𝙲𝚑𝚊𝚙𝚝𝚎𝚛 𝟼 "𝚍𝚒𝚜𝚐𝚞𝚒𝚜𝚎"

36 8 19
                                    

9 lat później

   To, że Ayushiridara nie wracał przez kilka dni do Pałacu, nie było niczym nowym dla jego mieszkańców, ale  zaczęłam się o niego martwić. Jeszcze nigdy nie zniknął na tak długi czas. Podzieliłam się moimi obawami z moją matką, ale kobieta zdawała się być niewzruszona. Gdy ja tłumaczyłam jej, na czym polega problem, Cesarzowa patrzyła gdzieś w przestrzeń i zdawkowo kiwała głową. Oburzyło mnie jej zachowanie, ale nie śmiałam się odezwać. Zamiast tego pożegnałam się z nią i wyszłam na korytarz, gdzie czekał wuj Tolui.

   - Nie radzę teraz wchodzić- uprzedziłam mężczyznę. - Jest teraz strasznie zamyślona.

   Już miałam odejść, ale mężczyzna mnie zatrzymał. Zmusiłam się by na niego spojrzeć i stanęłam w pół kroku, wyrywając rękę.

   - Nie martw się o niego- powiedział to takim tonem, jakby mi groził.- On nie jest tego wart.

    Prychnęłam, ruszając przed siebie. Nie słyszałam żeby szedł za mną, dlatego zatrzymałam się za zakrętem i wtedy wuj wpadł na moje plecy. Nie chcąc spotkania twarzy ze ścianą, podtrzymałam się dłońmi.

    - Ari, posłuchaj mnie uważnie- nalegał, ale nie przyjęłam się jego slowami. Mimo wszystko. Mimo tego jaki był, Ayushiridara to mój brat
i nawet to, kto go wychowywał nic tego nie zmieni. Nadal będę uważać tak samo. Nadal będę go kochać. - Wiem, że sądzisz, iż twój brat jest dobry, ale spójrz prawdzie w oczy. Nie rozumiesz? To nie ma prawa się udać. Wy jako rodzeństwo nie istniejecie. Ayushiridara świadomie dokonał wyboru. Jesteś dla niego nikim.

   Z trudem powstrzymałam się żeby nie zrobić na korytarzu sceny. Nie dość, że zagroziłabym sobie, to jeszcze przysporzyłabym matce problemów. Już miała ich wystarczająco.

   - Przemyślę to, co mi powiedziałeś- odparłam z niechęcią, ukłoniłam się i pokierowałam do swojej komnaty.

🧧🧧🧧

   Dziękowałam losowi za to, że nadal byłam blisko z Jungiem. Gdyby nie to, to teraz nie miałabym dostępu do męskich ubrań, a co za tym idzie - wymknąć się z Palacu i spędzić poza jego murami przyjemnie czasu. 

    Gdy na zewnątrz zaczęło się już mocno ściemniać, szybko przebrałam się w męską tunikę w zielonkawym kolorze i jaśniejsze spodnie. Włosy związałam w wysoki węzeł i wyszłam na zewnątrz przez okno.

    Planowałam wrócić do Pałacu koło północy, żeby nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Gdyby ktoś się dowiedział i doniósł mojej matce, byłoby po mnie.

    Moim pierwszym celem podróży, że względu na narastający głód, stała się karczma Biały Wąż niedaleko placu targowego. Weszłam do środka bez dłuższego i zbędnego zastanawiania się. Zajęłam miejsce przy stoliku pod oknem. Po chwili podszedł do mnie mężczyzna z rzadkim wąsem i brodą. Przyjąwszy ode mnie zamówienie, ruszył na zaplecze.

   Przez okno obserwowałam gwiaździste niebo. Przypomniały mi się noce, gdy miałam dziesięć lat. Wtedy razem z mamą wychodziłyśmy do ogrodu i patrzyłyśmy w niebo. Kobieta wytłumaczyła mi wtedy, że każdy z nas ma swoją gwiazdę, która po jego śmierci gaśnie na wieki, ale na jej miejsce pojawia się nowa i bardziej efektowna. Nie rozumiałam jej wtedy. Teraz już rozumiem.

𝙽𝚎𝚠 𝙰𝚐𝚎 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz