Pierwszy - Nikodem Wawiński

85 5 1
                                    


Płytka wnęka w skale, dawała dość miejsca, aby trzej wędrowcy mogli się w niej schować przed deszczem i rozpalić między sobą małe ognisko dające raczej światło, niż ciepło. Każdy usiadł, tak wygodnie jak to możliwe na nierównym podłożu, opierając się o pochyłe ściany. Dwóch z nich spożywało skromne posiłki z resztek chleba, podczas gdy trzeci, po upewnieniu się, że ogień nie pochłonie zbyt szybko drewna, zaczął wpatrywać się melancholijnym wzrokiem w pierś jednego ze swoich towarzyszy.

Na zielonej szacie podróżnej wyszyto srebrną nicią rybę. Już przy pierwszym spotkaniu, Ruof uznał ozdobę za dziwną, ale nie ośmielił się wtedy zapytać jej właściciela co oznacza. Teraz jednak, gdy siedzieli w ciszy wydał mu się to wystarczająco dobry temat do rozmowy.

Jeśli pozwolisz, mości Nevesie, co znaczy ta ryba na twojej tunice? - Zagadnął Ruof, swoim tubalnym głosem.

Nim doczekał się właściwej odpowiedzi, Neves i trzeci wędrowiec, Eerht, wymienili na wpół rozbawione spojrzenia. Nie chcieli mimo wszystko trzymać towarzysza w niepewności, dlatego też Neves przeniósł wzrok na Ruofa i powiedział:

To mój herb drogi Ruofie, czyżbyś zapomniał, że w mych żyłach płynie błękitna krew? - Neves uśmiechnął się uprzejmie, oświetlony ciepłym blaskiem ognia.

Gdy Eerht dokończył ostatnie okruchy chleba, zwrócił swoje okraszone rudymi lokami oblicze w stronę Ruofa i zapytał:

Dlaczego teraz pytasz? Jeśli cię to interesowało, mogłeś zapytać wcześniej. Nie obowiązują już nas zasady naszych poprzednich żyć, teraz jesteśmy sobie równi.

Masz rację przyjacielu. - Zaśmiał się Ruof. - Po prostu gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, myślałem, że nie wypada komuś takiemu jak ja wypytywać o cokolwiek, a później zapominałem zapytać gdy miałem okazję. - Mężczyzna potarł ogromną dłonią opalony kark, chcąc ukryć swoje zakłopotanie.

Neves coś odpowiedział, ale zagłuszył go wiatr, który nagle uderzył ze zdwojoną mocą wprost na zbocze, na którym się skryli. Wicher zwiał do wnęki deszcz, który zmoczył i tak zmarzniętych Nevesa i Eerhta.

Zasłaniając się przed wiatrem swoją dziurawą peleryną, Rudowłosy zdołał przekrzyczeć ulewę:

Lepiej spróbujmy zasnąć! Dalsza wędrówka przez góry będzie ciężka! Jeśli będziemy mieli odrobinę szczęścia, odnajdziemy Króla w ciągu najbliższych dni!

Ruof pozbył się ogniska z groty po czym cała trójka ścisnęła się razem, próbując znaleźć jak najwygodniejszą pozycję. Choć trwało to długo, ostatecznie każdy z nich zapadł w płytki sen.

***

O poranku, wędrowców obudziły przebijające się, przez chmury, promienie słońca.

Spójrzcie bracia! - Zakrzyknął Eerht. - Sam Bóg przegnał burzę, żeby nam pomóc! - Wszyscy trzej zakryli oczy lewą ręką na znak modlitwy wdzięczności.

Po napojeniu się deszczówką, ruszyli przed siebie, klucząc po zdradliwych ścieżkach, które nie doświadczyły ludzkiej stopy dłużej niż pamiętał ktokolwiek z żywych.

Nieoczekiwanie idący na przedzie Eerht zatrzymał się na szczycie grani spoglądając z zachwytem przed siebie.

Przyjaciele musicie to zobaczyć. Nie potrafię opisać piękna, które widzą me oczy. - Powiedział, ani na moment nie odwracając wzroku.

Obiektem zachwytu Eerhta była wioska, której na każdy sposób daleko było do określenia "piękna". Niskie, kamienne domki, rozrzucone nieregularnie przy wąskiej ścieżce, prowadzącej ze szczytu góry, aż do doliny, w której widać było pola uprawne. Neves zwrócił uwagę na białą plamę przemieszczającą się po zboczu, która wydała się być stadem kóz, prowadzonych przez pasterza.

Zbiór Opowiadań "Legion"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz