○Piotruś, ja żyję...○

685 26 6
                                    

Witam was po małej przerwie wakacyjnej :) Powracam!

Pov. Kacper

Dalej jedyne co widziałem, to czarna pustka. Jedyne co słyszałem, to... cisza? Nawet gdyby obok ucha przeleciała mi nie wiem... pszczoła, nie usłyszałbym ani nie poczułbym tego. Dalej nie mogę się też poruszyć. Tragedia jakaś...

W pewnym momencie usłyszałem kilka słów, wypowiedzianych chyba przez jakiegoś lekarza...

-Jasne, lecz chłopak jest dalej pod narkozą

Co to miało znaczyć? Na pewno dotyczy to mnie, tak sądzę. Próbowałem usłyszeć coś jeszcze. Dźwięk otwierających się drzwi... dźwięk klamki... hmm, może jestem w jakimś innym pomieszczeniu? Możliwe. Uhh, czemu ja nie mogę nic poczuć ani zobaczyć? Widziałbym, kto wchodzi. A tak to tylko mogę nasłuchiwać. Dźwięk przesuwanego taboretu... ktoś chyba tam obok mnie siedzi!

Nasłuchiwałem dalej, ale chyba narkoza zadziałała przez chwilę mocniej... chwilkę, słyszę coś...

-Nie mogę Cię stracić...

Ten głos poznałbym wszędzie. Piotrek? On tam siedzi!

Gdy tylko usłyszałem te słowa wypowiedziane przez niego, chciałem go przytulić i zapewnić, że z tego wyjdę. Jego głos brzmiał smutno... jakby ciągle płakał...

Najchętniej teraz otworzyłbym oczy, wstał i wpadł w jego ramiona. Mógłbym powiedzieć mu, że żyję... a tak to może tylko domyślać się, jak ze mną jest.

Piotrek, ja żyję! Wszystko będzie dobrze, wyjdę z tego, wyjdę...- krzyczałem w myślach, lecz to nic nie dawało. Po chwili usłyszałem zamykające się drzwi. Wyszedł. W sumie to dobrze, niech odpocznie... nie może wiecznie tu siedzieć, na twardym stołku.

Chwilę, poszedł do domu. Może złapać doła, że przed niego tu leżę, przecież dalej ma depresję... cholera... Piotruś, ja żyję, nie rób sobie nic! Proszę...

Pov. Piotrek

Wziąłem ostrze do ręki i zacząłem obracać nim w palcach. Nie myślałem, że kiedykolwiek jeszcze będę chciał to zrobić. Po chwili jednak odłożyłem je z powrotem na umywalkę i spojrzałem w lustro przed sobą.

Piotrek, nie możesz. Kacper nie chciałby, żebyś sobie coś zrobił. I co z tego, że nie ma go w domu, nie możesz tego zrobić!

Powstrzymywałem sam siebie, lecz to mało dawało. Po chwili z mojego ramienia ciekła już krew.

Z jednej strony żałowałem tego, co zrobiłem. Lecz z drugiej dało mi to ulgę, jak z resztą zawsze.

Owinąłem ręce bandażami i poszedłem znów do pokoju Kacpra i położyłem się na łóżku. W pewnym momencie przypomniałem sobie swoje słowa. Swoje słowa wypowiedziane po tym, jak Kacper się pociął...

-Kacper wiem, co czujesz. Sam mam depresję, ale gdy jestem z tobą nie czuję się tak źle jak codziennie. Ale cięcie się nic nie da... tylko będę się o Ciebie martwił... i pamiętaj, masz dla kogo żyć. Wiem, że nie masz już tu rodziny, ale pamiętaj o mnie... gdy ty się zabijesz, nie wybaczę sobie tego...- spojrzałem w jego oczy. Jego zwykle roześmiane, niebieskie oczy, teraz były wypełnione smutkiem.

Jaki ja jestem głupi... mówię jedno, a robię drugie. Kacprowi mówię, żeby się nie ciął, bo to nic nie da i ma dla kogo żyć. A ja nawet o tym nie myślę. Nie myślę nawet, że mam dla kogo żyć. Dodatkowo on ma tylko mnie, a ja oprócz niego mam jeszcze rodzinę. Czemu ja jestem takim egoistą?

~Time skip kilka godzin~

Obudziłem się o 6. Spałem chyba ze 4 godziny maksimum, zbyt martwiłem się o Kacpra. Dalej kierowało mną poczucie winy. Moja wina, że on musi cierpieć. Lecz nie miałem zamiaru się ciąć, trzeba myśleć o innych, że mam dla kogo żyć.

Postanowiłem nie leżeć już w łóżku. Wziąłem do ręki jakieś ubrania które ostatnio sobie kupiłem – czarną bluzę i białe dresy. Do tego białe skarpetki i buty. Nie miałem zbytnio apetytu, ale tak czy inaczej poszedłem do kuchni by coś przegryźć. Zrobiłem sobie kanapkę z serem i ją zjadłem. Potem jak najszybciej wyszedłem z domu i pokierowałem się do auta. Wsiadłem, włożyłem kluczyki i ruszyłem. Po 15 minutach byłem już pod szpitalem. Wyszedłem z pojazdu i uprzednio go zamykając pobiegłem do drzwi budynku. Wszedłem i podszedłem do okienka, by dowiedzieć się, gdzie jest Kacper.

-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- spytała pielęgniarka.

-Dzień dobry, chciałbym dowiedzieć się, gdzie znajduje się Kacper Porębski?- przywitałem się.

-Jest obecnie w sali nr. 16, można do niego wejść- odpowiedziała pani uśmiechając się.

Pobiegłem do sali wskazanej przez pielęgniarkę. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. W środku było jedno łóżko, a na nim leżał Kacper. Podszedłem do niego, usiadłem na taboreciku i złapałem go za rękę.

Kacper dalej leżał nieruchomo. Łzy napłynęły mi do oczu. Nagle ujrzałem, że jego powieki lekko się unoszą. Po chwili można było zobaczyć już jego niebieskie tęczówki.

Pov. Kacper

Wreszcie poczułem, że moje powieki luzują. Że mogę otworzyć oczy i wreszcie na nie przejrzeć. Z niemałym trudem, po chwili już widziałem. Moje oczy powędrowały w bok. Siedział tam Piotrek. Lekko się uśmiechnąłem, a z mojego dopiero „uruchomionego" prawego oka poleciała łza.

Chciałem usiąść i go przytulić, lecz nie mogłem poruszyć niczym. Moje ciało było sparaliżowane. Jedyne, co mogłem robić, to leżeć, patrzeć i ewentualnie się uśmiechać.

Leżałem tak jeszcze trochę patrząc się na Piotrka. Oczy miał pełne łez, a na twarzy widniał uśmiech. Był to... smutny uśmiech.

-P-piotruś, j-j-ja ż-żyj-ję...- ledwo co udało mi się powiedzieć.

On złapał mnie lekko za ramiona, podniósł do siadu i przytulił. Syknąłem cicho, bo troszkę mnie to zabolało, ale po kilku sekundach wszystko było już dobrze. Ja niestety nie mogłem go choć objąć, ale cóż...

Po chwili Piotrek puścił mnie i leciutko położył na łóżku. Uśmiechnąłem się raz jeszcze, a on zrobił to samo. Szczerze, nie przeszkadza mi nawet że nie mogę się ruszyć. Wiem, że Piotrek zawsze tu będzie, bez względu na wszystko. Oczywiście, mam nadzieję, że znów stanę na nogi, ale przynajmniej nie muszę się martwić, że on mnie opuści.

-D-d-dzięk-kuj-ję...- powiedziałem cicho.

-Nie ma za co- odpowiedział Piotrek z uśmiechem.

Polsat znów wita! Parararararapapapapaaaaa.... XD bądźcie cierpliwi i czekajcie na kolejny rozdziaaaaał♥

~Jestem inny~ KxPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz