New life

3K 96 0
                                    

Spakowałam walizki i wstałam ostatni raz oglądając moje stare lokum. Te podrapane ściany, niewygodne łóżko i metraż dwa na dwa metra zawsze będą kojarzyć mi się z tym jak smętne i pełne strachu było moje życie. Plama z krwi na podłodze, chociaż już dawno zmyta, dla mnie wciąż tam była. Mimo to, nie bałam się, nie miałam traumy przebywając w tym pomieszczeniu. Od wielu lat czułam się w końcu wolna i jakkolwiek to nie brzmi, szczęśliwa i wyzwolona.
Spojrzałam na swoje niewygodne łóżko i wspomniałam pierwsze zbliżenie między mną a Reecem. Nabrałam powietrza do płuc, wdychając zapach starych mebli, po czym pożegnałam swoje stare ściany i ruszyłam taksówką do swojego nowego mieszkania, które Reece mi załatwił.
Mój kochany Reece. Jak to możliwe, że jest dla mnie taki dobry? Jak to możliwe, że taka zwykła dziewczyna jak ja, sprawiła, że taki mężczyzna jest w stanie zrobić dla niej wszystko?
Po trzydziestu minutach, wysiadłam z taksówki, która zatrzymała się na strzeżonym osiedlu. Spojrzałam w górę, a przepych jaki bił z budowli dookoła lekko mnie przytłaczał.
Weszłam do pięknego budynku mieszkalnego. Z radością odkryłam, że jest winda. Moje mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze czterdziesto pięcio piętrowego budynku.
Po pięciu minutach wyjechałam na samą górę i znajdowałam się już przed drzwiami. Zdziwiłam się, kiedy obok nie było drzwi do innych mieszkań.
Przekręciłam kluczyk w drzwiach i weszłam do środka.
Mieszkanie, a raczej loft, był ogromny. Cała kondygnacja była tylko dla mnie.
Nowoczesny wystrój i przeszklony salon.
Zaczęłam zwiedzać.
Z radością odkryłam piękną, nową łazienkę, w której znajdowała się osobno- wanna, prysznic, bidet i toaleta. Do tego osobne szafki na absolutnie wszystko.
Obok znajdowała się ogromna sypialnia z łożem małżeńskim. Położyłam się i umarłam. Łóżko było nadzwyczaj wygodne.
Całe mieszkanie utrzymane było w jasnych kolorach.
Było piękne. Takie, jakie sobie wymarzyłam.
Zaczęłam rozpakowywać rzeczy.
Tezy godziny później, udało mi się wypakować wszystko do półek w łazience,  w kuchni i salonie.
Została garderoba. Wypakowałam tylko polowe rzeczy, a resztę zostawiłam w walizce.
Za trzy dni wyjeżdżamy z moim mężczyzną do Aspen.
Kiedy wyłożyłam wszystko do półek i zawiesiłam w szafie, mogłam iść odpocząć do mojego nowego salonu.
Ułożyłam się na kanapie i patrzyłam przez wielkie okna. Ze zdziwieniem odkryłam, że nawet nie wiedziałam kiedy nastała jesień, a już jest zima. W Berkeley nie było śniegu, jednak niebo było szare, a w oknach sąsiednich budynków migały kolorowe światła choinkowe.
Po trzydziestu minutach relaksu, usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i popędziłam, aby sprawdzić kto przyszedł.
Nie mógł to być Reece, ponieważ wyjechał na dwa dni do Nowego Jorku, aby jak to on mówi „klepnąć" jakiś swoj biznes. Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym otworzyłam drzwi.
W progu stał Steven, a w ręku trzymał jakieś pudło.
-Cześć!- przywitał mnie szerokim uśmiechem.
-Cześć!- odpowiedziałam tak samo miło, po czym gestem ręki, zaprosiłam go do środka.- dziękuję ci jeszcze raz, że mogę tutaj zamieszkać.-podziękowałam mu.
Steven uśmiechnął się, po czym położył pudełko na szklanym stole w salonie.
-To od Hudsona.- puścił mi oczko.
-Co to jest?- zapytałam zakłopotana.
-Prezent do twojego nowego mieszkania.- odpowiedział łagodnie.
Steven jest bardzo miłym mężczyzną. Oddanym swojemu przyjacielowi. Szanuje mnie, dlatego i ja szanuję jego.
-To nie jest moje mieszkanie...- poprawiłam go.- ale dziękuję.- otworzyłam pudełko, a w nim zobaczyłam jakieś papiery.
Wyciągnęłam je i z przerażeniem odkryłam, że jest to umowa kupna mieszkania, a w miejscu właściciela widnieje moje imię i nazwisko.
Zrobiło mi się słabo.
Steven widząc, jak blada zrobiła się moja twarz, energicznie podskoczył w moją stronę i złapał mnie, tak abym nie uderzyła głową o podłogę.
-O-on chyba oszalał...- wymamrotałam pod nosem.
Steven roześmiał się głośno, po czym pomógł mi usiąść na kanapie.
-Schastlivogo...- Steven usiłował życzyć mi wesołych świąt, w moim ojczystym języku.- Rozhdestva!- wykrzyknął kiedy w końcu mu się udało.
Zachichotałam.
-Tobie też, Schastlivogo Rozhdestva, Steven.- uśmiechnęłam się, po czym daliśmy sobie po przyjacielskim buziaku w policzek.

Mr.ProfessorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz