Rozdział XIV - Prawdziwy początek treningu cz.3

181 21 0
                                    

Miesiąc żmudnej pracy nad opanowaniem techniki przywołania nie doprowadził młodego chłopca do żadnego większego przełomu. Jedynie Długość przywoływanego węża zmieniła się z palca do długości całej jego dłoni. Mimo iż już wielokrotnie próbował odnaleźć swego nauczyciela, by uzyskać od niego jakiekolwiek wskazówki, lecz ten ani razu nie objawił się przed jego obliczem. Zdawało mu się, że niemal za każdym razem był bliski odnalezieniu swego mistrza, lecz gdy tylko otwierał drzwi do jego biura, ten rozpływał się w powietrzu, pozostawiając młodego chłopca samemu sobie. Blondyn jednak szybko zauważył iż układ niektórych przedmiotów w pokoju ulegał codziennej zmianie. Z początku zastanawiał się, czy nie jest to wybryk któregoś z podwładnych jego nauczyciela, lecz po dłuższym obadaniu całego budynku, w którym przyszło mu odbywać kolejny trening, zauważył że nikt oprócz niego nie miał sposobności kroczyć po korytarzach tegoż oto miejsca. Doszedł więc do wniosku, iż to właśnie jego mistrz wciąż przesiaduje w środku, starając się unikać jego osoby. Z zdenerwowaniem na twarzy, niemal codziennie przesiadywał przed drzwiami swego mistrza, starając się udoskonalić przy tym swą technikę. Gdy jednak zdał sobie sprawę z tego że jego nauczyciel nie życzył sobie aby ten przez cały czas go prześladował, postanowił samemu odkryć na czym polegały tajniki techniki przywołania.

***

- Moglibyście się choć trochę postarać Dattebayo?- Westchnął żałośnie, przyglądając się dwudziestce swoich klonów.

- Ale to przecież nie ma sensu!- Wykrzyczał nagle jeden z klonów.

- No właśnie Dattebayo!- Dodał drugi, przerywając składanie kolejnych pieczęci.

- Przecież mógłbyś robić to sam! Skoro jesteśmy tobą, to i tak nie dojdziemy do niczego szybciej niż ty!- Dokończył trzeci, podburzając resztę. Tłum niezbyt rozgarniętych młodzieńców, podjudzony przez trójkę niezadowolonych klonów, szybko otoczył swój oryginał, starając się wywrzeć na nim presje. Nim jednak zdążyli jeszcze cokolwiek zrobić, z ich środka wyłonił się jeden, niemalże identyczny do nich klon, stając naprzeciwko nich.

- Stójcie Dattebayo! On ma rację!- Wykrzyczał stanowczo, rozprostowując swe ręce.- Pomyślcie o Ramenie! Kto z nas nie chciałby zjeść ciepłej miski Ramenu?- Zapytał entuzjastycznie, natychmiastowo uciszając cały tłum.

- Ale co Ramen ma wspólnego z wykorzystywaniem nas przez niego?- Wykrzyczał jeden z klonów, przepychając się przez tłum swych pobratymców. Młody klon uśmiechnął się pociesznie, zakładając okulary, które podwędził młodzieńcowi, gdy ten smacznie sobie spał.

- Dobrze że pytasz Dattebayo! Jeśli okazałoby się że gdzieś w wiosce sprzedają specjalny limitowany Ramen i tylko mi udałoby się go zdobyć, przez co tylko ja bym go zjadł, to wy nie znalibyście jego smaku do póki ja bym żył. Jednak gdy zdobylibyście moją wiedzę, to żaden z nas nie musiałby już tego powtarzać. Jeśli by mi nie posmakowała, to wiedzielibyśmy że jest nie dobra, poświęcając jedynie jednego z nas. Jednak gdyby była dobra, wiedzielibyśmy aby następnym razem na nią polować. Za Ramen!- Wykrzyczał zwycięsko, starając się przyjrzeć twarzom swych towarzyszy.- Ale mnie oczy bolą Dattebayo!- Wykrzyczał nagle, nerwowo zdejmując okulary szarowłosego młodzieńca z swego nosa.

- Nic nie zrozumiałem, ale zróbmy jak powiedział! Za Ramen!- Wykrzyczał jeden z młodzieńców, przekonując do pomysłu resztę swych bliźniaczo podobnych towarzyszy.

- Musi nam się udać Dattebayo! Wygramy z naszym mistrzem!-  Dopowiedział drugi, ponownie nabierając krwi swego pierwowzoru z jego dłoni. Tuż po nim, kolejni blondyni zaczęli trenować technikę przywołania, zyskując przy tym wielką dawkę nowej energii.

***

Kolejne dni w kalendarzu ozdabiane były czerwonymi krzyżykami zbliżającymi się do dnia jego powrotu do wioski. Mimo że nie polepszył się zbytnio w kontroli techniki przywołania, szybko zrozumiał że nie musiał tego zrobić podczas tegoż roku. Zamiast tego postanowił rozwijać inne swe umiejętności, pozostawiając technikę przywołania gdzieś na uboczu. Gdy jednak słońce objawiło się na horyzoncie w przedostatnim dniu grudnia, niebieskooki odnalazł lekko postrzępiony list na swym biurku. Z nie lada ciekawością zaczął czytać jego zawartość, uśmiechając się pod nosem. Gdy jednak doszedł do głównej części listu, niemal natychmiastowo zgniótł list, ciskając nim w stronę śmietnika.

- Jak ten stary pedofil śmiał mnie tu samego zostawić Dattebayo!? I nawet nie powiedział mi wcześniej o tych ANBU z korzenia, którzy ciągle mnie śledzą!- Wybuchł nagle, z zdenerwowaniem chwytając swą torbę. Bez wypowiedzenia zbędnych słów otworzył drzwi, kierując się w stronę wyjścia.- Tylko kim są ANBU? I czym jest ten korzeń Dattebayo?- Wymruczał z niemałym zdenerwowaniem, mrucząc kolejne niezbyt przychylne słowa w stronę swego nauczyciela.

Młodzieniec spokojnie oklapł na krześle, które znajdowało się tuż obok biurka, kładąc na nim swą torbę. Szybko wyciągnął z niej kartkę papieru, kładąc ją przed na blacie, by móc objąć jej powierzchnię swymi oczyma. Następnie nieporadnie sięgnął swą dłonią do bocznej kieszeni swej torby, wyciągając z niej ciemnozielony ołówek. Niezbyt szybkimi ruchami ręki napisał krótką wiadomość na samym środku kartki, nerwowo wrzucając ołówek do środka torby.

Szybko oderwał swe ciało od krzesła, przerzucając swą torbę przez bark tak, aby ta nie wadziła mu podczas podróży. Powolnym krokiem zaczął zmierzać w stronę wyjścia, starając się zahaczyć przy tym o biuro swego mistrza. Gdy w oddali spostrzegł drzwi, które były jego pierwotnym celem, niemal natychmiastowo przyśpieszył kroku, stając tuż naprzeciwko nich. Szybkim ruchem ręki wyjął Kunai'a z swej kabury, obracając nim kilkukrotnie w dłoni. Następnie przyłożył wcześniej napisaną wiadomość do górnej części drewnianych drzwi, z całej siły przybijając ją do nich przy użyciu swej broni. Z lekkim uśmiechem na ustach udał się w stronę wyjścia, zaciskając swe młodzieńcze piąstki.

***

Bladoskóry Sannin z lekkim zdziwieniem uchylił drzwi od swego pomieszczenia zauważając przybitą do nich kartkę. Wędrując po jej powierzchni swymi wężowymi oczyskami szybko zauważył tekst, którego styl wydawał mu się być łudząco podobnym do tego, który posiadał jego jedyny Jinchuuriki.

"Wracam do mojego domu. Przy następnym naszym treningu na pewno cię pokonam! Jeśli kiedyś będziesz mnie potrzebować, to wiesz gdzie można mnie znaleźć. Zostanę najsilniejszym shinobi, a żeby tego dokonać, muszę cię przewyższyć!"

- A więc to tak mój uczniu... Ciekawe.- Wysyczał Sannin, powolnie upuszczając lekko pogniecioną kartkę na ziemię.- Następnym razem nie dam ci żadnych forów Naruto-kun. Lepiej się na to przygotuj.- Dodał, spokojnie siadając na swym osobistym tronie.

Znużonym wzrokiem spojrzał na kartotekę swego ucznia, powolnie dopisując do niej kolejne informacje, które zebrał podczas samotnego treningu swego ucznia. Mimo że jego uczeń nie miał okazji by z nim porozmawiać, ten przez cały czas mu się przyglądał, przez cały czas zbierając o nim wszelkie możliwe dane. Będąc wczytanym w swe zapiski, nie spostrzegł jak szarowłosy wszedł przez drzwi, stając tuż przed jego obliczem.

- Orochimaru-sama, przybyłem.- Powiedział jasnowłosy młodzieniec, klękając na swe kolana. 

- Kabuto, dziś jest trzydziesty grudnia. To już dziewięć lat odkąd go zdobyłem, odkąd zdobyłem Jinchuuriki. Niedługo jednak jego służba dobiegnie końca. Egzamin na chūnina będzie idealnym miejscem na to, aby wypuścić Dziewięcioogoniastego z klatki.- Wysyczał lekko podekscytowanym głosem, odkładając teczkę swego ucznia z powrotem na jej prawowite miejsce.

- Zostaw mi chociaż jego ciało. Może nam się przydać do eksperymentów, gdyż jest on... ciekawym przypadkiem.- Odpowiedział onyksowooki, poprawiając swe okulary.- Jednak zanim to, powinniśmy omówić pewną sprawę.- Dodał po chwili z wymalowaną na swej twarzy powagą.

_______________________________________________________

I na tym zakończymy ten zły, najgorszy z najgorszych rozdziałów, który przyprawiał mnie o koszmary. Od następnego rozdziału powinno być lepiej, gdyż na kolejne rozdziały posiadam jakiś plan. Jeśli komuś się nie spodobał rozdział, to nie jesteście jedyni. Chciałem wydać jakiś lepszy, ale kompletnie nie miałem na niego pomysłu, a jest on bardzo wadzącą barierą, która blokowała mi drogę do kolejnych, bardziej ciekawych rozdziałów. Widzimy się za dwa, góra trzy tygodnie.

Naruto - Uczeń OrochimaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz