Czekałem już piętnaście minut pod domkiem, w którym tymczasowo mieszkała Thylane.
Jak jej to wszystko wytłumaczę? „Sorry, Steven jest totalnym idiotą? Naćpał mnie i dlatego nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje i co robię?"
Super Reece, na koniec powiedz jej jeszcze, że myślałeś o niej, kiedy jakaś tania dziwka ci obciągała, napewno rzuci ci się w ramiona.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 15.30. Postanowiłem, że będę czekał ile trzeba. Nie pozwolę jej odejść. Nie przez jakiś głupi błąd.
Pukałem do drzwi średnio co dwie minuty. Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanęła Zoe.
-A pan czego tutaj szuka?- zapytała, a jej mina zdradzała, że mnie szczerze nienawidzi.
-Thylane, umówiliśmy się.- odparłem z głupim uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna parsknęła mi śmiechem w twarz.
-Profesorze Hudson, to nieetyczne nachodzić swoje studentki.- oznajmiła z podłym uśmiechem na twarzy.
-Zoe, proszę.- syknąłem.
-Nie ma jej.- rzuciła, przeglądając swoje paznokcie.
Bezczelna gówniara.
Zaraz, zaraz... jak to kurwa nie ma jej.
-A gdzie ją znajdę?- zapytałem zdenerwowany.
-Nie wiem.- powiedziała przewracając oczami.
Moje wkurwienie sięgnęło zenitu. Chwyciłem za drzwi i otworzyłem je na oścież, popychając przy tym lekko Zoe.
-Co ty kurwa wyprawiasz?!- wrzeszczała.
-Thylane!- wołałem ją, jednak nikt nie odpowiadał.- Gdzie ona jest?!- odwróciłem się w stronę Zoe. Miałem przeczucie, że moja Thylane przepadła bez śladu i nie dawało mi to spokoju.
-Nie wiem gdzie jest.-warknęła.- wiem tylko tyle.- dziewczyna wręczyła mi kartkę.Zoe, wyjechałam. Niedługo się odezwę.
Reece, vse, chto ya skazal, bylo chestnym. YA lyubil i vse yeshche lyublyu, nenavidya odnovremenno.
schastlivchik.
-T
Czytałem tą wiadomość i rozumiałem każde słowo. Nienawidzi mnie, szczerze mnie nienawidzi. Uciekła bo ją skrzywdziłem, bo nie chciała znowu przeżywać tego, co w przeszłości.
Zamiast ją przed tym ochronić, sam jej to zafundowałem.
Chciałem ją wykorzystać i zostawić, do tego ją zdradziłem i narkotyki nie są żadnym wytłumaczeniem.
-Jesteś świnią. Wredną, zakłamaną świnią!-warknęła.-wynoś się stąd!- wrzasnęła po chwili, a jej całe ciało drżało z emocji.
Czułem jak do oczu napływają mi łzy. Nie chciałem pokazać przy dziewczynie, że jestem słaby. Wyszedłem i wsiadłem do samochodu, w którym czekał na mnie CJ.
Odjechaliśmy.
-dlaczego nie wszedłeś do środka, aby przywitać się z Zoe?- zapytałem posępnie.
CJ westchnął, po czym zacisnął szczękę, a na jego twarzy malował się gniew.
-Straciłem Thylane przez ciebie.- wysyczał.- Ale żeby było mało, Zoe też mnie zostawiła.- uderzył rękami w kierownice.- Jesteś tak zapatrzony w siebie, że nawet nie dostrzegasz tego, że same wartościowe osoby cię opuszczają, Reece.- dodał już spokojniej.
-Zoe dowiedziała się, że od samego początku wiedziałeś, o wszystkim?- wyszeptałem, a po policzkach spływały mi łzy.
CJ pokiwał głową.
Schowałem swoją twarz w dłonie.
Straciłem swój skarb, odebrałem szansę na szczęście CJowi...
Po kilku minutach dojechaliśmy do mojej posiadłości. CJ bez słowa wysiadł z auta i udał się do swojego pokoju, a ja udałem się do swojej sypialni.
Padłem na łóżko i patrzyłem tępo w sufit.
Nagle zawibrował mój telefon.
Miałem nadzieję, że to ona dzwoni. Spojrzałem na ekran i zawiodłem się. Dzwonił Steven, jednak nie miałem ochoty na rozmowę z nim. Odłożyłem telefon, jednak on dalej wibrował. W końcu wkurwiony, odebrałem.
-Czego kurwa tak wydzwaniasz?!- wrzasnąłem.
-Um...D-dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam...- usłyszałem kobiecy głos w telefonie.-Pan Hudson?- zapytała kobieta.
-Tak, o co chodzi.- warknąłem.
-Z tej strony Kate Waller, właścicielka restauracji, w której pracuje Thylane.-oznajmiła.
Ma dźwięk imienia mojej kobiety, podniosłem się z łóżka.
-Coś się stało? Thylane tam jest? Mogłaby mi ją pani dać do telefonu?- zasypałem biedną kobietę pytaniami.
-Nie, nie ma jej.-rzuciła.- ostatnio bardzo źle się czuła, zemdlała, a pan Steven zawiózł ją do domu.- oznajmiła.- stąd go poznałam i chciałam się jakoś skontaktować z kimś kto ją zna.- kobieta mówiła do mnie, a ja tylko czekałem, aż powie mi o co jej w końcu chodzi.
-Do sedna.- warknąłem.
-Thylane od tamtego czasu nie ma w pracy.- oznajmiła, a w jej głosie wyczuwałem zatroskanie.- mówiłam jej, że nie zatrudniamy kobiet w ciąży, a skoro nie przychodzi do pracy to albo dalej choruje albo faktycznie jest w ciąży, zwłaszcza że objawy na to wskazywały.- kobieta mówiła do mnie spokojnie, a ja czułem jak słowo „ciąża" odbija się w mojej głowie i paraliżuje całe moje ciało.
-Mógłby jej pan przekazać, żeby do mnie zadzwoniła? Podam panu swoj numer.- zapytała grzecznie.
Nie potrafiłem jej nic odpowiedzieć. Zamarłem.
Patrzyłem przed siebie, a w głowie ciągle powtarzałem TO słowo.
-Proszę pana?- kobieta próbowała się jakoś do mnie dobić, jednak po kilku nieudanych próbach, rozłączyła się.
Z oczami jak pięciozłotówki odłożyłem telefon, po czym położyłem się na łóżku.
Leżałem tak od godziny, a w mojej głowie miałem tylko jedną myśl:
Będziesz, kurwa, ojcem.
OJCEM.
TATĄ.
BĘDZIESZ MIAŁ DZIECKO.
Podniosłem się z łóżka i postanowiłem pojechać do Zoe, aby upewnić się, że to jest prawda.
Wsiadłem na motor i z prędkością światła ruszyłem do domku letniskowego.
Zapukałem mocno w drzwi. Po kilku sekundach dziewczyna otworzyła.
-Czego znowu chce...-nie pozwoliłem jej dokończyć.
-To prawda?!- wrzasnąłem.
Zoe zrobiła wielkie oczy.
-Nie wiem o co ci chodzi.- szła w zaparte.
-Nie wkurwiaj mnie!- wrzasnąłem jeszcze głośniej.- Ona jest w ciąży?! Ze mną?!- wydzierałem się po niewinnej dziewczynie.
-Nie krzycz na mnie!- wrzasnęła.- I Nie!- dodała po chwili.
-Nie jest?!- wrzasnąłem.
Zoe spuściła głowę.
-Nie, zatruła się czymś i to dlatego te mdłości, rozumiesz.- oznajmiła krótko.- A teraz żegnam.- warknęła, po czym zamknęła drzwi przed moim nosem.
Nie da się ukryć, że byłem lekko zawiedziony. Nie wiedząc dlaczego, w tym całym przerażeniu domniemaną ciążą Thylane, cieszyłem się. Wiedziałem, że wtedy miałbym szansę jeszcze kiedyś ją zobaczyć. Stworzyłbym z nią rodzinę, a przede wszystkim kochał to maleństwo.
Miałbym na to szansę ale wszystko zepsułem. Wyjechała na dobre, nie dając mi szansy na wytłumaczenie i pogodzenie się z tym.
Wróciłem do domu.
CJ siedział na kanapie w salonie. Nie chciałem siadać obok niego jak zwykle, dlatego przeszedłem obok, nie zwracając uwagi.
-Reece.- zawołał.-chodź tutaj.- poprosił, a ja spełniłem jego prośbę.
Usiadłem obok niego, a on wręczył mi kryształowy kieliszek z moim ulubionym whisky.
-Przepraszam, nie chciałem tak na ciebie nakrzyczeć...- CJ zwrócił się do mnie a w jego głosie czułem skruchę.
-Żartujesz sobie?- zapytałem.-powinieneś mnie jeszcze pobić.- oparłem głowę o rękę.- zasłużyłem na to.- westchnąłem.
-Skoro była taka jak inne, dlaczego tak to przeżywasz?- CJ umiejętnie wbił we mnie szpilę.
Przetarłem oczy.
-Bo nie była taka jak inne.- westchnąłem.- była wspaniała, inteligentna, seksowna...- wymieniałem wszystko co było w niej najlepsze, rozklejając się przy tym.- pokochała mnie nawet nie wiem za co...- pokręciłem głową.- Widziała we mnie coś więcej, jako jedyna twierdziła, że jestem dobrym człowiekiem...-westchnąłem.
-A Ty ją wykorzystałeś i zdradziłeś.- CJ uciął ten wylewny moment.-Dlaczego?- zapytał.
-Nie wiem, byłem naćpany.- syknąłem ze złości.- Steven dosypał mi czegoś do kawy.- przeczesałem włosy.- nie wiem nawet dlaczego!-warknąłem.
-Bo Steven to chuj.- zaśmiał się CJ, a ja razem z nim.
-Prawda.- zgodziłem się z chłopakiem. Mój uśmiech zniknął z mojej twarzy tak samo szybko, jak się pojawił. Moje myśli znowu dotyczyły tylko Thylane.
Moje serce krwawiło. Wyjechała wczoraj, nie odzywała się miesiąc, ukrywała się przede mną, a ja czułem jakbym nie widział jej dwadzieścia lat. Oddałbym wszystko, żeby chociaż na chwilę móc ją przytulić i powiedzieć, co czuje.
Dopiero kiedy ją straciłem, zdałem sobie sprawę z tego, że ją kocham i jest jedyną kobietą na całym świecie, z którą mógłbym stworzyć rodzinę.
-Już mnie nie oszukasz Reece.- oznajmił CJ.- Siebie też już nie oszukasz.- dodał.
-Kocham ją.- wyznałem, po czym napiłem się z kieliszka.- I nie mam pojęcia, gdzie ona kurwa jest!- wrzasnąłem i rzuciłem kieliszkiem o ziemię.
Szkło rozsypało się po podłodze. Wstałem zdenerwowany i wyszedłem po schodach do swojej sypialni. Usiadłem na łóżku, a w kącie sypialni, na czarnym, skórzanym fotelu, zauważyłem swój T-shirt. Podszedłem i wziąłem go do ręki. Rozłożyłem go, a wspomnienia uderzyły we mnie z siłą rażenia, ponieważ to w nim Thylane chodziła w nasz wspólny ostatni weekend.
Przez ten cały czas myślałem, że go zgubiłem, a tak naprawdę ciągle był pod moim nosem.
Mimo, że lubiłem w nim chodzić, nawet go nie szukałem.
Znajdę cię i sprawię, że znowu będziemy razem.
Tego chcę, a kiedy ja czegoś chcę, zawsze to dostaję.
***************** * ****************KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
CZYTASZ
Mr.Professor
Romance„-Thylane, piękne i tajemnicze imię. - spojrzał na mnie zza wielkiego drewnianego biurka. Już wtedy wiedziałam, że uzależnię się od dźwięku mojego imienia w ustach mojego profesora."