𝙲𝚑𝚊𝚙𝚝𝚎𝚛 𝟸𝟾 "𝚏𝚒𝚛𝚜𝚝 𝚐𝚕𝚊𝚗𝚌𝚎"

23 7 19
                                    

    Nie minęła nawet doba od wyjazdu Hek-su, a ta kobieta już chciała się ze mną spotkać. Chciałam, naprawdę bardzo chciałam jej odmówić, ale nie mogłam. Musiałam w końcu załatwić tę sprawę raz na zawsze. Dla siebie. Dla matki. Tak, to przede wszystkim dla niej.

    Medyk odwiedzał jej komnatę trzy razy dziennie każdego dnia. Badał jej puls, podawał odtrutkę. Żadne zmiany nie nastąpiły.

   - Jesteś pewna, Wasza Wysokość, że chcesz to zrobić?- spytała Ha-nee, rozczesując delikatnie pasma moich długich ciemnych włosów.  Tylko Ha-nee potrafiła to zrobić właściwie. Raz chciałam sobie sama poradzić, ale pogorszyłam sprawę i poplątałam pojedyncze kosmyki ze sobą. Dziewczyna musiała ratować moje włosy. Na szczęście obyło się bez obcinania.- Ta kobieta nie wygląda na osobę, z którą bez problemu można się dogadać.

    Miała rację. Hek-su to wiedźma w ciele kobiety, która z pozoru wyglądała na bezbronną. Gdybym jej wcześniej nie znała, to pomyślałabym, że jest potulna. Jednak znałam ją zbyt dobrze i moje łydki także.

   Nadal pamiętam jak wymierzyła mi karę za atakowanie Ayushiridary. Na skórze nadal miałam widoczne ślady. Tamtego dnia przysięgłam sobie i Buddzie, że kiedyś jej się za to odpłacę. Teraz jest odpowiednia pora.

    - Skończyłam- oznajmiła, stawiając przede mną lusterko. Nachyliłam się delikatnie i spojrzałam na swoje odbicie. Moja skóra była dzisiaj niezwykle promienna i jasna. Fryzura wykonana przez służkę idealnie podkreślała kształt mojej twarzy i pasowała do tiary, którą przyzwyczaiłam się nosić na oficjalne spotkania. Tym razem jednak zdecydowałam się ją założyć ze zwykłej złośliwości. Chciałam pokazać Hek-su, że teraz ja tu wydaję polecenia.

    - Chcesz jeszecze jakieś inne dodatki, Wasza Wysokość?- Ha-nee zaczęła się zbliżać do komody z biżuterią i sięgnęła po jedną ze szkatułek, czekając na moje polecenie. Gdy kiwnęłam głową,  podała mi z komody kolczyki i do kompletu naszyjnik.

     Gotowa podniosłam się z krzesła i wyszłam z komnaty. Mimo moich próśb, że chcę pójść do Zimnego Pałacu sama, Ha-nee i Jakal uparli się by mi towarzyszyć. W pewnym sensie byłam im za to naprawdę wdzięczna.

🧧🧧🧧

    Lektyka już stała pod bramą. Służka pomogła mi wejść do środka, a sama postanowiła, że się przejdzie. Jakal co prawda proponował jej jazdę na koniu, ale się na to nie zgodziła. Wiedziałam, że chodzi o jej dumę, a także nie chciała przekraczać swoich kompetencji.

    Jakal dał znak i ruszyliśmy. Podróż nie należała do najprzyjemniejszych w moim życiu, ale nie było źle. Kilka razy zatrzęsło lektyką, przez co lekko się robiłam, ale większych szkód nie było.

    W pewnym momencie zatrzymaliśmy się na moment. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, dlatego wyjrzałam na zewnątrz przez okno. Odszukanie wzrokiem Regenta nie zajęło mi zbyt dużo czasu. Szedł dziwnym krokiem w stronę leśnej gęstwiny. Rękę trzymał niedaleko miecza by w razie niebezpieczeństwa zaatakować.

    Nie wiedziałam, co mam robić. Rozsądne w takim wypadku raczej byłoby zostanie w lektyce, ale z drugiej strony bandyci raczej by się tego spodziewali. Dlatego zdecydowałam się wyjść.

   Nigdzie nie było śladu Ha-nee. Jakal też gdzieś zniknął, chociaż jeszcze chwilę temu tu był. Zostałam zupełnie sama w tym ponurym miejscu. Nie mogłam ryzykować.

    Pamiętałam co nieco z lekcji strzelania, dlatego korzystając z okazji zabrałam przypięty do środka łuk i kołczan po brzegi wypełniony strzałami.

    Nigdy nie spodziewałam się, że zrobię coś takiego i to jeszcze w oficjalnym stroju. Czułam ekscytację na myśl, że mam łuk i nawet będę miała okazję z niego strzelić. Zawsze chciałam to zrobić. Nieważne gdzie i w jakich dokładnie okolicznościach. Dlatego też żałowałam, że urodziłam się dziewczynką.

🧧🧧🧧

     Jak przystało na wiatr na początku grudnia, był lodowaty aż do tego stopnia, że po chwili przestałam czuć cokolwiek. Śnieg z każdym zrobionym przeze mnie krokiem, wsypywał mi się do pantofli, mocząc stopy. Dłonie zamarzły mi na kość, a oddech stał się o wiele płytszy. Nie było szans bym mogła dojść do Zimnego Pałacu o własnych siłach i jeszcze tam wytrzymała podczas rozmowy z Hek-su.

    Szczerze powiedziawszy, nie zdziwiłabym się, gdyby kobieta już zamarzła podczas snu. Nawet w naszym Pałacu było zimno, a co dopiero na samym szczycie góry w miejscu opuszczonym jak tamto.

    - Wasza Wysokość!- usłyszałam głos Jakala. Był coraz bliżej, dlatego się zatrzymałam. Chciałam żeby mnie znalazł, ale spodziewałam się, jaka będzie jego reakcja. Zapewne wygłosi mi długie kazanie na temat samotnej wędrówki po lesie i to jeszcze w stroju takim jak ten.- Księżniczko Ari!
 
   Usłyszałam za sobą trzask i zostałam popchnęta na drzewo. Oddech ugrzązł mi w gardle. Na moment obraz zniknął, a gdy ponownie się pojawił, nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.

    - Ayu?- co prawda Jung i Mina powiedzieli mi wczoraj, że mój brat wrócił do domu, ale go nie widziałam. To, że teraz tu był i stał tak blisko mnie, że nasze oddechy się ze sobą mieszały musiało coś zobaczyć.

    Ayushiridara puścił mnie i się cofnął, po czym spuścił wzrok na swoje dłonie by zaraz znów na mnie spojrzeć. Nie odwazyłam się spuścić wzroku. Chłonełam jego obraz jakby zaraz miał się rozpłynąć i nigdy nie wrócić.

   - Co ty tu robisz? Dlaczego jesteś tu sama?- chciałam zaprzeczyć, ale to naprawdę mogło wyglądać w taki sposób. Ja, mój strój i ten łuk w takich wysokich górach. Dziwne, prawda?- A gdyby coś ci się stało? Nie wiem, dlaczego tu jesteś i nie będę w to wnikał, ale myślę, że powinnaś wrócić do Pałacu... Ari, coś się stało?

    Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że płaczę. Wcześniej nie miałam o tym pojęcia. Ayu zmniejszył między nami odległość i opuszkami palców starł łzy z mojej twarzy, po czym dłoń przyłożył do swoich ust.

     Jak wcześniej mogłam nie zdawać sobie sprawy z tego, że Ayushiridara mnie kocha? Przecież to było widać już na pierwszy rzut oka
 
   - Jest dobrze- powiedziałam przez łzy, a moje usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.

    Zrobiłam krok w jego stronę i padłam mu w ramiona. Oplótł mnie nimi i zaciągnął na mnie swój płaszcz. Nie śmiałam protestować. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Serce Ayu biło jak szalone i miałam wrażenie, że moje zachowuje się w podobny sposób.

   - Proszę cię, już nigdy nigdzie nie wyjeżdżaj- zarządałam, nadal w niego wtulona.

    - Jeśli nie wydasz oficjalnego edyktu, to nigdy z własnej woli tego nie zrobię- oboje się zaśmialiśmy na jego słowa.

Ten rozdział jest tak happy, że uważam to za absurdalne. Jednak jak to w dramach i w prawdziwym życiu bywa, za niedługo znowu coś namieszam. W końcu jakoś do 50 rozdziałów musimy dojść, a nawet nie ma jeszcze 30.

Jak myślicie, co zrobić z Cesarzową Ne-hwą? Oszczędzić ją czy może się jej pozbyć? Mi to w sumie wszystko jedno, dlatego Was pytam o zdanie^^

𝙽𝚎𝚠 𝙰𝚐𝚎 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz