Za to, że byłeś, jesteś i będziesz

414 43 10
                                    

5 lat później

Atsushi nadal należał do agencji detektywistycznej, a Akutagawa do portowej mafi, lecz zabijał o wiele mniej. Obydwaj byli silni, nie dało się ich porównać. Ich zachowania zmieniły się na inne. Pod jakimś względem lepsze. Układało im się dobrze. Przeszli wiele kłótni, ale nigdy ze sobą nie zerwali, bo wiedzieli, że i tak będą wracać. Nie wytrzymaliby bez siebie jednego dnia. O dziwo zazwyczaj to Akutagawa przychodził z przeprosinami.

-Co tam robisz Ryunosuke?- powiedział Atsushi wciskając się na kolana chłopakowi, który pisał coś na swoim laptopie w okularach.
-To co widzisz. Muszę powysyłać parę maili na dzisiaj. A ty nie masz żadnej pracy?
-Nie. Dzisiaj się wyrobiłem w biurze.
-Masz szczęście. Mógłbyś mi zrobić kawy? Zaraz tu usnę.
-Magiczne słowo.
-Znam hasło do twojej karty kredytowej.
- ...
-No dobra dobra, Nakajima zrobisz mi kawy proszę? Wiesz, że cię kocham?
-Już się robi.

Kiedy Nakajima przygotował już napój, oczywiście wcześniej zdążył poparzyć się wrzątkiem, usiadł na swoim wcześniejszym miejscu.

-Wiesz to trochę niewygodne tak siedzieć Jinko.
-To odłóż tego laptopa.
-Nie mogę muszę napisać.., a zresztą napisze jutro. - Akutagawa odłożył urządzenie, zsunął z nosa okulary i przytulił mocno Atsushiego. Leżeli tak i leżeli, aż kawa ostygła i wylana została do zlewu o piątej rano przez zaspanego białowłosego.

Następny dzień minął im tak samo jak dotychczas. Z pracy wracali do domu, witali się jak zwykle, mieli wspólne mieszkanie położone dalej niż wcześniej. Wiedli w miarę spokojne życie jak na nich. Gin czasami ich odwiedzała. Tak samo jak Chuuya z Dazaiem. Byli dobrymi przyjaciółmi. Gdyby ktoś powiedział, że mieli tak krętą i dziwną przeszłość nikt by im nie uwierzył. Jednak przyszłość należała już do nich. Tylko do nich. Teraz żyli w spokojnym mieście, tworząc nowe wspomnienia. Radosne i te mniej radosne. Ważne, że są.

~~~

-Dazai! Chodź tutaj!
-Czemu krzyczysz tak wcześnie? - po drewnianych schodach zszedł zaspany Osamu. Przetarł oczy i zobaczył zdenerwowanego Chuuye.
-Wytłumaczysz mi co to jest?
-No naczynia a co?
-A co mówiłem wczoraj? Miałeś je pozmywać do cholery jasnej. Coś za coś.
-Nie denerwuj się. - Dazai podszedł do chłopaka i pocałował go lekko w prawy policzek.
-Myślisz, że to wystarczy? Zmywaj to, ja idę jeszcze spać.
-Oczywiście. - prychnął Osamu.

Następnego dnia obydwaj wyruszyli do pracy. Założyli wspólną kawiarenkę. Była ona mała, na rogu ulicy, blisko ich domu. Często koło śmietników zbierało się tam pełno bezpanskich psów czy kotów. Zawsze wyrzucali im jeszcze zjadliwe resztki, a czasem nawet rzucili coś świeżego.
Wnętrze było jasne, ściany szare, a stoliki zrobione z białego drewna.
W doniczkach rosły roślinki.

-Chuuu!
-Czego?
-Pomóż mi szybko. - Nakahara pospieszył w kierunku zaplecza za głosem Osamu.
-Gdzie jesteś? - porozglądał się chwilę, lecz nagle drzwi się zamknęły, a światło zgasło. Zmieszany Chuuya nie stał już w miejscu. Coś trzymało go mocno za nadgarstki, przypartego do ściany.
-Osamu? Ogarnij się. - powiedział pewnie. Wtedy poczuł na swoich wargach, czyjeś wargi.
-Dazai jesteśmy w pracy, zostaw mnie.
-Nie mogę.
- Jak to nie możesz? No już odsuń się ode mnie baranie. - nagle zadzwonił dzwonek w drzwiach. Klienci.
-Szlag by to. - syknął Osamu, poprawiając swoją koszule i odgarniając włosy na bok.
-Już otwieram!- Chuuya wyszedł i otworzył drzwi pierwszym dzisiejszym gościom.

Zmęczony Chuuya, zgubił ze swojego pola widzenia Dazaia. Była już 20, czyli godzina zamknięcia.
Posprawdzał wszystkie pomieszczenia. To oznaczało tylko to, że wyszedł. Nakahara wrócił do mieszkania. Tam też go nie było.
Na początku pomyślał, że poszedł na cmentarz, ale był tam już w zeszłym tygodniu. Potem jednak wiedział gdzie go wywiało. Szybkim krokiem przebrał się i ruszył do parku.
Z godnie z jego podejrzeniami był tam nie kto inny jak Dazai siedzący na ławce. Jego czekoladowe kosmyki włosów rozwiewał wiatr. Był początek zimy więc niebo było granatowe. Po kolei zapalały się lampy nocne. Rudzielec podszedł po cichu w jego stronę. Oparł się rękoma o kawałek deski ze starej ławki. Osamu spojrzał do góry. Jego brązowe, ciemne tęczówki spotkały się z tymi równie ciemnymi tyle że niebieskimi tęczówkami. Pasowały do siebie mimo wielkiej różnicy. Wtedy też zaczął padać śnieg. Niespodziewany śnieg.

-Chuuya.
-Dazai. - Nakahara okrył go zielonym szalikiem.
-A co jeśli to wszystko jest fikcją?
-Ważne, że jesteśmy razem idioto.
-Wiem, żartowałem.
-To ma sens. - niższy usiadł obok Dazaia. On za to przybliżył się minimalnie i oparł głowę o ramię rudego.
-Jak ja z tobą tyle wytrzymałem?
-Nie wiem. Masz do tego talent. Wrodzony.
-Zaraz ci mogę pokazać inny talent jak nie przestaniesz mnie irytować.
-Nie mogę się doczekać. - Osamu położył swoją dłoń na tej mniejszej Chuuyi i gładził ją delikatnie. Nagle ocknął się i zaczął szperać po kieszeni swojego płaszcza.
-Zapomniałbym!-wykrzyczał entuzjastycznie. Stanął naprzeciwko Nakahary i chwycił jego delikatną dłoń. Zasłonił Chuuyi oczy i założył mu śliczny złoty pierścionek.
-A to z jakiej okazji?
-No nie wiem, może chce byś został ze mną do końca?
-A kto by tego chciał? - uśmiechnął się Chuuya.
-Z tego co mi wiadomo to jest taki jeden rudzielec metr sześćdziesiąt, który nie rośnie od pięciu lat.
-Idiota! Jak urosnę to z nami koniec.
- Czyli moge to uznać za potwierdzenie. - zaśmiał się wyższy.
-Kocham cię wiesz?
-A za co?
-Za to, że byłeś, jesteś i będziesz
-Zawsze w twoim sercu.

I tak oto obydwaj mężczyźni z pozornie szczęśliwym życiorysem ruszyli do domu trzymając się za dłonie, na których błyszczały złote obrączki, a serca łączyły się w całość.

Koniec

Pamiętaj mnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz