Starożytny pociąg - Paweł Łukowski

77 5 0
                                    

Kiedy w 60 roku n.e. Heron z Aleksandrii stworzył Banię, wielu wyśmiewało jego wynalazek. 

Urządzenie nie było skomplikowane. W wyniku ogrzewania wody powstawała para. Ta z kolei była wprowadzana do koła z dwiema wystającymi dyszami skierowanymi w przeciwbieżne kierunki. W wyniku wydostawania się pary przez te dysze wprawiała ona kulę w ruch obrotowy. Z opisu brzmi to na zabawkę lub ciekawostkę. Jednak dla Lucjusza, jednego z uczniów Herona, była ona czymś nowatorskim.

Po wielu latach prób i eksperymentów ulepszył tę technologię, tworząc jeszcze w II wieku naszej ery turbinę parową z prawdziwego zdarzenia. Jej moc była wystarczająco silna, by wprowadzić w ruch nie tylko samą kulę, ale również pociągnąć ze sobą kilka ton ładunku.

W wyniku tego pod koniec 136 roku po wysiłkach wielu uczonych i konstruktorów udało się stworzyć pierwszy w historii pociąg, a raczej cerel, bo tak go wtedy nazwano. Nazwa ta po łacińsku oznacza szybki. W następnym roku odbyła się nim pierwsza podróż z Rzymu do odległego o 17 miliarium (25 kilometrów) portu Ostia. Miał on przewieźć Cesarza, dwóch ochraniających go legionistów z 13 legionu, kilkudziesięciu mieszkańców i kilka ton towarów.

Nowemu pojazdowi tuż przed wyruszeniem przyglądało się wielu mieszkańcom Rzymu. Po raz pierwszy pokazany ludziom wzbudził furorę. Dosłownie wszyscy zachwycali się jego majestatem. Sam Cesarz, Hadrian, tuż przed wyruszeniem wygłosił mowę:

– Imperium Rzymskie jest duże, ale dzięki temu pojazdowi uda nam się je zmniejszyć, by każdy mógł po nim swobodnie podróżować. Podróż z Rzymu do Ostii zajmowała ćwierć dnia. Dzisiaj skrócimy ten czas 4 razy.

Wśród osób słuchających Cesarza był Sekstus. Po przyjrzeniu się pojazdowi oraz jak podróżni wsiadają, natychmiast wyruszył poinformować o tym swoich pobratymców. Byli to bandyci, którzy w owym czasie czekali na wzgórzu na pograniczu miasta Rzym. W tym czasie siedzieli na koniach, a ich liczba wynosiła pięciu. Czekali na wieść od Sekstusa o wyglądzie cerela. Sami zaś patrzyli na tory, wzdłuż których on pojedzie.

– Cerel pełen najbogatszych ludzi z Rzymu wyruszy dokładnie dzisiaj – mówił Decymusz, szef bandy do kamratów. – Akcja jest prosta. Pędzimy do niego końmi. Wskakujemy i obrabiamy wszystkich zamożnych. Kiedy zbierzemy wszystko, wyskakujemy. Jakieś pytania?

Najmłodszy z całej gromadki Kwintus podniósł rękę.

– Tak – odparł Decymusz.

– Dlaczego obrabiamy coś nowego zamiast kolejny wóz kupiecki? – zapytał Kwintus.

– W pociągu będzie kilkudziesięciu najzamożniejszych ludzi z całego Rzymu. Na dodatek wszyscy w jednym miejscu, przez co będzie łatwy łup. Jak nam się powiedzie, ten jeden skok ustawi nas do emerytury.

Kwintus potrząsnął głową na znak, że zrozumiał. Tuż po tym przybył Sekstus i poinformował o Cesarze z dwoma legionistami, którzy również pojadą cerelem. Wieść ta zaniepokoiła bandytów. Dodał po tym również, że będzie on w innym wagonie, czyli takiej pchanej przez cerel platformie, a te są od siebie oddzielone kilkoma metrami. Tych, których mają zamiar okradać, będą siedzieć na ostatniej z nich.

Po chwili z miasta wyłoniła się maszyna zaczynając coraz szybciej przyspieszać. Sekstus przedstawił najważniejsze informacje, ale nie zdążył opisać pojazdu. Teraz wydało się to jednak zbędne, gdyż każdy zobaczył jego obraz.

Z przodu była wielka beczka z wodą na kołach. Wystawał od niej komin, z którego unosiła się para. To ta machina napędzała cały pojazd. Z tyłu niej na platformie był jeden niewolnik wsypujący węgiel do podgrzewania wody.

Wagony ciągnięte nie były w pełni metalowymi puszkami, jakie możecie widzieć dzisiaj. Miały zrobione z drewna podłogę i miejsca do siedzenia, po brzegach każdej z nich były drewniane ogrodzenia, by nikt nie wypadł. Z góry każdej platformy było na czterech słupach, przymocowane zadaszenie z mocnej tkaniny ochraniającej przed słońcem.

Na pierwszych wagonach były towary przymocowane do platformy. Po nich była największa platforma, na której przebywali Cesarz i jego znajomi, legioniści oraz słudzy. Na ostatniej po niej siedzieli mieszkańcy Rzymu.

Dla herszta obraz cerelu był znakiem do rozpoczęcia natychmiastowego atak. Zaraz jak skierował rękę na pojazd, wszyscy ruszyli ku niej. Nie minęło wiele czasu, a podróżnicy już zobaczyli zbliżających się napastników do pojazdu. Początkowo myśleli, że to podróżnicy zaciekawieni wynalazkiem, ale byli w błędzie. Jak zbliżyli się do ostatniej platformy, skoczyli z koni i z całych sił starali się złapać za drewniane ogrodzenie. Na szczęście cerel nie pędził jeszcze za szybko, co pozwoliło na lepszą kontrolę nad końmi i skokiem. Wszystkim udało się skoczyć. Tylko Kwintus potrzebował małej pomocy przy przejściu przez ogrodzenie. Sekstus mu pomógł.

– Dajcie nam wszystko, co cenne, a nie posmakujecie naszej stali – odrzekł na cały głos Decymusz wydobywając miecz z pochwy.

Coraz szybciej poruszający się pojazd powodował szybki ruch powietrza. Przez to bandyta musiał krzyczeć na całe gardło, by jego głos dotarł do każdego. Przed nimi Cesarz, jak i jego dwóch wiernych wojaków z legionu usłyszało i zobaczyło, co wyprawia się na tylnym wagonie. Dzieliły ich jednak dwa metry od kolejnej platformy.

– Na co czekacie – odrzekł Cesarz do legionistów. – Ruszcie ich zabić.

Dystans stawia dla wojowników wyzwanie, tym bardziej że byli wyposażeni w żelazną zbroję i zwykły skok na krótki dystans mógł stanowić dla nich wyzwanie. Na dodatek to ogrodzenie. Wydobyli miecze i pociachali kawały drewna, by łatwiej im było skoczyć.

W tym czasie bandyci ograbiali pasażerów po kolei. Przechodzili od pierwszego rządka, kolejno do dalszych. Sami podróżni nie sprawiali żadnych problemów. Dodatkowo szybko oddawali swoje dobra, bojąc się o własne życie. Kiedy łupieżcy kończyli plądrować dobra od ostatniego rzędu, legioniści mieli już pociachane drewniane ogrodzenie. Skończyli na tylną platformę i wyciągnęli miecze.

– Skaczcie! – krzyknął szef.

Bandyci natychmiast wyskoczyli z platformy z rękami pełnymi kosztowności. Decymusz skoczył przedostatni. Po nim był już tylko Kwintus, który nie mógł zebrać się na skok z pędzącego pojazdu. Gdyby znajdował się na nim prędkościomierz, wskazywałby wartość 25 kilometrów na godzinę. Wydawać się to może mało, ale taka prędkość w owym czasie na lądzie przez dłuższy czas robiła wrażenie. Zanim zebrał się na skok, legionista zdążył wsadzić miecz w tył bandyty. Trzymane przez niego zdobycze spadły z łap rozpraszając się na ziemi wzdłuż trasy cerelu.

Kilkadziesiąt stóp od tego wydarzenia turlał się na ziemi Decymusz. Obrócił się kilka razy, aż w końcu spadł na płaską powierzchnię niżej torów. Wstał, a po otrzepaniu się z ziemi pozbierał porozrzucane zdobycze. Jak je podnosił, zbliżali się do niego pozostali członkowie bandy. W miarę upływu czasu jak gromadzili się w grupkę, bandyci chwalili się swoimi zdobyczami. Każdy zebrał kilka zdobyczy, które miały im starczyć na kilka lat. Jednak czegoś im brakowało.

– A gdzie Kwintus? – spytał Decymusz.

Wszyscy przejrzeli teren wzdłuż torów, ale nie widzieli, żeby ktoś ku nim szedł. Sekstus po chwili zobaczył jak coś się świeci nieco dalej wzdłuż torów. Dokładnie w kierunku gdzie pojazd jechał. Po dotarciu do niego zauważyli nie tylko jeden złoty przedmiot błyszczący od słońca, ale nawet kilka srebrnych ozdób oddalonych co kilka metrów. Wszyscy poza Decymuszem zaczęli je zbierać, sam zaś herszt puścił wszystkie swoje zdobycze. Pobiegł naprzód mając nadzieję, że w końcu znajdzie swojego kompana.

Przebiegł kilka minut, aż w końcu zobaczył ciało najmłodszego członka swojej bandy. Miał w środku brzucha otwór, na którego obrzeżach była krew. Gałki oczne ciągle patrzyły w górę i nie mrugały. Nie było żadnych oznak ruchu od kamrata. Decymusz mówił do niego i potrząsał lekko ciałem. Nic to jednak nie dawało. Nieważne czego by nie robił, Kwintus już nie żył

Zbiór Opowiadań "Legion"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz