ROZ. 2 - CZAS POWROTU

725 46 14
                                    

Po wydarzeniach zeszłego dnia, Magnus zastanawiał się nad najlepszym sposobem powrotu do swojego życia. Był bardzo podekscytowany faktem, że wreszcie opuści to posępne miejsce, jednakże wiedział, że nie może odejść od tak... bez słowa, gorzej by na tym wyszedł...

Mimo wszystko nie chciał rozjuszyć wszechwładnego, nie potrzebne mu były dodatkowe kłopoty, ten i tak wystarczająco utrudniał mu życie... Jeszcze nie było potrzeby stawiać się bardziej niż to konieczne...

- Przyjdzie na to czas... - pomyślał Magnus.

Już poprzedniego dnia poczuł, że jego moc rośnie i staje się coraz silniejszy... Ale nie mógł popełnić błędu aby moc nie przejęła nad nim władzy, nie wypaliła każdej komórki w jego ciele i tym samym nie pozbawiła go życia...

Teraz musiał grzecznie pożegnać swojego Ojca, aby na następne stulecie... a może kilka... nie musieć tutaj wracać...

- Cholera mam ciekawsze rzeczy do roboty... - rozmyślał gorączkowo... trzeba zorganizować loft, ogarnąć przyjaciół i co ważniejsze dowiedzieć się co się działo przez te lata. - muszę to prędko załatwić.

Magnus pomimo wielkiej ochoty na szybki skok do normalności i jeszcze większej ciekawości świata, nadal siedział w fotelu i rozmyślał jak ekstrawagancki strój przywdziać aby na odchodnym jeszcze raz zakłuć w oczy swego Czarnego Ojca.

Nie mógł się powstrzymać, musiał mieć ostatnie słowo, choćby wyglądem podkreśli w tej chwili, że jest inny - uśmiechnął się sam do siebie. Będzie kolorowy, pełny życia, a nie nudny i nijaki jak Pan Edomu.

Kwestią samego powrotu nie będzie się obecnie martwił... tym zajmie się później, wystarczy zwykły portal... machnięcie reką, oczywiście za przyzwoleniem Władcy - pomyślał z niesmakiem.

Jego ojciec doskonale wiedział, że gdyby stworzenie portalu nie zależało od jego zgody, to Magnus nie "gościłby" tu ani chwili dłużej - pomyślał z przekąsem...

A tak, dopóki Pan wspaniały i dobroduszny nie puści go wolno - ironizował w myślach Magnus... to tworzac bramę wpadłby w otchłań niebytu lub w najlepszym razie do jakiegoś innego koszmarnego wymiaru, a nie zaś do Nowego Jorku, gdzie planował.

Minęło sporo czasu zanim zdecydował się udać do komnat Asmodeusa, wreszcie wybrał co na siebie włoży...

Mimo iż nie dał się sprowokować do dyskusji na temat Nefilim i jego "przyziemnego życia" to w duchu sam zastanawiał się co go ominęło i co tak naprawdę się dzieje...

Tak też, z wielkimi planami powrotu, z rosnącą ciekawością, ubrany w bordową koszulę w kartę i dopasowane do jego umięśnionych, długich nóg, białe skórzane spodnie, wystrojony we wszelkiej maści pierścionki i łańcuszki oraz z włosami ufryzowanymi w irokeza z różowymi końcówkami i toną brokatu... - wyglądam perfekcyjnie.. - skomentował na głos... wyruszył na spotkanie z Asmodeusem. Jego czarne, podbite metalem buty stukały o kamienną posadzkę tworząc wraz z brzękiem biżuterii melodię jakby nie sam Czarownik, a cała armia szła na spotkanie z Księciem Piekieł.

******

Tymczasem w Nowym Jorku

Catarina Loss właśnie wróciła z 24-godzinnego dyżuru, który odbywała w jednym z najbardziej obleganych szpitali w Nowym Jorku.

Catarina była bardzo uzdolniona, specjalizowała się w sztuce leczenia. Pomimo, iż Clave wielokrotnie chciało nawiązać z Nią współpracę, ta uparcie odmawiała. Wolała poświęcić się pracy w szpitalu dla przyziemnych, niż mieć nad swoją głową natarczywe spojrzenie Rady Nefilim. W ten sposób miała pełną swobodę działania i możliwość realizowania się dzięki pomocy wszystkim tym ludziom, którzy potrzebowali magicznego wsparcia. Nefilim też nie odmawiała, tak naprawdę pomagała wszystkim bez wyjątku... przyziemnym, podziemnym i Nocnym Łowcom... kochała to.

Czar Miłości (Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz