𝙲𝚑𝚊𝚙𝚝𝚎𝚛 𝟸𝟽 "𝚗𝚒𝚐𝚑𝚝𝚖𝚊𝚛𝚎𝚜"

23 7 18
                                    

    Od kilku miesięcy budzę się nagle wyciągnięta brutalnie ze snu, który okazuje się być koszmarem. Każdej nocy śnię o tym samym. O mojej matce, Ayushiridarze i upadku cesarstwa. Za każdym razem dzieje się to samo, a ja jestem kompletnie bezsilna. Chcę coś zrobić, ale nie mogę. Stoję w jednym miejscu i nie mogę się ruszyć, mimo, że próbuję.

    Gdy tylko wyrywam się z tego koszmaru, siedzę na łóżku, próbując złapać oddech i go unormować. Przez to wszystko nie jestem w stanie choćby na chwilę wyjść ze swojej komnaty. Nawet ceremonia koronacyjna się przesunęła i jak narazie namiestnicy nie poruszają tego tematu. Nadal wszyscy myślą, że muszę dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach i może mają rację.

   Matka nadal się nie wybudziła. Którejś nocy dosłownie na moment rozchyliła swoje niemal przeźroczyste powieki, po czym ponownie je zamknęła i od tamtej pory nic się nie zmieniło.

    Zaczęłam powoli tracić nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze będę w stanie z nią porozmawiać. Brakuje mi kogoś, przy kim nie muszę udawać, że wszystko jest w porządku. Przy Jungu, Minie i Jakalu jest to niewykonalne. Przejrzeliby mnie od razu. Nawet nie zdążyłabym się odezwać, a już by wiedzieli, o czym myślę.

🧧🧧🧧

     Miałam zamiar spędzić kolejny dzień w swoich komnatach. Przez ten czas zdążyłam kilka razy zmienić układ mebli i posprzątać samodzielnie. Ha-nee kilkukrotnie chciała mi pomóc, ale za każdym razem, gdy tylko zbliżyła się do mojego Pałacu, odprawiałam ją, zanim cokolwiek powiedziała.

     Moje plany popsuło pojawienie się służki. Weszła do mojej komnaty bez zapowiedzi. Leżałam na łóżku i z  pustym wzrokiem przerzycałam strony książki. Nie mogłam się skupić na czytaniu. Moje myśli były zaprzątnięte przez coś innego.

   - Wasza Wysokość wybaczy, że przychodzę w takiej chwili, ale musisz pamiętać o swoich obowiązkach.

   Ha-nee miała rację. Powinnam kontynuować naukę. Jeszcze nie mam wystarczających kwalifikacji by być Cesarzową. Wiem, że nigdy nie będę jak moja mama, ale chcę w jakimś stopniu jej dorównać.

    Dziewczyna pomogła mi się przebrać w inną sukienkę i ułożyła na nowo włosy. Dodatki tym razem postanowiłam sobie odpuścić. W końcu to tylko zwykła lekcja tańca. Nauczycielka Feng na pewno nie będzie na mnie zła.

🧧🧧🧧

    Feng to młoda kobieta. Niedawno skończyła dwadzieścia pięć lat i niedługo ma odejść z Pałacu, ponieważ wychodzi za mąż za muzyka. Koronacja, ślub kogoś z rodziny cesarskiej lub inna ważna uroczystość to jedyne okazje do opuszczenia Pałacu przez kogoś z personelu. Tym razem padło na Feng.

    Zdążyłam ją polubić chociaż nasz początek nie był zbyt dobry. Uważała mnie za zarozumialca i sądziła, że jestem strasznie uparta. Ja natomiast twierdziłam, że Feng po prostu chce mi pokazać, że nie mam nad nią żadnej władzy. Wtedy była w moim wieku.

🧧🧧🧧

    Weszłam do pomieszania krokiem pełnym zdecydowania i gracji. Mama byłaby dumna, gdyby mogła mnie zobaczyć. Nie mogła.

   - Myślałam, że nie przyjdziesz- mogłabym przyśniąc, że ten głos nie należał do Feng.

    Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zobaczyłam kogoś, kogo nie miałam ochoty widzieć. Zwłaszcza w Pałacu.

   - Co ty tu robisz?- spytałam, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Nie mogłam uwierzyć, że Małżonka Hek-su zdobyła się na coś takiego.- Dlaczego nadal jesteś w Pałacu?

   - Pewne znajomości stają się przydatne gdy się tego w ogóle nie spodziewasz- oznajmiła z tym swoim denerwującym uśmieszkiem.

   Wyglądała dziwnie bez tych wszystkich ozdób, sukni i ułożonych włosów. Zupełnie jakby była słaba.

    - Już niedługo będę Cesarzową- powiedziałam, a kobieta zaśmiała mi się w twarz. Poczułam się zagrożona, a to nigdy nie powinno mieć miejsca. Pałac to moje terytorium, a ta kobieta wtargnęła tu jak pasożyt.

   - Oddaj mi władzę- zażądała, a przy tym głos nawet na moment jej się nie załamał. - Taka osoba jak ty nigdy nie udźwignie takiego ciężaru jakim jest władza.

   - Jakoś sobie poradzę- odparłam pewnym głosem. Miałam nadzieję, że Hek-su w końcu sobie odpuści, ale coraz bardziej zaczęłam się obawiać, że nikt nie będzie w stanie jej pokonać.

    - Spróbuj mnie stąd wyrzucić.

    Nie musiała mi powtarzać po raz drugi. Gdy tylko wypowiedziała te słowa, do pomieszczenia w towarzystwie kilku gwardzistów wszedł Jakal.

   - Pani, co mamy z nią zrobić?- spytał, w tym samym momencie wiążąc nadgarstki kobiety grubym sznurem.

   Przez krótką chwilę zawahałam się. Tysiąc myśli zaczęło krążyć po mojej głowie. Gdybym kazała zabić kobietę, to wszystkie dotychczasowe problemy skonczyłyby się w mgnieniu oka. Jednak, gdy zdecyduję się pozbawić Hek-su życia, to być może popełniłabym najgorszy błąd w moim życiu.

   Spojrzałam na nią i poczułam się jakby czytała mi w myślach, ponieważ uśmiechnęła się do mnie w triumfalny sposób. To, że w pewnym sensie dawałam jej satysfakcję, było gorsze niż hańba. Mimo wszystko wiedziałam, że to co robię jest w stu procentach słuszne.

   - Odesłać ją do Zimnego Pałacu i pilnować by nigdy stamtąd nie wyszła, a już z pewnością żywa- Jakal był zdzwiony rozkazem, ale nie śmiał się sprzeciwić.- Nie możemy jej zabić. Jeszcze nie teraz.

   - Tak jest- poklonił się, a w jego ślady poszła reszta gwardzistów i wszyscy razem z Małżonką Hek-su wyszli z komnaty.

  Gdy zostałam wreszcie sama, osunęłam się na ziemię i pozwoliłam by łzy zmoczyły mi twarz. Nie obchodził mnie makijaż ani to, że moja twarz będzie opuchnięta. 

   - Zrobiłam to dla ciebie matko, ponieważ nadal wierzę, że się obudzisz. Gdy ten moment nadejdzie, osobiście wymierzysz Hek-su karę na jaką zasłużyła...

Pisałam ten rozdział z trzy godziny. Nie znam przyczyny, ale moja wena uciekła sobie chyba w las, ale mam nadzieję, że do następnego rozdziału już do mnie wróci.

Nie wiem jak wyszło, ponieważ plan na ten rozdział był zupełnie inny, ale jest jak jest. Trzymajcie kciuki żeby kolejny już był lepszy i tak do samego końca:)

𝙽𝚎𝚠 𝙰𝚐𝚎 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz