Słońce stało wysoko, gdy na horyzoncie pojawiły się niewyraźne sylwetki zbrojnych. Poruszali się szybciej, niż przewidzieli obrońcy. Ustawieni w szyku na niskim pagórku, nagle zapomnieli o upale i obsiadających ich muchach. Armia wroga rosła w oczach, jak skrzydła rozwijając przed nimi kolejne formacje. Ktoś krzyknął, nastąpiło ogólne ożywienie. Fin, jeden z kawalerzystów, zacisnął dłonie na wodzach w nagłym lęku. To była jego pierwsza wielka bitwa. Czuł jak serce łomocze mu pod grubym pancerzem. Usłyszał jak Mefre wzdycha, najwyraźniej świadoma tego, co się dzieje w głowie jeźdźca. Fin nie rozumiał, czym dokładnie była. Wiedział jedynie, że klacz jest zaklęta. Jej niezmącony spokój dodawał mu odwagi.
–Jak się zbliżą, osłoń się tarczą i trzymaj głowę nisko – głos Mefre był miękki i przyjemny. – Ostrzelają nas.
–Dobrze – odpowiedział.
–Puść wodze, poprowadzę nas tak, że nic nam się nie stanie. Ze mną jesteś bezpieczny.
–Nie musisz mnie zapewniać.
–Więc to drżenie to z ekscytacji?
Nie odpowiedział. Nie chciał wyjaśniać klaczy, że poza strachem odczuwa coś jeszcze zupełnie innego. Pełną wzruszenia dumę, presję, ogromne pragnienie chwały.
–Mają diabelski pył – mruknęła Mefre.
–Diabelski pył? Co to? – Fin poruszył się niespokojnie w siodle.
–W zetknięciu z iskrą zamienia się w ogień. To tajna broń.
–Skąd wiesz? Powinienem powiedzieć o tym dowódcy...
–Widzę wszystko, co przed nami. Metal i mięso nie stanowią przeszkody. A dowódcy powiesz co? Że koń zdradził ci jedną z wielu tajemnic wroga? – kpiąca nuta wżarła się w Fina jak użądlenie osy. –Posądziliby cię o zdradę w mgnieniu oka.
Fin wiedział, że zaczarowana klacz ma rację. Zamilkł więc ściskając wodze i wbił oczy w nadchodzącą armię wroga.
*
Fin opuszczał wioskę z poczuciem, że wreszcie ma kontrolę nad swoim życiem. Zostawiał tutaj pole, przymusową narzeczoną, znój i brak perspektyw na zmianę. Miejscowi mówili, że zgłupiał całkiem przez bajanie matki. Kobieta lubiła historie, a zwłaszcza te, które mówiły o pradziadku Fina, Tendorze. Przygody legendarnego wojownika działały na wyobraźnię chłopaka i były alternatywą dla nieznośnej rzeczywistości malutkiej wioski. Gdy zrozumiał, czyja płynie w nim krew, zdecydował, że nie zrezygnuje z tego dziedzictwa.
Postanowił odnaleźć dawnego przyjaciela Tendora, długowiecznego czarodzieja Kardosa. Jeśli ktoś mógłby pomóc mu w zostaniu bohaterem, to był to właśnie on. Gdy po kilku miesiącach znalazł go w mieście Neg, starzec, doskonale pamiętający Tendora, przyjął Fina z otwartymi ramionami.
*
Była późna wiosna, kiedy Fin wyruszał na swoją pierwszą wojnę. Ludy na wschodzie znów zbliżyły się do granic królestwa, tak jak czyniły to od dziesięcioleci. Tym razem nie były to jednak zdezorganizowane hordy barbarzyńców, a, jak donosili zwiadowcy, najprawdziwsze wojsko, ale Fin i tak czuł się gotów. Lekcje jazdy konnej i walki dodały mu pewności siebie, jednak dwa najcenniejsze dary miał dopiero otrzymać.
–Mefre to magiczna, rezolutna istota. Niezmiernie zwinna i silna. Pomoże ci w nadchodzących bitwach – Kardos czułym gestem pogłaskał szyję potężnej klaczy. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest to koń hodowany do walki.
–Panie Kardosie, dałeś mi już tak wiele. Ten koń jest wspaniały, ale...
–Fin, sam prosiłeś mnie o pomoc, więc pozwól mi ci jej udzielić –przerwał mu czarodziej. Był wysoki, a szata wisiała na nim jak na starej gałęzi. Podpierał się laską, równoważąc w ten sposób kalectwo lewej nogi. Jego oczy, które widziały stulecia przed narodzinami Fina, wydawały się być pokryte cienką warstwą mgły. - Wszyscy potomkowie Tendora zawsze znajdą u mnie to, czego szukają.
CZYTASZ
Zbiór Opowiadań "Legion"
FantastikPrzedstawiam wam wyniki konkursu "Legion" zorganizowanego z okazji 10 000 subskrybcji na moim kanale Youtube. Poziom prac był absolutnie oszałamiający, dlatego zdecydowałem się na wydłużenie zbioru. Serdecznie gratuluję wszystkim zwycięzcom! A w...