Marzyciel - Barbara Wojtczak

75 5 0
                                    


Wiedziałem, że tkwię w śnie.

Usiadłem nad brzegiem Wisły i nawet ptaki wytknęły mi inność.

Widziały to, co ja - tak samo szare bloki, błękitną wodę i smutnych ludzi. Ale nigdy nie patrzyły w niebo.

Próbowałem im je pokazać. Śmiały się, latały po nim, ale go nie dostrzegały.

Żyłem w marzeniach, zachwycając się najdrobniejszymi detalami rzeczywistości. W mojej głowie były czymś znacznie większym.

Latałem ponad chmurami. Wiatr nadawał mi piór i kołysał, niósł, dawałem mu się prowadzić.

Plułem na nich z góry. Nie odróżniali moich słów od deszczu, dla nich liczył się tylko przyziemny bełkot.

Z czasem ptaki zaczął irytować sposób, w jaki się uśmiecham i patrzę na nie. Dlaczego śpiewam, jaki mam powód?

Gdyby mogły, wydłubały by mi oczy.

Niebo zdawało się być bezpieczniejsze od ziemi, na której wciąż szukałem akceptacji. Szukałem pociechy w każdym, tylko nie w sobie. Powiedziano mi, że jestem zatruty.

Potem poznałem piękną jaskółkę. Usłyszała jak śpiewam i podeszła do mnie, by posłuchać. Była moją iskierką nadziei, więc powierzyłem jej wszystko.

Tylko jej spojrzenie dawało mi ulgę. Wydawało mi się, że jestem szczęśliwy.

Przy niej trochę pewniej stawiałem kroki.

Ocierała łzy, ale nie rozumiała mnie. Była im podobna.

Iskierka, która poparzyła mnie dosadnie, spopieliwszy całe szczęście wokół.

Zapomniałem, jak się lata.

Zacząłem umierać, po kawałku.

"Co muszę zrobić, byście mnie zaakceptowali?!" krzyczałem, chodząc między nimi, a ból rozdzierał moje plecy.

"Płaczę. Czemu nie reagujecie?!"

Krzyczałem, cierpiałem, płakałem.

Aż zamilkłem, zmarniałem, przestałem.

Tracąc głos, pozostało mi tylko ich słuchać.

Pojawiła się kolejna. Nie iskierka, bo oblałem ją wodą już na początku. Ale zostałem z nią, nie chcąc być sam.

Pracując by przeżyć, zamknąłem myśli. Praca. Dom. Dzieci.

Robiąc to, co ludzie chwalą, szukając resztek akceptacji w swojej wegetacji.

Zamknąłem to w sobie.

"Uspokój się, jest dobrze, to minie. Każdy tak ma."

Bujałem się, nucąc, już tylko w myśli, tę monotonną melodię jak kołysankę.

Już mi wszystko jedno. Pochłonęło mnie to światło, do którego od dziecka mnie ciągnęli.

Siłowałem się z nimi latami, ale gdy uległem, dostałem to, czego chciałem.

Śniłem tak długo.

Obudził mnie cichy głos, który mimo uśmiechu brzmiał gorzko:

"Dołączyłeś do legionu."

Zbiór Opowiadań "Legion"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz