Las Legionu - Mariana Kudelska

131 5 0
                                    


Las Legionu.

Był 19 października 1964 roku. Zdarzyło się to późnym wieczorem, wczesną nocą, gdy za oknem lał deszcz a pełzającą po świecie ciemność rozjaśniały spowite mglistą łuną, błyskawice. Nad wyspą Skye, w Szkocji, unosiło się parne powietrze, tłumiące w sobie gorzkie sytuacje mające wydarzyć się tego wieczoru. Od ulic wiało śmiertelną grozą pustki i jedynie ciepłe – choć tłumione przez nienamacalne zło - światło uciekające spod okiennic, było jedynym znakiem życia.

Aubrey Rose wpatrywała się intensywnie w okno samochodu. Dochodziła północ, a życie na zewnątrz oświetlały jedynie wąskie światła samochodowe. Pomimo tego że dziewczynka nie widziała za oknem nic, oprócz bezdennego mroku i ciemności, pozwalała myślom płynąć jak gęstym kroplom spadającym po szkle tuż przy jej twarzy. Jechali dalej. Dziewczynka czuła i słyszała pulsującą w jej żyłach krew. Coś, czego nie umiała opisać. Coś wielkiego, potężnego, kryjącego się pod postacią martwej niewinności. Coś co teraz nie umiało mówić, ani się poruszać. Coś co teraz było jedynie łuną przyszłości. Lecz wkrótce miało się stać częścią teraźniejszości. Matka spała. W dłoniach kobiety, leżały zapełnione nieprzeczytanymi dotąd wierszami pergaminy, a jej wargi kryła błoga słodycz odpoczynku. Samochód jechał dalej, trzęsąc się na nierównej, górskiej drodze. U podnóża gór słychać było wycie wilków, które w niezrozumiałym języku ubolewały nad niedostatkiem pożywienia. Wkrótce desperacja popchnie watahy na południe, do borów i grzęzawisk, gdzie zaczną polować na wiewiórki oraz gronostaje, a czasem na małe dzieci które nierozsądnie zapuszczą się w zimowy las. Teraz jednak, ni z tego, ni z owego, dziesięć po północy wilki zamilkły. Na pastwiskach, słychać było jedynie melodyjne zawodzenie wiatru. Chmury przysłoniły księżyc a zapomniana tajga leżąca w cieniu gór Highlands, obumierała w objęciach przemieszczającej się z wiatrem mgły. Na kamienistych równinach, tylko gdzieniegdzie widać było resztki szepczących między sobą traw.

- Tato ? – Aubrey Rose odezwała się wśród ciszy.

- Tak, skarbie ? – ojciec wpatrzony w drogę przed sobą, nastawił wycieraczki na pełną moc. W radiu leciała cicho piosenka Beatlesów, po chwili przerwana wiadomościami.

- Ile jeszcze ?

- Jeszcze z godzinkę, Rose. Warunki nam nie sprzyjają.

Samochód zwolnił. Krople deszczu odbijały się od szyb z głuchymi pęknięciami. Dziewczynka czuła jak jej powieki ciążą, błagając o odpoczynek. Przed źrenicami Rose rozbłysła błyskawica. Obraz stał się niewyraźny, zamazany przez nagłe odbicie nienamacalnego zła. I nagle coś błysnęło. Mała iskierka, mieniła się, tańcząc pośród mroku. Dziewczynka utkwiła w niej wzrok, wytężając zmysły. Przez chwilę Rose wydawało się, że to tylko zmęczenie pod postacią wymysłu, ale potem dziewczynka zobaczyła parę idealnie okrągłych, błyszczących oczu. I... głos, mówiący: "Pa, Pa". Aubrey Rose zastygła, po czym przemówiła nie swoim głosem. Był on chłodny. Nieludzki.

- Tato, zatrzymaj samochód!

- Rose, co... ?

- Zatrzymaj samochód!- przerwała mu.

- Córciu, teraz nie mogę, o co... - ojciec, nie dokończył, czując na szyi otwierającą się ranę. Krople świeżej krwi spadły na siedzenie kierowcy, a mężczyzna osunął się na oparcie, niczym szmaciana lalka. W samochodzie, czuć było intensywny, metaliczny zapach, będący połączeniem mętnej słodyczy z namacalnie gorzkim wspomnieniem śmierci. Dziewczynka wysiadła cicho z samochodu, słysząc wzywający ją do siebie drewniany głosik powtarzający w kółko dwie sylaby. Jej ruchy były nienaturalne, ciało Rose, wyginało się wręcz jakby było ulepione ze świeżej gliny. Aubrey Rose szła, patrząc się na intensywnie świecącą iskierkę. Na brodzie, czuła szkarłat, którego z każdym krokiem, pragnęła więcej i więcej. Wieczorne gwizdy ptaków ucichły, gdyż nawet one kuliły się na spierzchniętych gałęziach błagając noc o życie. Niegdyś cudowne pejzaże, tłumione gładką zielenią traw, teraz kołysały się niepokojąco jakby lunatykowały. Szorstka, obeschła kora ze starych drzew świszczała koło uszu niczym przejeżdżający tuż obok pociąg. Rose słyszała świerszcze – szybką, niską pieśń zrozumiałą jedynie dla zwierząt. Ale nie to ją teraz najbardziej interesowało. Tylko para okrągłych, morskich oczu wbijających w nią swoje spojrzenie.

Zbiór Opowiadań "Legion"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz