Blondyn, o niebieskich niczym bezchmurne niebo w ciągu dnia oczach, leniwie wylegiwał się na swym łóżku, znużonym wzrokiem przyglądając się białemu sufitowi. Nim zdążył się ledwo spostrzec, jego wiek dobił już jedenastki, a pierwsze półrocze w akademii zakończyło się, pozwalając młodym uczniom na naukę we własnym zakresie oraz spokojne wypoczęcie przed zbliżającym się kolejnym rokiem ciężkiej harówki.
Dla większości z nich był to najlepszy moment w ich krótkich życiach, gdyż dzięki temu mieli więcej czasu na przebywanie z swymi rodzinami oraz kolegami. Nie było to jednak na rękę dla wszystkich uczniów. Ci, którzy nie posiadali żadnych rodzin oraz nie zdążyli jeszcze zawiązać bliższych znajomości z swymi rówieśnikami, musieli liczyć się z tym, iż przez cały ten czas będzie przytłaczać ich silna, nieposkromiona nuda, którą trudno będzie im przezwyciężyć. W takiej właśnie sytuacji bez wyjścia znalazł się niebieskooki blondyn, który nie mając nic ciekawego do roboty wciąż musiał gnieździć się samemu w swym pokaźnym domu, z daleka obserwując szczęśliwe rodziny, które licznie paradowały przez ulice za każdym razem, gdy młodzieniec postanowił choć na chwilę wyściubić nos za ramy pokoju.
Pierwszy tydzień długiego przesiadywania w swym mieszkaniu bardzo szybko uświadomił blondynowi iż trenowanie na własną rękę nie przynosi tak owocnych rezultatów jak ten z pomocą nauczyciela, który dokładnie instruował go, gdy ten popełniał jakiekolwiek błędy. Jednak gdy nikt nie zawieszał oka na jego treningu, on wciąż utrwalał w swych ruchach złe przywary. Coraz częściej zauważał też, że przestał przestrzegać swego rutynowego treningu, co szybko wprawiło go w niemałe zdenerwowanie. Dodatkowo fakt, iż był jedyną osobą z swej klasy, która musiała w tym czasie przesiadywać samotnie w domu bardzo go przy tym zasmucał.
Smętnie wędrując swym wzrokiem po całej powierzchni sufitu, szybko zdał sobie sprawę iż życie w wiosce było o wiele nudniejsze niż mu się to na początku wydawało. Niemal codziennie czuł jakoby jego życie traciło cały swój wcześniejszy sens, a ciągłe wykonywanie tych samych powtarzalnych czynności jedynie utwierdzało go w przekonaniu że życie w laboratorium było dla niego o niebo lepsze niż przebywanie w nudnej niczym flaki z olejem wiosce. Jedynym czynnikiem który wzbraniał młodzieńca przed opuszczeniem wioski był ukochany przez niego ramen, który niczym strażnik przed bramą blokował mu możliwość ucieczki z wioski.
***
Młodzieniec nagle wyrwał się z swego łóżka, niecierpliwie rozglądając się wokół siebie. Niemal natychmiastowo skierował swą rękę pod poduszkę, nerwowo wyciągając swój specjalnie naostrzony kunai.
- Wiem że ktoś tu jest dat...!- Urwał, szybko zauważając że pod jego drzwiami leżał mały zwój, o ciemnoczerwonym drążku. Z lekką niepewnością ruszył w jego stronę, wciąż starając się zachować czujność na wypadek nagłego ataku. Gdy jednak ujrzał znajomą mu już pieczęć, powolnie schował swą broń do kabury, powolnie podnosząc z ziemi wiadomość od swego mistrza.
Z widocznym zniecierpliwieniem na swej twarzy niemal natychmiastowo spojrzał do środka, przystępując do studiowania jego zawartości. Wiedział że musi spieszyć się z jego odczytaniem, gdyż w niedługim czasie miał odwiedzić go trzeci Hokage, by przekonać się jak radzi sobie żyjąc samemu w tak dużym mieszkaniu.
- Więc mistrzu? Co masz dla mnie tym razem dattebayo?- Wymruczał młodzieniec, ślamazarnie wędrując swym wzrokiem po kolejnych słowach.- "Budynek 205-13 Wioska dźwięku"- Przeczytał z lekkimi wypiekami na swej młodzieńczej twarzy, przeczuwając iż ta wiadomość zapewni mu choć trochę upragnionej przez niego rozrywki. Gdy jednak mimo przewijania w dół zwoju, wciąż nie mógł znaleźć żadnego zapisanego zdania, z lekkim zdziwieniem odłożył zwój na podłogę, zapisując niemal w tym samym czasie numer na jednym z opakowań po ramenie, które beztrosko ułożone były na jego stoliku.
CZYTASZ
Naruto - Uczeń Orochimaru
FanfictionZapieczętowanie Dziewięcioogoniastego w nowo narodzonym chłopcu, nie przyniosło wraz z sobą nic dobrego. Śmierć wielu najznamienitszych ninja Konohy była chyba jedną z najmniej nieprzyjemnych spraw. Dużo gorszym okazała się zdrada jednego z Saninów...