-Profesorze Hudson! Przecież to nieetyczne!- wykrzyknął jeden z podstarzałych profesorów.
-Pierdol się.- syknąłem, po czym spojrzałem w jego stronę i zamknąłem drzwi od auta, w którym na tylnym siedzeniu, w stanie totalnej nieważkości leżała moja kobieta.- dziewczyna zemdlała, mieszka sama na jakimś osiedlu w czarnej dupie, miałem ją zostawić?- wysyczałem przez zęby, na co stary zgred odpowiedział uniesieniem rąk, w geście poddania się.
-Tak też myślałem.- dodałem już mniej nerwowo i wsiadłem do auta.- najpierw posiadłość, później dom Thylane.- rzuciłem polecenie CJowi, a on z piskami ruszył z parkingu.
Kiedy zaniosłem Thylane do swojej sypialni i ułożyłem wygodnie na łóżku, ruszyłem do auta żeby udać się w stronę jej domu, aby raz na zawsze pozbyć się tego ruskiego pojeba, który sprawia, że moja kobieta traci grunt pod nogami i mdleje ze strachu.
Podjechaliśmy pod dom. Na podwórku stała już moja ochrona. Nie zważając na nich, mknąłem w stronę mieszkania Thylane. Wyszedłem po schodach i zobaczyłem uchylone drzwi, postanowiłem wejść do środka.
Na samym środku pokoju na który składało się całe mieszkanie, na krześle siedział Vlad, patrząc w ścianę. Całe mieszkanie było w rozsypce, ubrania leżały na ziemi, odłamki szkła ze szklanek błyszczały na całej długości podłogi. A meble były połamane.
-Wiedziałem, że jej nie będzie.- westchnął, nie patrząc w moją stronę.- kurwi się tak jak jej matka.- dodał po chwili.
Ze wściekłości na te słowa, zacisnąłem pięści.
-Nawet nie wiesz dlaczego ucieka, prawda?- zapytał, wciąż nie patrząc na mnie.- opowiem ci.- dodał po chwili.- Thylane, lub jak naprawdę ma na imię , Ałła...- wyłączyłem się po tych słowach.
Ałła...piękne imię, ledwo umiem je powtórzyć, dlaczego mi nie powiedziała jak naprawdę ma na imię? Dlaczego w ogóle nic mi nie powiedziała...
-Ona i jej matka są jak dwie krople wody. Piękne, ponętne, temperamentne...- owijał w bawełnę.
-Do rzeczy.- syknąłem.
-Zabiłem ją na oczach Ałły.- powiedział beznamiętnie.- No, może nie do końca ją zabiłem, ale sprawiłem, że kurwa sama ze sobą skończyła.-uśmiechnął się pod nosem.- Kurwiła się z ogrodnikiem.-Westchnął i postrzegał głową.- kiedy ją nakryłem, nawet nie okazała skruszenia...Ałła do złudzenia przypominała mi ją, każdego dnia, od jej narodzin patrzyłem na nią i czułem nienawiść.-zacisnął pieści.- pyskata mała suka dostawała lanie za jej wredny charakter.Nie miała za grosz szacunku. W końcu uciekła.- popatrzył na mnie i przewrócił oczami.- kurewka uciekała z miasta do miasta. Mieszkała w spelunach i dorabiała w klubach nocnych.- pokręcił głową.- wiesz jak to świadczyło o mnie? Byłem dla niej łaskawy!- wrzasnął.
Ten mężczyzna był chory, poważnie chory. Jak można znęcać się nad kobietą? Doprowadzić do samobójstwa? Jak Thylane była wstanie to wszystko udźwignąć?
-Łaskawy?- zacytowałem .- Łaskawością nazywasz bicie? Doprowadzenie drugiej osoby do śmierci?!- syknąłem.
-Gdzie ona jest?- warknął.
-Daleko od ciebie.- syknąłem.
Mężczyzna wstał i odwrócił się, po czym zaczął iść w moją stronę.
-Myślisz, że zdołasz ją przede mną ukryć, dzieciaku?- zapytał, a na jego twarzy malował się psychopatyczny uśmiech. Nagle wyciągnął broń. I przejechał nią po mojej twarzy.
-Pytam po raz ostatni.- wysyczał przez zęby.
-Tutaj.- nagle zza moich pleców usłyszałem kobiecy, drżący głos.- proszę, nie rób mu krzywdy.- wyszlochała.
Vlad uśmiechnął się i naciągnął spust, jednak nie bałem się tego co może się wydarzyć. Widziałem zbyt wiele w życiu i zbyt wiele przeszedłem. W tamtym momencie liczyła się tylko ona i jej bezpieczeństwo.
-Thylane, proszę uciekaj stąd.- wysyczałem przez zęby.
-Ałła...- Nie było dane mu dokończyć.
Głośny strzał odbijał się od ścian małego mieszkania i mieszał się z rozgrywającym serce wrzaskiem Thylane. Nagle zauważyłem Roberta, mojego ochroniarza, a za nim całą masę ubranych na czarno jego podwładnych.
Rosjanin padł na ziemie, a spod jego ciała wylała się plama krwi. Spojrzałem w stronę Thylane która upadła na ziemie i zalała się rzewnym płaczem.
Mój skarb...
Poczułem, że muszę ją przytulić, chciałem być blisko niej, wiedziałem, że już raz to przeżyła, widziała smierć na własne oczy. Mimo, że nienawidziła tego mężczyzny, ten widok nią wstrząsnął. Podbiegłem do niej i mocno przytuliłem.
-Już dobrze, jestem tutaj.- szeptałem w przerwach na pocałunki.
-To wszystko przeze mnie...- powiedziała posępnie, spuszczając głowę.
-Nawet tak nie myśl.- skarciłem ją.
Nagle usłyszeliśmy syreny policyjne.Kilka godzin i przesłuchań później byliśmy już w mojej posiadłości. Była godzina 6.00, a Thylane, lub raczej Ałła, siedziała w salonie pod kocem. Jej widok, tak przygnębionej i zamyślonej łamał mnie. Nigdy w życiu nie odczuwałem czegoś takiego względem drugiej osoby, zwłaszcza kobiety. Podszedłem do niej i usiadłem na kanapie. Dziewczyna popatrzyła na mnie, po czym otulona kocem, wtuliła się we mnie.
Było mi tak przyjemnie, mógłbym tak codziennie z nią siedzieć.
Reece kurwa, co jest z tobą nie tak?
-Dlaczego wymknęłaś się Lucii?- zapytałem cicho, gładząc jej policzek wskazującym palcem.
-Nie mogłam cię z nim zostawić...-szepnęła.- on jest niebezpieczny, pozbawiony człowieczeństwa i litości...- dodała.
-Był.- poprawiłem ją.-już jest po wszystkim.- przytuliłem ją mocno.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, za to odwzajemniła uścisk.
-To w końcu jak, Thylane? Czy może Ałła...-spojrzałem na nią łagodnie.
Dziewczyna wyprostowała się i wciągnęła głęboko powietrze, po czym pokiwała głową przecząco.
-Thylane. Tak mam na imię.- oznajmiła.- Ałła to imię mojej matki.- przeczesała dłonią włosy.- Vlad miał obsesje na jej punkcie. Ubzdurał sobie, że nią jestem. Postanowił, że tak mnie nazwie, dlatego że nigdy nie odpowiadało mu imię jakie wybrała dla mnie matka. Bił nas... głodził, maltretował i zdradzał matkę... wcale go nie zdradziła, to on rozkazał pod groźbą śmierci naszemu ogrodnikowi, żeby ją uwiódł. Ten człowiek ją zgwałcił, a Vlad to nagrał i szantażował ją. Każdego dnia usilnie próbował doprowadzić do tego, aby ze sobą skończyła i kiedy skończyłam 18 lat i mogłam opuścić dom... zrobiła to.- złapała mnie za rękę.- przepraszam, że o niczym ci nie powiedziałam. Po prostu...- spojrzała w górę a do jej oczu napłynęły łzy.- myślałam, że jestem dla ciebie tylko rozrywką na jedną noc, nic więcej. Jednak po dzisiaj wiem, że to coś więcej...- uśmiechnęła się.- chce ci wszystko wyznać. Po tym wszystkim co się wydarzyło, masz prawo o tym wiedzieć.- dodała.-Moja matka chciała mieć pewność, że będę w stanie uciec z domu, że opieka społeczna nie przyśle mnie do ojca. Czekała tyle lat, żebym ja mogła się uwolnić. Poświęciła się dla mnie, a dzisiaj ty chciałeś zrobić to samo.- wyszeptała, a po jej policzkach spływały łzy.
Przytuliłem ją mocno, a na sercu zrobiło mi się ciężko.
No to ładnie Reece... teraz jej powiedz, że dobrze myślała, że robiłeś te wszystkie słodkie do zarzygania rzeczy, żeby ją zerżnąć i zostawić, dla głupiego zakładu ze samym sobą. Przelecieć i zostawić, zero czułości, związków i zobowiązań. Tego chce, prawda? Tego zawsze chciałem.
-Kiedy powiedziałeś mi, że jestem łatwa, odbijało się to cały czas echem w mojej głowie.To było jak kula prosto w serce.- z rozmyślań wyrwał mnie jej głos.- jednak kiedy powiedziałeś, że zaczynasz coś do mnie czuć, kiedy zrobiłeś te wszystkie romantyczne rzeczy dla mnie, zrozumiałam że wcale tak o mnie nie myślisz.- wzięła moją twarz w swoje maleńkie dłonie.-Tylko się przede mną bronisz, Reece.- wyszeptała, po czym ucałowała mnie w usta.Spędziliśmy razem dzień i poprosiłem, aby Thylane została na noc.Nie chciałem jej zostawiać samej, nie mogła wrócić do tego mieszkania. Tam by wszystkie wspomnienia do niej wróciły i nie mogłem na to pozwolić. Kiedy położyłem ją do spania w mojej sypialni, zszedłem do salonu, aby nalać sobie drinka.
-Panie Hudson? Coś dla pana?- zapytała Lucia, która z nikąd wyrosła przede mną.
- Chryste... Lucia.- szepnąłem, dostając małego zawału serca.
-Najmocniej przepraszam.- uśmiechnęła się szczerze.- Panna Thylane już śpi?- zapytała troskliwie.
-Tak.- odpowiedziałem krótko, nalewając sobie whisky z kryształowej karafki.
-Śliczna dziewczyna.- powiedziała czule.- a jaka uparta!- pokiwała głową, uśmiechając się przy tym.- gdy wtedy usłyszała, że pojechał pan na spotkanie z jej ojcem, jak poparzona wybiegła z posiadłości...- złapała się ręką za głowę.- mówiłam jej, że nie może, że pan zabronił i wtedy powiedziała coś pięknego, panie Hudson.- Lucia złapała mnie za rękę.-„ lyubov' - eto glupost', sozdannaya vmeste"( miłość to głupota robiona we dwoje). Złapało mnie to za serce.- dodała.
Popatrzyłem na nią zdezorientowany. Nie wiedziałem, że Lucia rozumie Rosyjski. Ja nie zrozumiałem absolutnie nic, jednak po wyrazie twarzy kobiety, zgaduję, że było to coś ważnego.
-Co takiego?- zapytałem z głupim uśmieszkiem.
-Dowie się pan w swoim czasie.- pogłaskała mnie ramieniu.- mogę coś panu doradzić, panie Hudson?- zapytała.
-Jasne Lucia, wiesz, że bardzo sobie cenię twoje zdanie.- oznajmiłem ciepło.
-Niech pan jej nigdy nie wypuszcza ze swoich rąk.- oznajmiła.- Panna Thylane jest jak słońce.- uśmiechnęła się.- po burzy, niesie nadzieję.
Popatrzyłem na nią pytająco, po czym usiadłem na kanapie.
Koniec z tym cyrkiem. Nic do niej nie czuję. Miałem ją na chwilę i to mi wystarczy. Jest jak każda inna, jest jak każda inna, jest jak każda inna...
Powtarzałem to w kółko w swojej głowie.
Nie jest jak każda inna.
![](https://img.wattpad.com/cover/236489984-288-k223466.jpg)
CZYTASZ
Mr.Professor
Romance„-Thylane, piękne i tajemnicze imię. - spojrzał na mnie zza wielkiego drewnianego biurka. Już wtedy wiedziałam, że uzależnię się od dźwięku mojego imienia w ustach mojego profesora."