Hej.
Po dłuższym czasie, przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem. Jest on dość emocjonalny. Właściwie jak chyba każdy, który dotychczas pisałam. Zapraszam do kontynuacji historii.
Życie bywa przewrotne, jak przewrotny okaże się ten fragment historii...
Zobaczcie.
*NefilimWarlock.
Świat się zatrzymał.
Otumanieni i nieświadomi, załamani i boleśnie zranieni.
Wpatrzeni w drzwi infirmerii jakby siła ich spojrzenia miała sprawić cud, którego nie mieli prawa się spodziewać, nie mieli prawa nawet o nim marzyć, a jednak...
Marzyli.
To już kolejna doba gdy poranieni, w strojach bojowych splamionych krwią Aleca i posoką demonów, siedzieli i czekali, sami nie wiedząc na co.
Słowa Cichych Braci, którzy przybyli z chwilą zakończonej i jakże opłakanej w skutkach walki do Instytutu dźwięczały im w głowach. Drażniły i rozbrzmiewały w ich umysłach, jakby powtarzane non stop.
Raniące i dzielące ich dusze na kawałki.
„To koniec, nic tutaj nie pomoże. Przedłużyliście mu chwilę agonii. On już nie wróci. Czas się pożegnać... te runy kiedyś stracą moc i nie można ich powtarzać w nieskończoność, to bezcelowe. Powiadomimy Clave, a Wy... nie sprzeciwiajcie się woli Niebios."
Po takich słowach, żadne z nich nie było w stanie ruszyć się z miejsca.
Wiedzieli, że niedługo po tym jak raport Cichych Braci poleci do Idrisu, przybędą władze Clave. Zdawali sobie sprawę, że szybko przyjdzie moment rozstania i czas pogrzebu, ale nie potrafili dopuścić tego do siebie.
Clary siedziała w objęciach Jace'a, bezwiednie głaszcząc poprzez rozerwaną koszulkę, jego runę parabatai. Robiła to mimowolnie, jakby wierzyła, że sam jej dotyk, to nieme błaganie... mogło sprawić by ten znak, ta część jej ukochanego nie zniknęła... by została tam tak jak dotychczas.
Isabelle natomiast stała z boku.
Milcząca, wsparta na ramieniu Simona, wpatrywała się w brata, jakby sama siła jej spojrzenia mogłaby uchronić go przed stratą Aleca, uchronić ich oboje.
— Ja tego nie przeżyję... — Isabelle szeptała w ramionach Simona, który trzymał ją starając się dać choćby ułudę otuchy, wsparcia... ułudę, bo sam obawiał się chwili, w której Alec odejdzie... nie potrafił sobie tego wyobrazić, a tym bardziej nie mógł się na to przygotować. Nie mógł ani nie chciał.
— Wiem... wiem. — wydusił jedynie ze ściśniętym gardłem i dalej stali w uścisku, dając sobie wzajemne oparcie, czekali.
Maryse nie była w stanie usiedzieć w miejscu, całą sobą sprzeciwiała się zakazom Cichych Braci. Krążyła nieustannie po korytarzu, stukając ciężkimi butami o posadzkę. Wiedziała, że Clave zostało powiadomione i jakiekolwiek ich działanie może zostać uznane za próbę nekromancji, a tym samym, w najlepszym razie zostaliby zesłani do Gardu, jeśli nie skazani na karę śmierci, czego spodziewała się bardziej.
Ale kto tutaj chce stosować nekromancję... kto? Mój syn żyje. Żyje. — powtarzała w myślach i trzymała się tej wątłej iskierki jak kotwicy na wzburzonym oceanie. Wiedziała, że tonie. Ale nie chciała w to wierzyć.
Dlatego jej umysł wypierał nekromancje, Alexander przecież żył.
Był tam i oddychał... w prawdzie nie sam, a dzięki tlenowi, który wpompowywały w niego otaczające go maszyny i lecznicze runy Cichych Braci, ale jednak był żywy... czy to źle, że ona tak pragnęła by tak zostało. By mogła zmierzwić jego niesforne włosy i spojrzeć w te piękne oczy. Chciała go widzieć szczęśliwego u boku Magnusa... chciała by był, po prostu był.
CZYTASZ
Czar Miłości (Malec)
FanfictionMagnus Bane żyje już od wieków. Jest przekonany, że ta namiastka świata w ktorym przebywa to nie jest miejsce dla niego. Bane jest otwarty i towarzyski, a do tego niezwykle wrażliwy... otwiera się tylko do nielicznych, kocha silnie i cierpi po każd...