Rozdział 13.

400 45 18
                                    

Zderzenie z kamiennymi schodkami, po których potoczyłam się z hukiem w dół, było bolesne. Nie na tyle jednak, by powstrzymać nas przed desperacką ucieczką w dół. Wyrywana z nas siłą energia i moc, oświetlały otaczającą nas ciemność, po której szliśmy niemal po omacku. Zataczając się od wąskiej ściany, do ściany. Czasami osuwając się na ziemię i spadając o kilka stopni na dół. Po kilku minutach tułaczki i bolesnych upadków, w oddali ujrzeliśmy otwartą przestrzeń. Cichy szmer wody był dla nas niczym szept ocalenia. Podtrzymując się wzajemnie w talii, odpychając się zawzięcie od śliskich od wilgoci kamieni, parliśmy mężnie przed siebie.

Parę urwanych oddechów i cichych przekleństw później, wypadliśmy na jedno z większych przejść prowadzących dalej stromo w dół, wprost w lodowatą, wzbierającą toń. Zaokrąglone, żebrowe sklepienie błyszczało do nas w mroku, raz po raz obmywając nas obficie kroplami wilgoci, prześlizgującej się żwawo przez wyrwy w sklepieniu nad nami. Kamienie wokół nas zdawały się mieć setki lat, a ziemia u naszych stóp, choć widocznie używana przez chodzące po nich tysiące stóp, jeszcze parę dekad temu, wydawała się teraz kompletnie nienaruszona przez czas. Dopiero ślady naszych nóg naruszyły grubą warstwę pokrywającą ją brudu i kurzu. Blaise zadrżał w moich ramionach, traktowany przez nadchodzący skok o wiele brutalniej ode mnie. Jakby jego bariery były słabsze od moich. Jakby sam fakt, że był ode mnie potężniejszy sprawiał, że otaczająca nas magia czerpała z niego łapczywiej niż ze mnie.

– Prosto – wychrypiał wskazując głową na wejście na prawo. Dwa inne otaczające nas dookoła, zdawały prowadzić się jeszcze głębiej pod ziemię, ziejąc okrutną czernią. Zimne podmuchy stęchłego powietrza owiewającego nasze twarze z ich strony były niepokojące.

Blaise zbierał powoli siły aby przeć dalej na przód. Nasze oddechy mieszały się ze sobą, unosząc w powietrzu wraz z gęstymi obłokami pary. Mój wzrok badał uważnie każdy kąt tego małego korytarza. Każdy kamień i rysę na ścianie. I gdy badał posadzkę pod naszymi stopami, dojrzałam, że choć jedno z wejść wydawało się kompletnie zapomniane przez czas, obwieszone przez grube falbany pajęczyn, drugie wręcz przeciwnie. Wyglądało jakby było niedawno używane. Długie, grube, przeciągłe ślady prowadzące z wnętrza korytarza, na którym staliśmy, wprost do jego wnętrza sprawiało, że coś boleśnie przewróciło mi się w brzuchu.

Ślady na kurzu zdawały się brutalne. Pełne walki i bólu. Jakby coś zostało zaciągnięte w mrok wbrew swojej woli. Mimowolnie zadrżałam i spojrzałam na Blaise'a.

– Cokolwiek tutaj żyje. Nie chcemy się z tym spotkać – jego cichy głos był równie wyprany z emocji co mój.

Oboje byliśmy nieśmiertelnymi istotami, obdarzonymi potworną mocą. Nie zmieniało to faktu, że nie chcieliśmy wiedzieć, co krążyło po tych kanałach, lub tym bardziej, co zdecydowało się pełznąć po jego ziemi w stronę tej nieprzeniknionej, nawet dla nas, ciemności.

– Chodźmy stąd – rzuciłam cicho, jakbym doskonale wiedziała, że każda ciemność może mieć oczy i uszy. Pociągnęłam przyjaciela w stronę kolejnych stromych schodów w dół. Te, śliskie od kapiącej na nas co rusz wody, były jeszcze bardziej zdradliwe niż te wcześniejsze z którymi musieliśmy się zmierzyć.

Nasze ociężałe ciała potykały się o siebie co chwilę, powodując, że nasza ucieczka zdawała się z każdym krokiem coraz trudniejsza. W momencie gdy boleśnie runęłam z dwóch ostatnich stopni na ziemię, czując jak nagle nogi odmawiają mi posłuszeństwa, wydałam z siebie głośne jęknięcie zrezygnowania.

Dłonie Blaise'a pod moimi pachami pomogły mi po raz kolejny podnieść się do pionu. Dziękując mu za pomoc, uwieszając się na nim równie ciężko, jak on na mnie, dostrzegłam jak przeraźliwie był blady. Przez niemalże siną skórę jego twarzy i szyi, widziałam każdą żyłę pompującą ciemną krew po jego organizmie. Wyglądał jakby ktoś na prawdę osuszał go z resztek życia. Posłałam mu pełne przerażenie spojrzenie, które zignorował, pchając mnie w stronę wyjścia na szeroką komnatę przecinaną w połowie głębokim rowem, rozlewającym się raz po raz na ziemię spienioną, śmierdzącą wodą.

Bella Clairiere and City of Ashes (IV)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz