Rozdział 17.

331 34 10
                                    

Tej nocy zrozumiałem dlaczego ludzie obawiali się ciszy. 

Pomimo, iż na spokojnie mógłbym uznać ją za swoją wierną towarzyszkę, powierniczkę, pocieszycielkę, a niekiedy nawet kochankę, zawsze pozostawała we mnie wątła obawa skutków jej obecności. Cisza jak ta bowiem nie należała od tych kojących. Przynoszących odpoczynek i spokój. Cisza jak ta była przedsmakiem zmian. Fałszywej harmonii odczuwanej przed burzą. Tej nocy nawet nią pachniała. Jej czystością, świeżością i chłodem. Czułem jej subtelne wyładowania na swojej skórze, raz po raz pokrywającej się gęsią skórą za każdym razem gdy czułem znajomą złotą nić szarpiącą za moją duszę mocniej niż zwykle. Przywołującą ją do życia. Rozbudzenia. Uwagi. W takich momentach nagle zrywałem się z miejsca niczym rażony piorunem, opadając ponownie na aksamitny fotel kompletnie skołowany. Raz jeszcze zmuszając się do zachowania spokoju. Do czekania. Do liczenia minut. Dokładnie tak jak nakazał mi Magnus. 

Wedle mojej wiedzy krwawa uczta miała rozpocząć się już za zaledwie za kilka minut, a ja nadal pozostawałem zamknięty na cztery spusty w swojej komnacie. Przysięgam, że w tamtym momencie była jednak dla mnie groteskowo luksusową celą. Tuż za wielkimi, drewnianymi wrotami wyczuwałem obecność dwóch wampirów, mających pilnować mnie tej nocy. Wiedziałem dokładnie dlaczego. Zabroniono pojawiać mi się nieproszonym na uczcie z powodu stanu w jakim się znajdowałem. Z powodu stanu, w jakim myśleli, że jestem. Zagubiony, osłabiony i złamany. Rozsiewając wokół siebie moc niczym trujące opary. Czułem strach i napięcie jakie wywoływałem. Wiedziałem też, że było to ostatnią rzeczą jaką potrzebowali tej nocy. Nocy, w której mieli zwerbować dziesiątki nowych członków klanu, którzy uciekali przed nimi od stuleci. Moja moc i wpływ mógłby ich zniechęcić i przestraszyć. Przygryzłem wnętrze policzka w zamyśleniu. Równie dobrze mogła zmusić ich do większego posłuszeństwa.

Ale właśnie tego pragnął ode mnie Magnus. Im bardziej osłabiony się wydawałem, im więcej mocy z siebie wylewałem, tym lepszy odnosiłem efekt. Czarownik w dobitny sposób przekazał mi proste zdanie do wykonania. Mieli zakazać mi przybycia na tę ucztę. Uczyniłem więc wszystko, by tak się stało. Potem miałem na nią wtargnąć sprowokowany przez jednego z wampirów, których wcześniej zauroczyłem. Tak samo jak cały tuzin czekający na mnie na każdym kroku prowadzącym do willi oddalonej od pałacu o kilkaset metrów. Musiałem jedynie pokonać podziemne korytarze, by tam wtargnąć. Miały być bardzo szczerze strzeżone. Nie miało to jednak mieć dla mnie żadnego znaczenia. Już dawno wpoiłem wszystkim wokół czym i kim byłem. Byli jedynie pionkami w mojej grze, a ja, niczym wieża miałem dokonać zamachu na króla. Nie wiedział wtedy, że pomoże w mi tym jego własna królowa.

Zeszłej nocy, gdy przy kolejnej uczcie w towarzystwie śmiertelników, niby to przypadkiem sprawiłem, że wiedzieni moją energią, postanowili nakarmić się sobą nawzajem, Cesare stracił resztki swojej cierpliwości. Jego złość była gorsza od mojej mocy uderzającej we wszystkich niczym wzburzone morze. Do teraz czułem na swojej skórze jego świdrujące spojrzenie pragnące mojego cierpienia. Uśmiechnąłem się wtedy do niego jedynie, wygodnie rozparty na szycie stołu, przy którym mnie sadzał, wiedząc, że po raz kolejny nie pokusi się o ukaranie mnie mocą Tyriona. Upewniłem się bowiem, że mój stan był postrzegany jako efekt wcześniejszej wykonanej przez niego kary. Kolejne tortury mogły wszystko jedynie pogorszyć. Przynajmniej w ich mniemaniu. Trzymałem się tej myśli niczym tonący brzytwy. Sam nie wiedziałem w jakim znalazłbym się stanie po kolejnych dniach spędzonych z wampirem sam na sam. 

Cesare przemienił się w burzę krzyku, złości i pazurów. W powietrze poszybowały absurdalnie drogie talerze, a kilku członków klanu rykoszetem oberwały resztkami ludzkiego jedzenia. Byłby to zapewne piękny widok gdybym później i tak nie otrzymał w zamian ostrzegawczego ciosu prosto w twarz od drugiego z wielkiej trójcy. Nie chciałem nawet o tym myśleć. Zgłębiać przerażenia jakie te istoty we mnie wywoływały. 

Bella Clairiere and City of Ashes (IV)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz