo zwlekał. Pora się rozmówić z synem.

- Synu... jak dobrze Cię widzieć - odezwał się do Magnusa, na co ten, mało nie wydłubał sobie oka kredką, którą w obecnej chwili poprawiał sobie nieziemsko fioletowe kreski pod oczami.

- Ojcze! Cóż Cię sprowadza do mojej sypialni? Czyż to już czas na wspólny spacer i zwiedzanie twych wspaniałych włości. - odpowiedział Magnus... już nie kryjące swojego sarkazmu. W końcu wróciły do niego chęci do życia, pora przestać być apatycznym i uprzejmym dla Niego.

- Widzę, że wracasz do siebie... znowu ironizujesz czyżbyś już powziął decyzję? - zapytał Asmodeus siląc się na spokój, choć znał już odpowiedź. Była ona niezmienna od setek lat, widział to w oczach Magnusa, który de facto miał takie same oczy jak on.

Czar Miłości (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz