News

2.8K 104 15
                                    

Cały weekend spędziliśmy razem. Wspólne kolacje, długie rozmowy i po prostu spędzanie razem czasu, zbliżało nas do siebie jeszcze bardziej. W pewnym momencie staliśmy się nierozłączni, a uczucia z dnia na dzień były coraz silniejsze. Każdego dnia rano czułam się koszmarnie, mdłości i zawroty głowy były nie do zniesienia, jednak przy Reecie udawałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W niedziele wieczorem, Reece odwiózł mnie do mojego mieszkania, abym mogła wyspać się na zajęcia.
Przy nim sen mi nie grozi...
Zaśmiałam się do siebie, kładąc się kompletnie wyczerpana do łóżka.

Następnego dnia moje złe samopoczucie wreszcie minęło , więc czując się już lepiej, szykowałam się do pracy. Moje zajęcia zaczynały się dopiero od godziny 15.30, dlatego mogłam poświęcić swój czas na zarabianie pieniędzy.
Związałam swoje długie włosy w kucyka i lekko umalowałam oczy. Założyłam biały t-shirt i jeansy, po czym wyszłam ze swojego mieszkania i popędziłam na autobus.
Po kilkunastu minutach byłam już pod restauracją „Skates On The Bay", gdzie miałam rozpocząć pracę, jako kelnerka.
Weszłam do środka i przebrałam się w uniform kelnerski, po czym wzięłam się do pracy.
Było bardzo dużo klientów, jednak mając doświadczenie jako kelnerka w klubie nocnym, nie miałam problemów z nadążaniem.
W końcu ruch ustał, a ja mogłam chwilę odpocząć i coś zjeść. Kucharz przygotował dla mnie makaron z krewetkami, którego zapach sprawiał, że jeden talerz to może być za mało na mój dzisiejszy apetyt.

Kiedy skończyłam danie, musiałam już wracać do pracy, jednak mdłości i zawroty głowy powróciły. Tak naprawdę przez cały czas pracy, czułam, że moje samopoczucie znowu się pogarsza, jednak bagatelizowałam to. Nie mogąc już dłużej wytrzymać, pobiegłam szybko do łazienki dla pracowników, po czym szybko zamknęłam drzwi i pochyliłam się nad toaletą, wyrzucając z siebie dolegliwości i jedzenie z całego tygodnia.
-Wszystko w porządku?- usłyszałam kobiecy głos za drzwiami.
-T-tak!- wykrzyknęłam, nieudolnie próbując ukryć fakt, że nie jest w porządku. Kiedy poczułam, że zwymiotowałam wszystko, co mogłam, a w moim żołądku nic już nie było, wstałam i wyszłam z łazienki. Otwierając drzwi widziałam wyraźnie zmartwioną moim stanem kobietę.
-Cześć.- powiedziała ciepło, wyciągając do mnie rękę.- jestem Kate.- uśmiechnęła się, jednak jej wyraz twarzy cały czas był zatroskany.- napewno wszystko w porządku?- zapytała.
-Tak, na sto procent.- powiedziałam.- musiałam się czymś zatruć.- oznajmiłam pewnie, z uśmiechem na twarzy.- Thylane.- przedstawiłam się.
-Usiądź, naleję ci wody.- wskazała ręką na drewniany stołek przy barze, po czym wyciągnęła wodę z lodówki.- proszę.- podała mi butelkę, a z jej twarzy nie schodził uśmiech.
-dziękuję.- wzięłam butelkę, po czym napiłam się.
-Przed tobą mieliśmy tutaj taką Juliett.- powiedziała szeptem.- dziewczyna miała bardzo podobne dolegliwości do ciebie i też się wypierała.- skrzyżowała ręce na piersi.- Nie zatrudniamy kobiet w ciąży, rozumiesz, to zbyt ciężka praca, dla tego stanu.- oznajmiła.
-Nie jestem w ciąży.- pokręciłam głową.
-Rozumiem.- pokiwała głową.- Niektóre kobiety mają mdłości przed miesiączką, pewnie jesteś jedną z nich.- poklepała mnie po ramieniu.- na dzisiaj, możesz już sobie odpuścić. Wróć do domu i kup coś słodkiego, może ci się przydać.- oznajmiła ciepło, po czym odeszła ode mnie.
Wstałam z miejsca i poczułam mroczki przed oczami. Traciłam równowagę, jednak podtrzymując się blatu, szłam w stronę wyjścia.
-Thylane?- usłyszałam znajomy, męski głos.- odwróciłam głowę i ujrzałam Stevena.
Tracąc całkowicie równowagę, upadłam na ziemię.
Mężczyzna podbiegł do mnie, łapiąc moją głowę, którą dzieliły dwa centymetry od mocnego uderzenia w podłogę.
Wszyscy klienci zbiegli się dookoła mnie, pytając czy nic mi nie jest, czy nie zadzwonić po pogotowie i tradycyjne „czy jest na sali lekarz?!".
Na wszystkie pytania odpowiadałam przecząco. Przy pomocy Stevena, podniosłam się i podpierając się o jego rękę, wyszłam na zewnątrz.
-Odwiozę cię do domu.- oznajmił.- po czym nie czekając na moją reakcję, „zapakował" mnie do swojego czarnego BMW.
-Zawieź mnie do Reeca, nie chcę być sama.- poprosiłam.
-Reece jest zajęty.- spławił mnie.
-Poczekam.- westchnęłam zniecierpliwiona.
-Zawiozę cię do domu i powiadomię go, żeby do ciebie przyjechał.- rzucił krótko.
Czułam, że coś jest nie tak.
-Zawieź mnie do Reeca!- podniosłam ton. Mężczyzna spojrzał na mnie a ma jego twarzy malował się gniew.
-Kurwa mać!- wrzasnął.-Czy ty myślisz, że jesteś pępkiem świata?!- kontynuował swój atak furii.- Jesteś tylko laską na jedną noc! I tak dostałaś bonus w postaci wspólnych świąt.- wysyczał.- Kilka czułych słówek i już myślisz, że jedyne czego on chce to ty. - parsknął śmiechem, po czym nacisnął mocniej pedał gazu.
-Nie wierzę w to...- pokręciłam głową.
Reece taki nie jest, miedzy nami jest coś niezwykłego, kocham go
.-Proszę, zawieź mnie do niego. - wyszeptałam.
-Zawiozę cię do twojego domu.- syknął.- daj mu żyć.- warknął .
Steven zrobił tak, jak powiedział i kilkanaście minut później byłam już u siebie. Całkiem sama, z fatalnym samopoczuciem i burzą wewnątrz mojej głowy.
Reece nigdy by mnie tak nie potraktował. Szanuje mnie i jestem dla niego kimś naprawdę ważnym. Może to nie jest miłość, Reece nie jest zdolny do okazywania tego uczucia, jednak wiem że nie pogrywałby tak ze mną.
Muszę z nim porozmawiać.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 13.00. Wzięłam telefon i wykręciłam numer do Reeca. Po trzech nieodebranych połączeniach, rzuciłam telefon na stolik.
Miałam jeszcze dwie i pół godziny do zajęć, więc postanowiłam, że zdrzemnę się chwilę, aby nie myśleć dłużej o słowach Stevena, wcześniej nastawiając budzik, tak aby nie zaspać na uczelnię.

Zajęcia z profesor Hoppkins dobiegły końca i wszyscy czekaliśmy w sali na zajęcia z profesorem Hudsonem, który spóźniał się już dwadzieścia minut.
Kiedy niezadowolenie wśród studentów rosło, postanowiłam wysłać do niego kolejną wiadomość, jednak on nie odpowiadał.
Nie mogąc już dłużej znieść braku odpowiedzi, wyszłam z sali wykładowej i zamówiłam taksówkę pod dom Reeca.
Wysiadłam i udałam się w stronę wejścia. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
Przemierzając korytarz słyszałam dziwne odgłosy dochodzące z salonu. Kiedy weszłam, moje serce pękło na milion kawałków.
Na ogromnej kremowej kanapie siedział z odchyloną głową i zamkniętymi oczami pół nagi Reece, a między jego nogami ujrzałam znajomą kobietę, robiącą mu dobrze.
Patricia!
W oczach stanęły mi łzy.
-Reece...- wyszeptałam trzęsącym się głosem, a po moich policzkach spływały łzy.
Mężczyzna spojrzał w moją stronę, a jego twarz była beznamiętna. Dalej delektował się przyjemnością, jaką fundowała mu kobieta.
Nie mogłam oddychać, musiałam stamtąd uciec.
Wybiegłam z jego posiadłości, po czym udałam się do swojego, a raczej jego mieszkania. Biegłam przez miasto, okropnie płacząc.
Po godzinie dobiegłam do celu.
Położyłam się na kanapie i zmęczona od płaczu, biegu i wydarzeń z dzisiejszego ranka zasnęłam.

Następnego dnia obudziłam się w tym samym ubraniu na swojej kanapie. Po kilku sekundach wspomnienia z minionego wieczoru powróciły, a ja znowu szlochałam jak dziecko. Mój stan pogorszył powrót mdłości i zawrotów głowy. Pobiegłam szybko do łazienki i pochyliłam się nad toaletą.
-Thylane!- usłyszałam krzyk Zoe wchodzącej do mieszkania.
-Jestem w łazience.- wykrzyknęłam ostatkiem sił, po czym zwymiotowałam.
Zoe weszła do łazienki, po czym padła na ziemię, przytulając mnie.
-Kochanie, źle się czujesz? Co jadłaś? Zatrułaś się?- Zoe zasypywała mnie milionem pytań.
Spojrzałam na nią, po czym w oczy rzuciło mi się kolorowe pudełeczko tamponów na jednej ze szklanych półek łazienkowych.
O kurwa.
-Spóźnia mi się...- wyszeptałam a na mojek twarzy malowało się wyraźne przerażenie.
-C-co? co ci się spóźnia?!- wydukała Zoe, wypierając z głowy TĄ myśl.
-Kurwa mać.- syknęłam.- spóźnia mi się!- krzyknęłam wystraszona, po czym podniosłam się z podłogi i pobiegłam do kuchni, aby sprawdzić dzień w kalendarzu.- Nie, nie, nie... proszę...- rozpłakałam się.
Z kalendarza wynikało, że moja miesiączka spóźnia mi się o równy miesiąc.
-Będzie dobrze kochanie.- Zoe pogłaskała mnie po głowie.- Reece napewno cię nie zostawi.- wyszeptała.- zobaczysz, ucieszy się.- powiedziała, po czym mnie przytuliła.
Na dźwięk jego imienia, rozpłakałam się jeszcze bardziej.
Zoe spojrzała na mnie zdziwiona. Nie musiałam jej nic mówić. W kilka sekund zrozumiała, że ten człowiek mnie skrzywdził.
-Zabiję drania!- syknęła z wściekłością.
-Nie.- wyszeptałam.- podaj mi telefon.- rozkazała, a Zoe szybko spełniła polecenie.
Po znalezieniu dobrego ginekologa w internecie, wykręciłam numer do niego i umówiłam się na wizytę w jeszcze ten sam dzień. Zoe towarzyszyła mi na wizycie.
-Z przeprowadzonych badań wynika, jak może pani zobaczyć na monitorze, jest pani w czwartym tygodniu ciąży.- oznajmiła rudowłosa kobieta, wskazując na urządzenie po mojej prawej stronie.
Wstrzymałam oddech. Nie mogłam w to uwierzyć.
-Przejdziemy przez to razem.- oznajmiła Zoe, chwytając mnie za dłoń. Spuściłam głowę i rozpłakałam się. Mimo, że nie chciałam, nie byłam gotowa, a ojcem tego maleństwa była męska dziwka, już je pokochałam i postanowiłam trzymać je z dala od tego miasta i tego potwora.

Mr.ProfessorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz