○Jestem tu i zawsze będę○

698 28 8
                                    

Pov. Kacper

Obudziłem się o 6, bo dziś idę do szkoły. Nie jestem już chory, więc niestety muszę wrócić do tego więzienia... nieważne. Usiadłem na łóżku i spojrzałem na miejsce obok siebie. Był tam Piotrek, jeszcze spał. Nagle przypomniało mi się moje wczorajsze wyznanie i emocje, które mi towarzyszyły... radość, ale i przede wszystkim strach i stres... bałem się odrzucenia. Bardzo się bałem. Pamiętam, serce waliło mi jak oszalałe... lecz gdy w końcu postanowiłem to wyznać, poczułem wielką ulgę... a teraz mogę mieć tą osobę obok siebie.

W końcu skończyłem rozmyślać nad wczorajszym wieczorem i po cichutku poszedłem do łazienki się przebrać. Oczywiście w co? W dresy! Tylko, że tym razem inne. Zdjąłem bluzę w której spałem, a moim oczom ukazały się bandaże na rękach. Nie byłoby w tym nic strasznego gdyby nie to, że były całe przemoknięte krwią. Poszedłem więc cichutko do kuchni po apteczkę i wymieniłem opatrunki. Potem wróciłem do łazienki. Już miałem zakładać bluzę, którą sobie dziś przygotowałem, ale okazało się, że jest cała brudna.

Kurczę, ale nie mam już czystych bluz! Wszystkie są w praniu...- myślałem.

A więc zostało mi założyć koszulkę. Problem tylko z bandażami... a z resztą. Poszedłem więc po koszulkę i ją założyłem. Bandaże były bardzo widoczne, ale nic nie mogłem na to poradzić. Do tego założyłem czarne jeansy i buty Nike. Zjadłem na szybko kanapkę, spakowałem się i już miałem wychodzić, ale usłyszałem czyiś głos dochodzący z mojego pokoju.

-Kacper, nie podwieźć Cię?- spytał Piotrek.

-No dobra, jak chcesz- odpowiedziałem ziewając.

Po chwili zauważyłem Piotrka wychodzącego z pokoju. Nie wiem jak, ale był już przebrany. Założył buty i poszliśmy do auta. Wsiedliśmy, Piotrek uruchomił samochód i pojechaliśmy do mojego Liceum. Po 10 minutach byliśmy już na miejscu. Piotrek zatrzymał auto. Zanim wysiadłem, dałem mu buziaka w policzek. Potem szybko wbiegłem do szkoły. Usiadłem przed salą matematyczną, wyjąłem telefon i zacząłem przeglądać Instagrama. Tak, założyłem tam konto kilka dni temu. Fajna aplikacja, zdążyłem już zgromadzić kilkadziesiąt obserwujących. Akurat przeglądałem konto Piotrka, on też niedawno założył konto. W pewnym momencie ktoś wytrącił mi z ręki telefon. Spojrzałem w górę, na twarz tej osoby. Był to Marcin, chłopak z mojej klasy który od zawsze wyśmiewa się z mojej orientacji, lecz nigdy nie robił tego publicznie, przy innych.

-Ej, pedale, co tam przeglądasz?- wykrzyknął na cały korytarz i zaczął oglądać mojego Instagrama. Nagle natrafił na konto Piotrka w mojej historii wyszukiwania.

-O, a to ten twój chłoptaś którego pocałowałeś przed szkołą?- drwił dalej Marcin.

On to widział?? Cholera... lecz nie było dane mi więcej nad tym myśleć, bo po chwili jedyne co widziałem, to ciemność...

Pov. Piotrek

Siedziałem właśnie na policji, czekając na swoją kolej, żeby ogarnąć sprawę z Kacprem.

-Pan Piotr Charaziński!- usłyszałem z gabinetu. Wszedłem i zająłem miejsce przed biurkiem.

-Dzień dobry, chciałbym wyjaśnić sprawę związaną z Kacprem Porębskim- powiedziałem pewnie.

-Dobrze. Czy to ten chłopak, którego matka zginęła w wypadku?- spytał policjant siedzący za biurkiem.

-Tak, dokładnie. Ostatnio przyznaliście moim rodzicom prawo opieki nad nim z racji, że jest niepełnoletni. Jest tylko jeden problem, moi rodzice nie mogą przyjechać do tego miasta i mieszkać tu- powiedziałem.

-Hmm... dobrze dobrze... skoro tak, pan Porębski nie będzie miał prawnego opiekuna- odpowiedział policjant wypisując jakieś papiery.

-Dziękuję za wyjaśnienie całej sprawy, do widzenia- pożegnał się, a ja wyszedłem z gabinetu kierując się do wyjścia z komendy. Nagle zadzwonił mi telefon. Wyszedłem więc na zewnątrz. Nie wiedziałem kto dzwoni, ale odebrałem.

P: Halo?

NK: Dzień dobry, dzwoni nauczycielka Kacpra.

P: Ooo, dzień dobry. Co się stało?

NK: Kacper oberwał dość mocno w twarz, została wezwana karetka.

P: Już jadę, zaraz będę w szkole. Do widzenia!

Rozłączyłem się jak najszybciej mogłem. Kacper oberwał? Dlaczego? Wsiadłem szybko do auta i nie zważając na nic pojechałem do szkoły Kacpra. Po chwili byłem już na miejscu. Wysiadłem i pobiegłem do wejścia. Przed drzwiami stała pani kontrolująca, kiedy przyjedzie karetka.

-Dzień dobry, gdzie obecnie jest Kacper?- spytałem w pośpiechu.

-Dzień dobry, znajduje się na pierwszym piętrze na korytarzu. Jest z nim pani pielęgniarka- odpowiedziała.

Wszedłem więc szybko do szkoły i wbiegłem po schodach na pierwsze piętro. Gdy byłem już na piętrze, zauważyłem pełno dzieci w wieku Kacpra tłoczących się w jednym miejscu.

A więc tam jest Kacper- pomyślałem. Podbiegłem więc tam i przedarłem się jakimś cudem przez wszystkich ludzi stojących w ciasnym kółku. Na podłodze leżał Kacper. Miał rozwalony nos, który był cały w krwi. Dodatkowo bandaże które miał na rękach były rozszarpane tak, że było widać wszystkie jego blizny po żyletce. Obok niego siedziała pani pielęgniarka, która próbowała nieco zatamować krew. Automatycznie łzy napłynęły mi do oczu. Matko boska, czemu ja ostatnio tak często płaczę??? Nagle usłyszałem za sobą pewien głos.

-Ooo, chłoptaś Kacperka przyszedł!

W tym momencie nie wytrzymałem. Odwróciłem się, stał tam brązowowłosy chłopak patrzący się na mnie ze złośliwym uśmieszkiem. Podszedłem do niego i powiedziałem tak, żeby nikt inny tego nie usłyszał, tylko ten chłopak.

-Zamknij tą swoją niewyparzoną gębę szczeniaku, a jeśli nie, nieźle pożałujesz...- byłem wściekły.

Teraz na twarzy tamtego chłopaka zamiast tego okropnego uśmieszku pojawił się strach. Po chwili już go nie było. Podszedłem z powrotem do Kacpra, a na mojej twarzy znów zagościł smutek. Po chwili zobaczyłem ratowników idących w naszą stronę. Zabrali Kacpra na nosze. Pobiegłem za nimi na dół, aż do karetki.

-Przepraszam, czy mogę z wami jechać?- spytałem pełen nadziei.

-Dobrze, dlaczego nie. Pomoże nam pan- odpowiedział jeden z ratowników. Wsiadłem więc za nimi do auta. Usiadłem na małej ławeczce i oglądałem, jak próbują obudzić Kacpra. Po kilku chwilach zobaczyłem, jak chłopak powoli otwiera oczy i próbuje oddychać przez nos.

-Spokojnie, oddychaj przez buzię- poradził mu ratownik.

-A-ale d-d-dlacz-czego n-nie m-m-mog-gę oddychać p-przez n-nos?- spytał rozdygotany Kacper.

-Masz trochę uszkodzony nos, ale spokojnie, naprawimy to- uśmiechnął się do niego lekarz.

Kacper powoli odwrócił głowę w bok i spojrzał na mnie.

-Piotrek?- wyszeptał.

-Tak, jestem tu i zawsze będę- powiedziałem uśmiechając się lekko.


Pararararararararapapapapapaaaaaaaa! Witaaaaam! Czekajcie cierpliwie na kolejny rozdział♥

~Jestem inny~ KxPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz