Rozdział 10

14 2 0
                                    

Rozdział 10:

          Kouyou nie podobał się pomysł Rukiego, ale miał już kilka pomysłów. Postanowił jednak, że zanim wróci do domu i zabierze się do pracy, wykorzysta fakt, że odzyskał klucze.
Pora była już późna, ponieważ w studiu siedzieli kolejne kilka godzin, ale nie chciał czekać. Już po niedługim czasie stał przed drzwiami. Zdziwił go brak reakcji, na dźwięk przekręcenia klucza, bo przecież Anett była na to uczulona i reagowała od razu, nawet przez chwilę pomyślał, że kobieta po prostu śpi, albo jej nie ma.
Gdy wszedł cicho do mieszkania, zastał go półmrok tworzony przez kilka świec stojących na stoliku w salonie. Na palcach podszedł do sofy i musiał naprawdę się powstrzymać, by nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku w reakcji na widok, jaki zastał.
Anett leżała na sofie z zamkniętymi oczami, a jej brak reakcji na dźwięk otwieranych drzwi wyjaśniły słuchawki, z których wydobywała się głośna muzyka. Dla Kouyou to był naprawdę uroczy widok, a przez chwilę naprawdę uwierzył, że szatynka śpi.
Ale kobieta po prostu starała się zebrać myśli, nie spodziewając się nikogo tego wieczoru. Nagle wyczuła, że w jej otoczeniu coś się zmieniło.
-Kouyou? -Szepnęła pytająco, tuż po tym, jak powoli otworzyła oczy. Kilka razy mrugnęła wyjmując słuchawki z uszu jednym ruchem ręki, po prostu ciągnąć je za kable.
-Oddałaś klucze, więc stwierdziłem, że chcesz pogadać. -Odpowiedział spokojnie, również szeptem, pochylając się nad nią, a łokciem oparł się o oparcie sofy, przyglądając się jej. Gdy to mówił Anett powoli się podniosła do siadu, zarazem wyłączając muzykę, a gdy spojrzała na niego, ich twarze ponownie znalazły się blisko siebie. Przez krótką chwilę patrzyli sobie w oczy, a wokół panowała kompleta cisza. Kouyou działając instynktownie zaczął zbliżać swoją twarz do niej, ale szatynka nagle się odsunęła, zaciskając wargi w cienką kreskę. Na chwilę dodatkowo odwróciła wzrok cicho wzdychając.
-Tak, masz rację, ale myślałam, że zajmie Ci to tak z kilka dni. -Odpowiedziała spokojnie, ponownie kierując głowę w jego stronę, przybierając złośliwy uśmieszek.
-Wolę załatwiać sprawy na świeżo, ale... Nie przychodzę z pustymi rękami. -W tym momencie podał szatynce butelkę, wyjaśniając, co ukrywał za plecami.
-Nihonshu*? Poważnie? Chcesz mnie upić. -Pytająco uniosła brew ku górze, spoglądając raz na alkohol, a raz na mężczyznę. Kouyou się zaśmiał i w końcu usiadł obok niej, kładąc dłoń na jej kolanie.
-Tak, upić, wykorzystać, jeszcze jakieś życzenia? -Anett słysząc jego słowa zamyśliła się, skupiając na nim wzrok, zarazem sprawiając, że Uruha przez chwilę poczuł się nieswojo.
-Znalazło by się coś. - Odpowiedziała, lekko kiwiąc głową. -Ale mogłoby się to dla Ciebie źle skończyć, więc na twoim miejscu bym nawet nie próbowała. -Oboje się roześmiali, ale szatynka szybko spoważniała.
-Chodzi o Krisa, prawda? -Zapytał Kouyou, zabierając rękę z jej kolana i rozsiadając się wygodnie na kanapie.
-Ty mnie pytasz? To ja powinnam zacząć prowadzić dochodzenie, o co w tym wszystkim chodzi. -W głosie kobiety słychać było oburzenie. -Co ty tak naprawdę o nim wiesz?
-Gram twoją rolę, kiedy był w Polsce, czyli go pilnuje. - Uruha jej przerwał, odruchowo spoglądając jej w oczy.
-Czyli wiesz... -Kobieta niemal warknęła mrużąc niebezpiecznie oczy, zaskoczona tym, co gitarzysta właśnie powiedział.
-Tak wiem, przyznał mi się kiedyś i dlatego tak ciągle znikam, muszę mieć go na oku. On obiecał coś mi, ja jemu.
-Coś ty mógł mu takiego obiecać, co? Jeżeli chodzi o mnie, to ja się w te gierki nie bawię. -Nozdrza satynki lekko się rozszerzyły ze złości, chociaż mężczyzna nadal jej niczego nie wyjaśnił.
-Chodzi o pracę, ale teraz to nie ważne, a ty nie masz z tym nic wspólnego. Kris po prostu mi pomógł kogoś znaleźć, tyle dotyczy Ciebie. -Uruha przerwał wzdychając. Na chwilę zacisnął wargi, zastanawiając się, jak jej to wyjaśnić. -Dobrze wiesz, że On zna się na sprzęcie, jak mało kto, a staff kogoś takiego potrzebuje, tyle, że najpierw musi zwolnić się miejsce. W dodatku, jak ktoś poza naszą dwójką dowie się o jego przeszłości, albo co gorsza On sam do tego wróci, to nie ma szans się dostać, a ta robota jest już praktycznie jego. -Kouyou patrzył na szatynkę błagalnym wzrokiem, mając nadzieje, że ta zrozumie sytuację.
-Dobra, idź po kieliszki, bo na trzeźwo z wami to ja nie dam rady... -Anett cicho westchnęła, a jej wzrok z groźnego stał się wręcz błagalny.

          Yutaka w końcu wrócił do mieszkania, dziękując, że udało mi się przeżyć ten dzień bez jakichkolwiek problemów. Ayuko z powodów papierkowych nie mogła być na sesji, więc nie wiedziała o misternym planie wokalisty i perkusisty.
-O, jesteś już. Myślałam, że przytrzymasz ich dłużej, w końcu deadline się wam zbliża. - Brunetka wyjrzała z kuchni, lekko zaskoczona. Wiedziała, że cały zespół miał jakiś dziwny zwyczaj pracowania do późnych godzin nocnych, jak nie do porannych następnego dnia. -A jak sesja? -Dopytała, podchodząc do narzeczonego, który na przywitanie delikatnie ucałował jej policzek.
-A daj spokój, Takanori na szczęście tekstu nie zmieni, ale Kouyou nie spodobał się koncept Yuu i postanowił sam nad tym popracować, ja nie wiem, kiedy to nagramy, żeby zdążyć z wydaniem singla. A sesja? Sama zobacz. -W tym momencie Kai wyjął z kieszeni spodni telefon i pokazał kobiecie zdjęcie, które wcześniej oglądał z Takanorim. Ayuko przez chwilę przyglądała się fotografii, po czym spojrzała na Kaia, jakby się nad czymś zastanawiała.
-Bo Kouyou o nią walczy, dlatego nie chce zgodzić się na pomysł Yuu. -Brunetka nie musiała długo myśleć, by dostrzec co dzieje się między tą dwójką. -Tak wiem... -Zaczęła, widząc, jak perkusista zabiera się do głosu z dziwną miną na twarzy, jakby nadal analizował słowa, które przed chwilą wypowiedziała. -Oboje twierdzą uparcie, że między nimi nigdy nic nie będzie, że nawet się nie lubią i ciągle to wszystkim udowadniają, ale naprawdę, Oni robią sobie wzajemnie na złość, żeby drugie nie pomyślało, że pierwszemu na nim zależy.
-Etto... -Yutaka jakby się zawiesił, próbując poukładać sobie słowa Ayuko w głowie. -Jeśli my tak kombinowaliśmy to Cię przepraszam... -W tym momencie Kai objął brunetkę w biodrach, przyglądając się jej twarzy.
-Oh, skarbie, o tym, że jesteś wrednym, zgryźliwym... -Ayuko w tym momencie przerwała, widząc jak mina Kaia momentalnie się zmienia. -To wszyscy, nawet Anett wiemy, ale nikt za karę, po kawę Cię nie wysyłał.
-Dobrze. -Yutaka jej przerwał, przykładając palec do jej ust. -A możemy na chwilę zostawić ich i zająć się nami? Ślub coraz bliżej, a my jeszcze niczego nie załatwiliśmy.
-Kto nie załatwił, ten nie załatwił. -Ayuko się zaśmiała, odsuwając powoli od mężczyzny. -Ty zajmowałeś się przyjęciem i opieką nad naszą drogą Anett, a ja zajmowałam się ślubem, spokojnie, Takanori mi trochę pomógł. -Na koniec wypowiedzi Ayuko nabrała na twarz złośliwy uśmieszek -Kwiaty które załatwił, no sam będziesz zachwycony jak Ci je pokaże, fakt, sukni Ci nie pokaże, ale jest przepiękna. -Zachwyt w głosie brunetki, która powoli cofała się do sypialni, sprawiał, że perkusistę wręcz skręcało.
-Takanori powinien być zawodową swatką i organizatorką wesel, a nie wokalistą. -Kai rzucił z przekąsem podążając za narzeczoną, by oboje za chwile zniknęli za drzwiami sypialni.

           Kouyou wraz z Anett szybko z tematu ich wspólnego znajomego przeszli do gadania o jakiś głupotach w stylu opowieści z szkolnych lat, chociaż przecież dla szatynki to jakby było wczoraj.
Mimo, że nie zawsze rozumiał co mówiła, uwielbiał patrzeć na jej uśmiech, kiedy się śmiała, a jej żywa gestykulacja sprawiała, że miał wrażenie, jakby tam był. Nagle uświadomił sobie, że ostatni raz, kiedy czuł się tak przy kimś było lata temu, kiedy był z Kiyomi.
-Anett, posłuchaj... Ja tak naprawdę nie przyszedłem w sprawie Krisa, jest coś jeszcze, co chcę Ci powiedzieć... -Gitarzysta nagle przerwał wypowiedź szatynki z głosem pełnym powagi, a zarazem obawy. Anett patrzyła na niego zaskoczona, ciesząc się, że przerwał. Jej serce zaczęło walić jak szalone, a Ona bała się, że albo wyskoczy, albo Kouyou zdoła to usłyszeć.
"Nie, nie, nie...." Powtarzała w myślach, domyślając się, co gitarzysta chce jej właśnie powiedzieć, a Ona przecież aktualnie była w jakieś cholernej, emocjonalnej rozterce czy w ogóle chce cokolwiek, do kogokolwiek czuć, a przecież Kouyou kilka dłuższych chwil temu prawie ją pocałował.
Nagle z opresji uratował ich dźwięk pukania do drzwi. Uruha bez zastanowienia wstał i poszedł otworzyć, przeklinając w myślach osobę, którą miał właśnie zobaczyć, a Anett cicho odetchnęła z ulgą, gdy gitarzysta się odwrócił.
-No witam! -Do uszu Anett dobiegł głos Krisa, na którego od razu skierowała wzrok. -Stary a ty co tutaj robisz? Dzwonię do was, piszę, a wy sobie tutaj jakieś potajemne narady urządzacie, no beze mnie to tak nieładnie. -Kouyou patrzył na szatyna z mordem w oczach, już wiedział kogo skrócić o głowę za przeszkodzenie w takiej chwili.
-Kris, nie umawialiśmy się. -Anett lekko zmrużyła oczy patrząc na przyjaciela, który podszedł do niej, żeby się z nią przywitać.
-No co ja tutaj widzę... Świece, alkohol, ale stary, ty wiesz, że Ona picie ma wpisane w rodowód? -Z tymi słowami Szatyn skierował się do gitarzysty, patrząc na niego z wrednym uśmieszkiem na twarzy i wzrokiem pełnym triumfu. Anett opuściła głowę w zażenowaniu, przykładając kciuk i palec wskazujący do nasady swojego nosa.
-Stary, o czym ty pierdolisz? -Zapytała na tyle spokojnie, na ile umiała w tym momencie, a użycie Polskiego jeszcze jej w tym pomogło.
-O! Księżniczka zrozumiała co powiedziałem. -Kris wręcz z jawną złośliwością odpowiedział jej, nie spuszczając wzroku z Kouyou, który stał nieruchomo, próbując zrozumieć sytuacje, już nawet nie to co mówili między sobą, a to co się właśnie działo.
-Dobra impreza, to co? Klimat widzę już mamy, FNAF'a** tylko brakuje. To co odpalamy? - Kris postanowił nie reagować na pozostałą, oburzoną jego obecnością dwójkę.
-Nie, błagam, tylko nie to. Znowu specjalnie wystawisz mnie na jumpscer'a. -Anett szybko złapała szatyna za rękę, którą zaraz pociągnęła, tak by szatyn usiadł na kanapie.
-No widzisz Kouyou, kolejna uwaga do twoich ciekawostek na temat An-Chan, nie lubi się bać. -Kris głupkowato się zaśmiał, a Uruha nadal stał zaciskając pięści, czując jak gotuje się ze złości. Nagle odetchnął i całkowicie na spokojnie do nich podszedł.
-Kris, wiem, że dopiero przyszedłeś, ale mieliśmy z Anett ciężki dzień i właśnie miałem wychodzić. Chodź, pogadamy po drodze, bo w sumie mam sprawę, to jutro nie będę musiał Cię gonić. -Gitarzysta powiedział całkowicie spokojnie, po czym podszedł do drzwi, ubierając swoją bluzę.
-Skoro nalegasz. -Szatyn nie był zadowolony, że Kouyou w taki sposób zmusza go do wyjścia, ale wystarczyło mu, że im przeszkodził i z tego co zdążył zauważyć, przeszkodził w najbardziej odpowiednim momencie. Powoli zwlekł się z kanapy i również udał się do wyjścia.
-To na razie. -Anett rzuciła za wychodzącymi mężczyznami i szybko zamknęła za nimi drzwi.

            Oboje szli spokojnym krokiem i oboje milczeli. Krystian zaczął się już męczyć, ponieważ gitarzysta najpierw twierdził, że chce z nim pogadać, a potem praktycznie całą drogę milczał.
Kouyou natomiast cały ten czas przeklinał przyjaciela w myślach, bo przecież gdyby nie On, możliwe, że byłoby już po wszystkim. Powiedziałby Anett co do niej czuje, Ona stwierdziłaby, że go nienawidzi i było by po sprawie... Albo powiedziałaby, że też coś do niego czuje, a wtedy byłby chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
-Hallo, słyszysz mnie? Powiesz mi w końcu o co Ci chodzi? -Dopiero po chwili głos Krisa dotarł do jego uszu, wyrywając go z zamyślenia.
W tym momencie po prostu się zatrzymał. Zatrzymał i spojrzał w bezchmurne niebo, co o tej porze roku było rzadkością. Westchnął, pozbywając się z głosu żalu, bo złości nie był w stanie się pozbyć.
-Co to było? Co to do cholery było?! Zbieram się na odwagę, bo wiem, że albo teraz, albo już nigdy, chcę powiedzieć jej coś ważnego i nagle pojawiasz się ty! Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że nie zawsze możesz mieszać się w czyjeś życie? Nawet w życie swoich przyjaciół?! Ale dzięki, przekonałeś mnie, że nie warto... -Kouyou przy ostatnich słowach zaczął się uspokajać kręcąc głową. -I ten tekst o rodowodzie? Anett nie jest psem, Korona sobie weź, jak chcesz rodowód.
-A co ty wiesz o jej rodzi...
-W tym momencie jej rodzina mnie nie interesuje tylko Ona. -Uruha stanowczo przerwał młodszemu szatynowi, dając mu do zrozumienia, że mówi całkowicie poważnie.
-Stary, zrozum, nie warto. Niech to się lepiej skończy zanim się naprawdę zacznie, bo Anett ma Cię gdzieś. -Kris dobrze wiedział jaka jest prawda, ale postanowił wykorzystać pewien fakt, o którym obiecał Anett nikomu nie mówić.
-O czym ty mówisz. -Kouyou niby mówił spokojnie, ale w środku czuł jak ponownie się gotuje ze złości, tyle, że tym razem nawet nie wiedział o co szatynowi chodzi.
-O tym, że byłem u niej nad ranem już wiesz i... -Szatyn przerwał dla zbudowania napięcia, co, widząc po minie gitarzysty mu się udało. -Anett nie była sama, a skoro upojną noc spędziła z Yuu, to znaczy, że o tobie nie myśli w ten sposób. -Kris dobrze wiedział, że to nie była do końca prawda, ale Kouyou poczuł się wyprowadzony z jakiejkolwiek równowagi, a słowa szatyna jeszcze dłuższą chwilę odbijały się echem w jego głowie. Fakt, zauważył, że przez ostatnie dni Anett i Yuu byli ze sobą bliżej, ale sądził, że to dlatego, że razem pracowali.
W końcu spokojnie podszedł do furtki swojego domu i nawet nie spojrzał na przyjaciela.
-Dzięki, ale chcę być sam, mam jeszcze sporo pracy. -Rzucił jakby od niechcenia, zamykając za sobą, a Kris bez słowa obserwował, jak gitarzysta po chwili znika za drzwiami swojego domu.
-No to się porobiło...

          Następnego dnia każdy miał wolne, no, prawie każdy. Takanori wiedział, że Anett cały dzień raczej spędzi z Takao, w końcu sam układał jej "grafik", ale ze sobą nie wiedział co ma zrobić tego dnia.
Kiedy w końcu mógł na spokojnie usiąść przy porannej kawie, zaczął się zastanawiać, jak może wykorzystać ten dzień wolnego. Nagle go olśniło, przecież mógł spokojnie poszukać czegoś, co przyda się do teledysku w tej swojej ciągle rosnącej stercie gratów, a może skarbów.
Podekscytowany poszedł do szafy, w której trzymał tego typu przedmioty, ale kiedy ją otworzył, chwycił się za głowę. Jak długo obiecywał sobie, że zrobi w tej szafie porządek? Chyba od kilku lat, więc najwyższa pora zanurkować i powyrzucać to, co na pewno nigdy się nie przyda.
Gdy już prawie wszystko znalazło się na środku pokoju, jego uwagę przykuła laska, której używał na koncertach przy „My Devil On The Bed".
-To tu się schowałaś. -Zaśmiał się pod nosem oglądając dokładnie rekwizyt obracając go w dłoniach.
Od razu pomyślał, by wykorzystać laskę jeszcze raz, ale... No właśnie, w głowie wokalisty brzmiało ciągle jedno „ale". Nie chciał, żeby ktokolwiek poza zespołem pomyślał, że to ta sama laska i zastanawiając się chwilę, wpadł na pewien pomysł.
Zostawiając ten cały bałagan, wręcz wybiegł w stronę drzwi, uświadamiając sobie, że wystarczy zwykły spray... Zwykły złoty spray, ale nie był w posiadaniu żadnego. Niby mogli po prostu kupić nową, ale i tak nie miał nic ciekawego do roboty, a tak przynajmniej zajmie czymś swój czas.
Szybko ubrał buty i zakładając okulary przeciwsłoneczne, szybko wyszedł z mieszkania. Ha! Nawet spacer zaliczy tego dnia, a pogoda jak na październik dopisywała samotnym wędrówką po mieście.
Zanim dotarł do sklepu minęła godzina, ale przecież nigdzie się nie śpieszył, specjalnie po drodze odwiedził pusty jak to w godzinach porannych bywało park, ciesząc się ostatnim dniem bez nadmiernego pośpiechu i stresu, że z czymś nie zdążą.
Nawet w sklepie trafiła się atrakcyjna ekspedientka, z którą nie omieszkał poflirtować przez dłuższą chwilę. W całym tym podekscytowaniu, zastanawiając się, jak wprowadzić w życie swój plan nie zwrócił w ogóle uwagi, że wychodząc z sklepu czegoś zapomniał i na pewno nie chodziło o numer telefonu ekspedientki, która przez chwilę za nim wolała, ale Takanori zaraz po wyjściu ze sklepu jakby się ulotnił.
Do mieszkania akurat wrócił szybko, układając w głowie cały plan. Po powrocie odłożył zamiar bawienia się w ozłocenie laski na później, gdyż najpierw musiał posprzątać ten cały bałagan, który zostawił. Zajęło mu to kilka godzin i jak się spodziewał, niczego za bardzo nie wyrzucił, tylko z powrotem ułożył ładnie w szafie. Potem szybki obiad, spacer z Koronem i mógł zabrać się do pracy.
Po raz kolejny miał powód do cieszenia się z dużego tarasu, dobrze osłoniętego przed wścibskim wzrokiem sąsiadów. Na zewnątrz za ciepło nie było, ale przecież nie będzie robił tego w pomieszczeniu. Przy sprzątaniu znalazł kilka starych gazet, które okazały się przydatne, by rozłożyć je na stole i w końcu mógł chwycić za puszkę z farbą.
Druga warstwa złotego koloru powoli zasychała gdy Rukiego ogarnął dziwny niepokój i dopiero po chwili dotarło do niego, że jego portfel został na sklepowej ladzie. Zaraz po mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi wraz z szczekaniem psa, a Takanori stał na tarasie, umazany złotą farbą w kilku miejscach na twarzy i ubraniu.
Przez chwilę zastanawiał się, któremu z członków zespołu chciałoby się go nachodzić w wolny dzień, bez wcześniejszego kontaktu. Przeklinając każdego po kolei w razie czego poszedł do drzwi i bez spojrzenia w wizjer, gwałtownym ruchem otworzył drzwi, ale widoku jaki zastał w ogóle się nie spodziewał.
Przed drzwiami stała młoda, atrakcyjna brunetka, którą poznał w sklepie, której widok wywołał na twarzy wokalisty zakłopotanie.
-Dzień dobry, przyszłam tylko to Panu oddać, zapomniał Pan dzisiaj w sklepie. -Wypowiedziała nieśmiało brunetka, podając Rukiemu skórzany portfel. Takanori dokładnie się jej przyjrzał i szybko zauważył jej lekką niepewność, no, ale nie było czemu się dziwić, przecież kobieta przychodząc tutaj nie wiedziała czego może się spodziewać.
-Dziękuję, sam dopiero teraz się zorientowałem, że go zostawiłem. – Wokalista uśmiechnął się miło do kobiety, odbierając swoją zgubę. – Co Pani powie na wspólną kawę w podziękowaniu?...

          Następny dzień, ranek i szybki powrót do szarej studyjnej rzeczywistości. Takanori wszedł do pomieszczenia, mając wrażenie, że jest pierwszy, jednak na wejściu okazało się, że jednak grubo się pomylił.
-Kouyou, ty, tutaj o tej porze? – Zapytała zaskoczony Wokalista, patrząc na brzdąkającego na gitarze Kouyou, który w pierwszych sekundach w ogóle nie zwrócił na niego uwagi. Dopiero po chwili gitarzysta spojrzał w stronę wokalisty, odkładając swoją gitarę.
-Cześć, no jakoś tak wyszło, że nikogo poza nami jeszcze nie ma. -Uruha wzruszył jedynie ramionami, a w jego oczach widać było zmęczenie. Ruki wiedział, nad czym Kouyou siedział praktycznie do samego rana, a i tak był zaskoczony, że już udało mu się skończyć.
-A tak w ogóle, to świetna robota. -Takanori zasiadł wygodnie na sofie, mrużąc lekko oczy, jakby ponownie chciał przenieść się w objęcia Morfeusza.
-Dzięki, ale zobaczymy co reszta na to. – Rzucił Kouyou jakby od niechcenia i odwrócił się w stronę wokalisty, dokładnie mu się przyglądając. -A ty co? Kolejna ciężka noc? – Zapytała jakby żartem, a w odpowiedzi dostał groźny wzrok Rukiego skierowany w jego stronę.
-Miałem coś do załatwienia, a ty? Spałeś coś w ogóle? – Wokalista lekko uniósł brew ku górze, wiedząc jaka będzie odpowiedź. Kiedy Uruha miał spać, skoro nad ranem wysłał mu materiał?
-Nie, zresztą wiesz dlaczego i... Myślałem o czymś. -Kouyou chciał wykorzystać chwilę, że byli z Takanorim sami, by wygadać się o myślach, które go męczyły, ale odpowiedzi którą dostał się nie spodziewał.
-Raczej o kimś. Stary, weź przeleć jakąś laskę, może się w końcu uspokoisz. – Te słowa blondyna wręcz wbiły gitarzystę w fotel na którym siedział. Siedział z lekko opadniętą szczęka, patrząc na Rukiego dużymi oczyma. Czy Oni wszyscy powariowali? Czemu zawsze muszą myśleć, że chodzi o Anett? Kouyou po tych myślach szybko się wyprostował i z pełną powagą stwierdził:
-Jeżeli to działa tak jak uważasz, to ja już wiem, dlaczego Yuu ostatnio jest taki spokojny.
-O czym ty teraz gadasz? – Zapytała Takanori, ale nie było dane poznać mu odpowiedzi, ponieważ do środka weszła Anett.
-Nieważne. -Rzucił Kouyou, kątem oka spoglądając na szatynkę, jakby chciał wzrokiem pokazać wokaliście, że chodzi o nią i o Yuu.
-Cześć. Nie brakuje wam kawy do tych plotek? – Wesoły głos Anett rozbrzmiał w ich uszach, gdy ta spokojnie usiadła obok Rukiego.
-Cześć. Kawa to nie o tej porze, zresztą coś już o tym wiesz. W ogóle, odsłuchałaś? -Takanori nie ukrywał, że bardzo ciekawiła go opinia na temat tego, co wysłał jej tuż przed wyjściem z mieszkania.
-Tak i... – Kobieta przerwała wypowiedź, kierując wzrok w stronę Uruhy. -Kouyou, czy zawsze musi być po twojemu. Nawet za wiele nie zmieniłeś, może bardziej dopracowałeś szczegóły. – Stwierdziła, marszcząc gniewnie czoło. Takanori dokładnie przyglądał się sytuacji i coś zaczęło do niego docierać. Kiedy Uruha i Akuma byli z dala od reszty, zachowywali się normalnie, a kiedy tylko ktoś zbliżył się do nich, albo znajdował się w jednym pomieszczeniu, od razu zaczynali tą swoją dziwną wojnę między sobą.
-Takanori, co ty jej wysłałeś? -Kouyou pytając, lekko przechylił głowę w bok. Wiedział o czym szatynka mówiła, a wiedział, że wersje były dwie: jedną wysłał wokaliście poprzedniego dnia wieczorem, drugą tego dnia nad ranem.
Wokalista spojrzał raz to na gitarzystę, raz na wokalistę i zaśmiał się głupkowato.
-Etto... Wychodzi na to, że musiałem pomylić plik. -Ruki wręcz schował twarz w dłonie, spoglądając na gitarzystę przez palce.
-TAKANORI! -Uruha i Akuma zawołali w tym samym czasie, po czym pomieszczenie wypełniło się śmiechem całej trójki.

          Cały dzień albo pracowali nad piosenką, albo nagrywali. Nawet nie spostrzegli, kiedy nastał późny wieczór. Wszyscy poza Takanorim i Kouyou już pozbierali się do domów, by odpocząć przed kolejnym ciężkim dniem.
Ruki akurat zbierał jakieś swoje papiery, mając zamiar pójść w ślady reszty, tylko taką okrężną drogą.
-Jeżeli ty zostajesz do tak późna, to oznacza jedno. Co powiesz na to, że Cię odprowadzę, a po drodze coś wypijemy? -Wokalista usłyszał za sobą głos Uruhy, ale nie był to ten roześmiany głos, jak zawsze w takich sytuacjach, nie. Wokalista od razu rozpoznał, że gitarzystę naprawdę męczy jakiś problem.
-A ty nie masz przypadkiem zabrać jutro Anett do studia? -Ruki odwrócił się w stronę przyjaciela, zakładając swoją torbę na ramię. Gitarzysta natomiast spojrzał na niego, podnosząc lekko głowę, gdy schylał się w celu spakowania swojej gitary.
-Z tym dam sobie radę, spokojnie. Oboje jutro będziemy na czas. -Stwierdził Kouyou, na co Takanori jedynie westchnął, zgadzając się na jego propozycję.
W końcu, gdy zasiedli w barze przy stoliku z szkłem pełnym trunku, Kouyou cicho westchnął, zbierając się w sobie, żeby cokolwiek powiedzieć.
-Wiem, miałem tego w tym roku nie robić, miałem nie jechać, ale nie mogłem...
-Spotkałeś Kiyomi? -Zapytał wokalista. Pełny zdziwienia uniósł brwi ku górze, przecież kobieta od lat z nikim nie utrzymywała kontaktu.
-Gorzej. Takanori, ze mną jest coś nie tak... -Gitarzysta przerwał, upijając szybko łyk trunku. -Ja ją widziałem... Widziałem Asami...
-Kouyou, ale to jest niemożliwe, Ona nie żyje od dobrych szesnastu lat. -Ruki sam nie mógł uwierzyć, w to co usłyszał.
-WIEM! .-Uruha uderzył pięścią o stół. Wiedział, że nikt mu w to nie uwierzy, ale inaczej nie umiał sobie tego wytłumaczyć. -Ale jest identyczna, jak Kiyomi w jej wieku, to nie może być przypadek... To była Asami... -Ostatnie słowa Uruha wyszeptał, jakby sam nie chciał ich dosłyszeć.

__________
*cyt. "Alkohol przez nas nazywany Sake to po japońsku nihonshu"
** Chodzi o grę Five nights at freddy's - https://pl.wikipedia.org/wiki/Five_Nights_at_Freddy%E2%80%99s


Oryginał na: https://alternative-story-tg.blogspot.com

"Just a moment to discover your mind..."  /the GazettE FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz