Część 10

341 29 2
                                    

Naruko tej nocy strasznie się wierciła, była nadzwyczaj pobudzona i niekoniecznie było jej to na rękę . Chciała się wsypać bo jutro miała szukać Shisuiego, ale coś jej nie pozwalało zasnąć, dodatkowo z swojej torby nie wyciągnęła zwoi, nie pochwaliła się idealnymi pieczęciami, które zrobiła za dnia. Nic się jej nie zgadzało, miała wrażenie jakby postępowała wbrew sobie. Koniec końców postanowiła się położyć na plecach, uważnie słuchała rytmicznego oddechu brata, czyli spał głęboko, a po domu nikt nie chodził, więc pewnie mama też spała a tata z tego co wiedziała do późna miał być w biurze. Spojrzała na zegarek, było przed północą, w końcu nie wytrzymała i energicznie wstała. Przebrała się z piżamy w ubrania o ciemnych kolorach, czyli długie czarne spodnie i ciemna bluza z doszytym kapturem, zarzuciła przez ramię torbę z zwojem oraz pieczęciami i ruszyła w stronę wyjścia stawiając kroki najciszej jak może. Gdy tylko ubierała buty była pewna, że wszyscy głęboko śpią i wyszła z domu, jej nogi zaczęły ją kierować w nieznanym jej kierunku, jakby po prostu miała ochotę się przejść bez celu. Nim dobrze wyruszyła za plecami usłyszała skrzek kruka, na chwile odwróciła głowę, ale nie zwolniła kroku, zauważyła, że jej kruczy przyjaciel cały czas ją obserwował a teraz wzbił się w powietrze jakby chciał ją śledzić i dopilnować, że nic się jej nie stanie. Nie wiedziała gdzie ją nogi niosą, ale z chodu zaczęła truchtać a z truchtu zaczęła biec, czuła, że dzieje się coś niedobrego. Postanowiła, że da się ponieść temu nieznanemu uczuciu i zobaczy gdzie ją to zaprowadzi.

Po długim czasie biegu ledwie łapała oddech, ale czuła, że nie może się zatrzymać. Biegła i biegła aż w końcu nogi doprowadziły ją na plac treningowy który był okryty sporą ilością drzew, przebiegła jeszcze kawałek i usłyszała głosy walki. Coś kazało jej się zatrzymać i schować. Postąpiła zgodnie z przeczuciem i chodziła od krzaków do krzaków, tak cicho by nikt jej nie zauważył. Gdyby ktoś na nią teraz spojrzał dostrzegłby, że jej oczy były niesamowicie pociemniałe, a twarz bez wyrazu. Skupiła się na tyle na ile mogła, wymuszając uspokojenie oddechu i spokojnie obserwowała sytuację. Widziała czterech członków ANBU, a za nimi stał starszy pan, którego nazwali „Pan Danzo". Wydedukowała, że ci ludzie z ANBU musieli być jego podwładnymi, o czymś rozmawiali, ale słowa jej umykały, kompletnie jakby nie ich treść miała w tym momencie znaczenie. Zauważyła tylko, że po skończonej mowie momentalnie starszy mężczyzna się teleportował za osobę do której mówił i szybkim ruchem wyrwał tej postaci oko. Z ruchu warg mężczyzny wydedukowała, że coś jeszcze mówił do swojego przeciwnika, który z szoku cofnął się kilka kroków i upadł na jedno kolano trzymając się za twarz. Naruko wytężyła wzrok i zauważył, że był z Uchiha, przynajmniej taki znak widniał na jego plechach. Rozszerzyła oczy w szoku dopiero gdy się odwrócił by szybko spojrzeć na ludzi za nim i rozpoznała Shisuiego.

-Nie możliwe.- Pomyślała w szoku, ale nim zdążyła zareagować Shisui rzucił kulę dymną i wzbił się w powietrze w celu ucieczki. Naruko chciała go znaleźć i mu pomóc, ale zamiast tego, po prostu wstała i ruszyła w przeciwnym kierunku. Czuła się jakby nie miała władzy nad ciałem, próbowała zmusić swoje ciało do zawrócenia, ale jej nie słuchało, jakby jurysdykcje nad nim sprawował ktoś inny. Zamiast udzielić pomocy swojemu koledze zaczęła biec znowu w nieznanym jej kierunku. Zostało jej mieć tylko nadzieję, że Shisui sobie poradzi, ale niemiłosiernie się o niego martwiła. Lubiła tego chłopaka i czuła do niego przywiązanie, podczas biegu zaczęła wspominać ich wspólne treningi i szczery uśmiech, był tak pociesznym chłopakiem w stosunku do niej, że myśl o tym, że może zginąć boleśnie ścisnęła jej serce.

-Shisui, musisz przeżyć !- Myślała gorączkowo, ale jej troska została zastąpiona kolejną dawką szoku. Zauważyła, że dobiegła do miejsca którego nigdy nie widziała, ale słyszała od ojca o takim miejscu. Mówił, że Konoha posiada irracjonalną organizacja pod pewnym względem. Mianowicie odłam ANBU, potocznie korzeń, każdy o nim wie, ale jest tajna. Przykucnęła pod jednym z niewielu drzew kawałek trasy do wejścia od siedziby i ponownie się skupiła na wyrównaniu oddechu, w między czasie zaciągnęła kaptur na głowę by ukryć jej lśniące blond włosy. Kiedy się uspokoiła otworzyła torbę i wyciągnęła z niej jedną z pieczęci do teleportacji, ukryła ją pod ziemią i centralnie w miejscu w którym stała, wzięła dwa głębokie oddechy i ruszyła do środka w przykucniętej pozycji. O dziwo mało kto tu patrolował, jej oczy nie wyłapały ludzi którzy strzegą wejścia, nie było pułapek, a nawet jak ktoś przechodził to nie miała problemu by się schować by nikt jej nawet nie zauważył. Dziwne, zbyt dziwne...ale nie miała za wiele czasu by nad tym rozmyślać. Siedząc z ciemnym zakamarku, w murach Korzenia zauważyła jak wchodzi Danzo z obstawą a w dłoni trzymał słoik z okiem który miał Sharingan.

Zacznijmy razem coś nowego.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz