Za wszystkie dni

449 50 11
                                    

Był poranek. Słońce świeciło przez roletę w pokoju Akutagawy. Obudził go ból i parę zadrapań. Gdy zorientował się czemu tak się czuje zerwał się z łóżka.
-Oi Tygrysołaku. Mógłbyś łaskawie nie kopać mnie po nocach?-Atsushi mruknął coś tylko i kontynuował rozpychanie się na łóżku.
-Słyszysz?-powiedział zdenerwowany.
-Jeszcze pięć minut mamo.
-Od kiedy ty masz matkę?
-No wiesz co. Ranisz. - oznajmił nieco obrażony.
-Ty też ranisz. Patrz. Zrobiłeś mi nawet siniaka. - wskazał na swoją lewą nogę.
-Em no przepraszam tak jakoś wyszło niechcący.
-Niechcący to ty zaraz zlecisz z tego łóżka.
-Już już spokojnie. Jak zrobie śniadanie to mi wybaczysz?
-Może.. - burknął - ale teraz kładź się idziemy spać.
-Co ale
-Cicho siedź, jest dopiero piąta rano.
-To po co mnie budziłeś!
-Bo mnie kopałeś debilu!
-Przestań mnie tak nazywać.
-Ale zasługujesz na taką nazwę.
-Możliwe ale ja mówię do ciebie normalnie lub zdrobniale a ty?
-Niech Ci będzie tylko nie gadaj tyle...Atsu.
-Pfft. - Nakajima zaczął śmiać się w najlepsze.
-No i z czego się śmiejesz sam tego chciałeś.
-Przepraszam ale z twoich ust śmiesznie to brzmiało.
-Zamknij się.
-Jak powiesz tak jeszcze raz to to przemyśle.
-Nie ma mowy. - wziął poduszkę do rąk i uderzył ją prosto w głowę Atsushiego po czym przyciągnął go do siebie. Następnie leżeli wtuleni w siebie jeden obrażony, a drugi roześmiany. Tak to już u nich bywało.

Chuuya mimo tego, że miał odpoczywać ruszył do kuchni zaparzyć sobie kawę. Po drodze potknął się kilka razy. Dazai poszedł do sklepu po jedzenie. Rudzielec miał mętlik w głowie, bo nie wiedział co dzieje się i czemu jest takie zamieszanie wokół jego osoby. Zdążył tak jakby pogodzić się z Ozaki lecz ona nadal nie wróciła do domu. Najprawdopodobniej z powodu jakiegoś wyjazdu. Nakahara przeciągnął się kilka razy po czym głośno ziewnął. Wiedział, że jest w dość ciężkim stanie. Chłopak od zawsze był bardzo chudy i w tym czasie też słaby. Dopiero teraz zauważył ile ma na sobie bandaży.
Schylając się po cukier, który leżał na blacie uderzył czołem o kant szafki wiszącej na ścianie. Cicho syknął i od razu przyłożył dłoń do obolałego miejsca. Poczuł płynącą krew po policzku. Na jego nie szczęście uderzył się prosto w nie małą ranę.
Ale w idealnym momencie przyszła do niego pomoc. Chuuya wiedział już co go czeka.
-Miałeś leżeć i odpoczywać. Czemu zawsze się mnie nie słuchasz?-powiedział jakoś zbyt poważnie co nie uszło uwadze niższego.
-Chciałem zrobić kawę.-powiedział zachrypniętym głosem.
-Mogłeś czekać a nie. - westchnął
-Siadaj-Dazai wskazał na blat.
-Co? Po co?
-Jesteś za niski, tak będzie lepiej mi to opatrzyć.
-Zamknij się już.

Mimo tej sytuacji Chuuye nadal martwiło dzisiejsze zachowanie Dazaia. Chociaż zauważył, że przez jakiś dłuższy czas coś się w nim zmieniło.

-Słuchaj.. Coś się stało?Jakoś dziwny jesteś ostatnio.
-Hm? Nie, wszystko jest okej. Nie wiem o co ci chodzi.
-Nie ważne, zapomnij.

Osamu faktycznie sam zauważył zmianę. To wszystko przez te ostatnie wydarzenia. Powoli traci nadzieję, ale później znowu ją odzyskuje.
Nie wiedział co zrobić, by tamten znowu go pokochał.
To będzie trudny okres w jego życiu.

-Niedługo są twoje urodziny prawda?
-Tak.
-Mam dla ciebie niespodziankę.
-Nie musisz niczego robić.
-Nie, nie to będzie najlepszy dzień w twoim życiu!
-Czemu jesteś nagle taki pewny siebie?
-Wiem co mówię. Obiecuje ci.

Nikt nie wiedział ile tych obietnic zostało tak naprawdę spełnionych. Ale czy coś tak naprawdę zmieniło się od czasu zaatakowania Chuuyi?

-Proszę. - czekoladowooki wręczył rudemu chłopcu do rączki dwie białe różyczki.
-Dlaczego mi to dajesz? - spytał trochę zdziwiony.
-Bo jesteśmy przyjaciółmi na zawsze! - wykrzyczał wręcz podekscytowany.
-Em dziękuję, ale ja nie mam nic dla ciebie.
-Nic nie potrzebuje. Wystarczy, że zawsze mnie ratujesz. - niebieskooki źle czuł się z faktem przyjęcia prezentu więc zaczął szukać wzrokiem czegoś co może się nadać na podarunek.
-Mam!
-O co chodzi?
-Proszę! Wiem, że nie jest to tak piękne jak róże, ale zawsze coś. - Chuuya wręczył parę stokrotek zerwanych z łąki tuż obok nich rówieśnikowi. Dazai patrzył się na nie bez żadnego wyrazu twarzy.
-Nie podobają ci się. Przepraszam. - nagle Dazai przytulił się do niego, a on stał osłupiały.
-Oczywiście że mi się podobają. Wszystko co dostanę od ciebie jest dla mnie bardzo ważne głupku!

Na następny dzień wszystkie kwiaty zwiędły.

*Chuuya*

-Możesz wstać?
-Tak, przecież jeszcze mam nogi.
-A masz siłę, żeby się gdzieś przejść?
-Mogę iść jeśli chcesz.

Nie rozumiałem o co mu chodzi. Jeszcze niedawno nie mogłem wstać z łóżka i nic sam zrobić. Dosłownie. A teraz chce gdzieś iść. I jak tu go zrozumieć?

Szliśmy jakąś dobrą godzinę. Było już dosyć ciemno. Zanim się obejrzałem znowu znaleźliśmy się w tym parku. Tym razem było tu jeszcze piękniej niż wcześniej. Niebo było zapełnione gwiazdami, a w oddali błyszczał księżyc. Dazai położył się na trawie. Nie czekając długo ja zrobiłem to samo. Leżeliśmy tak około 20 minut. Mogłem słyszeć jego oddech i mój też. Wyglądał jakby coś chciał powiedzieć, ale nie naciskałem na niego. Widziałem jak jego oczy się zamykają więc postanowiłem spytać.
-Co się dzieje?

*Dazai*

-Co się dzieje? - usłyszałem głos Chuuyi.
-Nic się nie dzieje.
-Przecież widzę. Po co tu w ogóle przyszliśmy co? - nastała chwila ciszy.

-Słuchaj mam Ci coś do powiedzenia.
-Ja w sumie też chcę coś powiedzieć.
-Dobrze. Najpierw ty.
-Nie lepiej nie, powiedz pierwszy.
-Niech będzie. Wiem, że pewnie chciałbyś wiedzieć coś o mnie i żebym wyjaśnił Ci całą sytuację z której sam i tak nie umiem wybrnąć. Tyle, że jak ci powiem to najprawdopodobniej umrę. Ale jeśli chcesz się dowiedzieć to mogę się poświęcić. - w tamtej chwili nie wiedziałem co mówię ani czym się kierowałem. Po prostu to powiedziałem. Byłem już bez nadzieji.
Byłem też pewny tego, że on się na to zgodzi.
-Chyba cię coś boli! Już bym wolał nigdy się nie dowiedzieć! Co ty sobie myślisz? Po tym całym spędzonym razem czasie chcesz tak po prostu sobie zniknąć? Chcesz zostawić mnie tu samego z jakimiś beznadziejnymi problemami? Po co chciałeś się ze mną przyjaźnić co? Tylko po to, żeby teraz sobie od wszystkiego uciec?
-To nie jest takie łatwe.
-Mam to totalnie gdzieś! Jeszcze raz powiesz coś tak beznadziejnego to sam cię uduszę, własnymi rękoma!
-Już uspokój się, tylko żartowałem. Nie wiedziałem, że aż tyle dla ciebie znaczę, ale te wszystkie starania i tak nic nie dają. Wiesz mamy tylko jeszcze kilka dni normalnego życia. Później nie będzie koloro..-Nakahara wstał z ziemi i spoliczkował Dazaia najmocniej jak potrafił.
-Czy ty wreszcie się zamkniesz? Nie rozumiesz czegoś? Skoro zostało się parę dni to chyba musisz je jakoś wykorzystać, a nie się użalać nad sobą. Nie wiem co musisz zrobić, ale obiecuje Ci, że uda Ci się to. Wierzę w ciebie. I nie chcę nic więcej słyszeć.

Faktycznie. Całkowicie zapomniałem jaki jest Chuuya.
-Czekaj ty też chciałeś mi coś powiedzieć prawda? - rudzielec odwrócił wzrok, spoglądając jednocześnie na niebo.
-Niekoniecznie. Już nieważne. Kiedyś może powiem. Powiedz mi ile dokładnie dni ci zostało?
-Teraz to około pięciu.
-Rozumiem. Więc dowiesz się.. kiedyś.

Obawiałem się tego co mi chciał powiedzieć. Postanowiłem dać mu czas. Mam wrażenie, że się od niego oddalam.

Po jakimś czasie poczułem ciepło na swojej ręce.
-Co ty robisz Chu?
-Nic. Po prostu wszystko mnie boli debilu.
A ty jak zwykle nawet w lato masz lodowate ręce.
-Tak już mam, nic nie poradzisz. Ale co ma ból do trzymania mnie za ręke?

Pamiętaj mnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz