Nie wiedząc co mnie czeka, wsiadłam do mojego czarnego audi z 1996 roku i ruszyłam autostradą w stronę Berkeley.
-Jeszcze tylko chwila, niech Pani się nie denerwuje.- lekarz opanowanym tonem głosu, próbował mnie uspokoić, choć na jego czole zauważalne były krople potu, wywołane stresową sytuacją.
-Nie mogę już dłużej czekać! Muszę ją zobaczyć!- krzyczałam głośno, a z moich oczu leciały łzy, które w połączeniu ze zmęczona od ocierania skórą, paliły moje poliki.Nagle z rozmyślań wyrwał mnie gwar milionów klaksonów. Rozejrzałam się dookoła i ze zdziwieniem odkryłam, że stoję na samym środku skrzyżowania, torując każdemu kierowcy drogę. Potrząsnęłam głową i skinęłam dłonią w geście przeprosin, po czym ruszyłam z miejsca i włączyłam się do ruchu.
Jechałam już kilka godzin, gdy poczułam burczenie w brzuchu. Zatrzymałam się na pobliskiej stacji. Kiedy wysiadałam z mojego wiekowego auta, kątem oka zauważyłam zbliżającego się najnowszego czarnego Bentley'a. Poczułam jakbym zatrzymała się w czasie. Przystałam aby móc podziwiać ten przepiękny i prze drogi okaz z rodziny bentleyowatych. Przyciemniane szyby i smukła sylwetka auta były przepiękne. Nie mogłam nic poradzić, na mój zachwyt, ponieważ byłam obsesyjną fanką motoryzacji, jednak nie było mnie nigdy stać na takie cudo. W pewnej chwili oprzytomniałam i ruszyłam w stronę stacji. Zabrałam z lady paczkę orzechów ziemnych i red bulla. Wracając, znowu nie odrywałam oczu od auta.
-Piękny, co?- usłyszałam głos za swoimi plecami, kiedy wkładałam swoje zakupy na miejsce pasażera.
Odwróciłam się i ujrzałam przystojnego, młodego, ciemnoskórego mężczyznę. Miał około 20 lat, niespotykane dla jego karnacji jasne oczy i zdobiące jego głowę afro.
-Tak, coś wspaniałego.- odpowiedziałam, po przestudiowaniu mojego rozmówcy.- To twoje?- dodałam.
-Chciałbym. - rozmarzył się.- Jednak, mój budżet ledwo pozwala mi na chleb z masłem, a szynkę jadam, kiedy dostanę świąteczną premię.- dodał spuszczając wzrok.
Spojrzałam na mężczyznę pytająco, ponieważ jego wygląd, nie wskazywał na skrajne ubóstwo. Czarny garnitur, Bentley, drogie włoskie buty ze skory.
-Żartuję, oczywiście.- zaśmiał się.- Mam na imię CJ i jestem szoferem.- podał mi rękę.
-Thylane.- oznajmiłam, podając rękę i lekko się uśmiechając.
Chłopak skrzywił się, na moje imię i popatrzył na mnie znacząco.
-Tak, takie imię istnieje.- wykrzywiłam usta w sztuczny uśmiech.
- Ty chyba nie jesteś stąd?- zapytał, wskazując na moją tablicę rejestracyjną.
-Nie. Przyjechałam tutaj na studia.- oznajmiłam spokojnie.
-Rozumiem.- uśmiechnął się i spojrzał na zegarek, który wskazywał 21:35.
-Będę już jechać, przede mną jeszcze trochę drogi, a muszę sprawdzić mapę.- oznajmiłam odwracając się na pięcie.
-Mapa? Nie masz GPS, lub po prostu nawigacji w telefonie?- zapytał prześmiewczo. Jednak był tak uroczy, że nie mogłam się o to obrazić.
- Niestety, mój staruszek nie obsługuje GPS, a telefon padł piętnaście minut po rozpoczęciu trasy.- powiedziałam, rozkładając w rękach mapę.
Mężczyzna przyglądał mi się chwilę. Może zmuszał go do tego mój ubiór. Skórzane, dopasowane spodnie, biały przylegający t-shirt z głębokim dekoltem, mógł wzbudzić zainteresowanie moją osobą, a raczej moim ciałem.
- Też jestem z Berkeley, więc może chciałabyś się kiedyś spotkać na kawę?- zapytał po czym wyciągnął karteczkę, na której granatowym długopisem napisał ciąg liczb.- proszę, może kiedyś ci się przyda.- puścił do mnie oczko i usiadł na miejscu kierowcy w pięknym bentleyu.
Uśmiechnęłam się do mężczyzny, po czym wsiadłam do auta. Otworzyłam napój energetyczny, po czym odpaliłam silnik.Minęło półtorej godziny i znajdowałam się już pod swoim lokum. Nie chciałam iść do akademika, dlatego poprosiłam swoją ciotkę Lucy o udostępnienie jednego piętra w swoim domu. Tydzień wcześniej dostałam kluczyki pocztą, ponieważ ciotka z braku laku i środków do życia, jeździ na zbiory aby trochę zarobić.
Jej dom jest nie duży. Wyglądający jak każdy inny. Z Zewnątrz miał kremowy kolor, a ramówki okien białe. Do drzwi prowadziła ścieżka, którą była wydeptana trawa, przez którą widać było ziemię.
Weszłam do środka i skierowałam się na samą górę. Moje lokum składało się z łóżka, maleńkiej kuchenki z aneksem, okrągłym stołem i jednym oddzielnym pomieszczeniem, którym była łazienka z małym prysznicem, toaletą i szafką na ubrania.
Po godzinie zakończyłam walkę z walizkami. Uchyliłam lekko okno, po czym poszłam wziąć prysznic.-Nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz?!- Mój głos od wrzasku był już zachrypnięty.
-Wybacz mi, Thylane. Nie mogłem nic zrobić...- Odparł po chwili, chowając twarz w dłonie.
-Zniszczyłeś ją, zniszczyłeś nasza rodzinę!- syknęłam, po czym wyszłam i już nigdy nie wróciłam.Strumienie wody spływały po moim nagim ciele. Nigdy nie wybaczę ojcu tego co zrobił mojej matce.
Zakręciłam kurek od wody i wyszłam z łazienki. Przebrałam się w piżamę, po czym położyłam się na niewygodnym łóżku.6.30 Następnego dnia/ Rozpoczęcie roku akademickiego
Po kilku wyłączonych budzikach, w końcu zwlokłam się z łóżka. Z przerażeniem odkryłam ze mam jedynie godzinę na poranną toaletę i dojazd na miejsce, z czego dojazd wynosił połowę tego czasu.
Szybko wzięłam prysznic, podciągnęłam tuszem rzęsy, założyłam czarną zwiewną sukienkę i do tego czarne, toporne botki.
Dojechałam w piętnaście minut, zostawiając za sobą na drodze kompletny sajgon. Wjeżdżałam już na parking uczelni, kiedy to czarny Bentley na znajomych tablicach, zajechał mi drogę i bezczelnie zaparkował na moim miejscu.
-CJ?!- krzyknęłam, kipiąc przy tym z wściekłości. Ciemnoskóry mężczyzna wysiadł z auta, odwrócił się w moją stronę i ruchem warg przeprosił, a następnie skierował się do miejsca pasażera i otworzył drzwi.
Moim oczom ukazał się bardzo przystojny mężczyzna. Miał kruczo czarne włosy, kilku dniowy zarost i liczył pewnie około 1.95, jego wyrzeźbione przez samego diabła, nieziemskie ciało, sprawiało wrażenie, że ten mężczyzna wyglądał jak bestia. Nie byłam w stanie zobaczyć jego oczu, gdyż miał na sobie ciemne markowe okulary.
Nie myśląc długo, podeszłam do CJa.
-CJ?! Myślisz ty w ogóle człowieku? O mały włos zmiażdżyłeś mi auto! I mnie razem z nim!- krzyknęłam, kiedy na horyzoncie zniknął, jak mniemam szef chłopaka.
- Thylane, wybacz ale...- CJ próbował się jakoś wytłumaczyć jednak nie było mu dane dokończyć.-CJ spełnia swoje obowiązki, za które mu płacę. Poza tym to coś.-wskazał na moje auto.- raczej już dawno straciło prawo do poruszania się po jezdni.- skwitował głupim uśmieszkiem.
Popatrzyłam z niedowierzaniem na kruczo czarnego mężczyznę, który pojawił się z nikąd.
-Pan wybaczy ale niektórych po prostu nie stać na takie auto, a tym bardziej na szofera.- syknęłam.- niech pan z łaski swojej nie wtrąca się w rozmowę i zniknie z zasięgu mojego pola widzenia, bo nie ręczę za siebie.- posłałam mężczyźnie gniewne spojrzenie na co on zareagował śmiechem.
-No już, zmykaj. - rzucił nonszalancko.
To już była granica mojej wytrzymałości. Zacisnęłam mocno pięści.
-Dupek.- syknęłam.
-Ale za to jaki...-powiedział, po czym uśmiechnął się dwuznacznie.
-Ugh!- krzyknęłam i odwróciłam się na pięcie.
Wsiadłam do samochodu i w końcu zaparkowałam auto. Pobiegłam szybko po kawę do automatu i ruszyłam na aulę, aby uroczyście spóźniona, rozpocząć najlepszy okres w swoim życiu.

CZYTASZ
Mr.Professor
Romance„-Thylane, piękne i tajemnicze imię. - spojrzał na mnie zza wielkiego drewnianego biurka. Już wtedy wiedziałam, że uzależnię się od dźwięku mojego imienia w ustach mojego profesora."