Rozdział 21.

203 19 13
                                    

Udając odurzenie wydarzeniami, których rzekomo dopuściliśmy się z Pierrem, szłam bez słowa u jego boku, starając się nie przywiązywać zbyt dużej uwagi do mijanych przez nas gości. Nie potrafili ukryć swojej fascynacji naszą dwójką, która obecne mijała ich niczym zjawy w towarzystwie świty Cesare. Słyszeli przecież o nas tak wiele. O przerażających istotach o potwornych umiejętnościach. Jednych bardziej groteskowych od drugich. Nie ważne, że w tamtym momencie wyglądaliśmy na wybrudzonych czerwienią młodych ludzi, trzymających się kurczowo za dłonie, zmierzających w tylko znanym prowadzących nas wampirom kierunku.

Dłoń Pierra niemalże miażdżyła moją, raz po raz posyłając w moją stronę iskrę próbującą przebić się przez barierę, którą pomiędzy nami postawiono. Idąc u jego boku czułam się jakbym śniła. Spoglądając co chwilę na jego spokojny profil, nie mogłam odepchnąć od siebie przerażenia, do którego przywykłam. Strachu, że po raz kolejny nas od siebie rozdzielą, zmuszając się do niebezpiecznej gry, w którą ewidentnie nie potrafiłam grać. Bez Pierra czułam się kompletnie pozostawiona na pastwę swojej wściekłości i zemsty, która rodziła się we mnie już pierwszego dnia mojej przemiany.

Granatowe spojrzenie bruneta raz po raz spotykało się z moim, zmuszając do zachowania spokoju i odgrywania roli upojonej wampirzycy, kompletnie pozbawionej zdrowego rozsądku i mocy po ostatnim ataku czarownic. Moc Pierra w przeciwieństwie do mojej, którą zamknęłam na cztery spusty w swoim wnętrzu, szalała wokół nas niczym najprawdziwsza burza. Muskała z ciekawością nasze nagie ramiona i zroszone wilgocią policzki. Całowała wrażliwą skórę kostek i karku. Kąsała wargi, zmuszając do swojego absolutnego posłuszeństwa.

Wampiry na potęgę Pierra reagowały z przerażającą uległością. Schodząc nam najczęściej z drogi prowadzącej w stronę Cesare, który już na nas czekał. Odsuwając się w najdalej oddalone kąty, ściany, krańce korytarza. Ich blade, upojone ludzką, gorącą krwią twarze pomimo swojego zmęczenia i bladości, nie okazywały skruchy. Pod każdą maską spokoju ukrywała się głęboko zakorzeniona wściekłość i strach. Wściekłość przed jawną wyższością jednego nad drugim, wściekłość nad własnym strachem i reakcją nieśmiertelnego ciała, które pomimo dumy swojego właściciela, reagowało szybciej niż ego i zdrowy rozsądek. Ciało rozpoznawało swojego najbliższego, przerażające drapieżnika. W tamtym momencie to my nimi byliśmy. Z każdym stawianym przez nas krokiem, z każdym oddechem, który nabieraliśmy z czystego przyzwyczajenia. W ich zachowaniu było coś niezwykle ludzkiego, ten strach, ta skrucha sprawiała, że na chwilę przestałam tak bardzo się bać. Tak bardzo wątpić we własne umiejętności i siłę sprawczą.

Mijając kolejną grupę wampirów umykających przed naszymi splecionymi ze sobą sylwetkami, zaczęłam zauważać kolejne szczegóły, których nie dostrzegałam w towarzystwie wcześniej towarzyszącego mi oszusta. To nie mnie tak bardzo się bano - byłam przecież dla wielu jedynie mitem, legendą, którą słyszano od bardzo niedawna. Mało widziało moje moce, jeszcze mniejsza ilość wampirów na prawdę wiedziała, do czego byłam zdolna, w tym ja sama.

Pierre jednak, Pierre żył wśród wampirów od wieków. Stuleci pełnych okrucieństwa i potwornych opowieści, których nawet ja sama nie miałam jeszcze okazji poznać w pełni. Widząc uległość mijających nas wampirzyc, ich pełne podziwu i pragnienia spojrzenia skierowane w stronę bruneta, poczułam jak moje ciało zauważalnie całe się spina. Pierre, ten napiętnowany i prześladowany wampir był jednym z najpotworniejszych stworzeń jakie chodziło po tej ziemi. Władającym umysłami wszystkich istot żywych. Mającym władzę nad tłumami, nie, tysiącami.

Mój wzrok powoli powrócił odruchowo do jego spokojnej twarzy, a on jakby wyczuwając moje myśli, spojrzał na mnie z góry i delikatnie się uśmiechnął. Jego moc, tak zawsze dla mnie delikatna i czuła, tak dla mnie litościwa, musnęła moje ramiona niczym jego własne pocałunki. Czy na tej całej ziemi byłam jedyną istotą, która nie widziała w nim śmiertelnego zagrożenia?

Bella Clairiere and City of Ashes (IV)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz