Rozdział 6.

371 39 11
                                    

– Przestań się wiercić – syknęłam głośno na Blaise'a, który niezdarnie starał się doprowadzić do porządku po całym dniu spędzonym na polach lawendy, niekończących się przepychankach oraz walkach w piachu. Całym mnóstwie piachu. Wędrując przez sięgające horyzontu wzburzone fioletowe fale ziół, kompletnie pochłonięci własnymi smętnymi przemyśleniami, nie dostrzegliśmy, że nastała kolejna noc, a czas dzielący nas od ponownego rzucenia się w pęd krwawych wydarzeń, dramatycznie się skracał.

W każdym momencie, w którym przyłapywałam się na panicznym łapaniu tchu i chowaniu drżących dłoni w za dużych ubraniach, wiedziałam dokładnie czym jest to spowodowane. Czułam, że zagubiłam się w pogoni za istnieniem innych, desperackim pragnieniem uwolnienia ich z niechcianych więzów i rozpaczliwą chęcią ponownego stania się ich częścią. Zapomniałam w tym wszystkim, jak tragicznie byłam zmęczona i przerażona. Mało kto był gotowy na wskoczenie pędem w ogromną, ziejącą czernią dziurę, nie spodziewając się tego, co jest na jej dnie. Dla nas była ona tylko cierpieniem okupionym jeszcze większym bólem i niewiadomą. Bałam się ponownego powrotu do gonitwy za tym wszystkim, co powodowało, że tak kurczowo trzymałam się Blaise'a. Równie mocno bałam się pozostania w miejscu z obawy, że z tego powodu utracę jeszcze więcej. Wiedziałam, że każda podjęta przeze mnie decyzja miała wiązać się z poczuciem żalu. Westchnęłam cicho pod nosem. Każda kobieta we mnie, każda postać, którą sobą reprezentowałam, była potwornie i niezaprzeczalnie zmęczona.

Blaise w ciszy wylał na siebie całe wiadro lodowatej wody i spojrzał na mnie spod kaskad ciemnych kropel sunących niczym łzy po jego twarzy.

– Jeszcze raz – nakazał cicho i ponownie wręczył mi kostkę starego, poszarzałego mydła. – Zrób to dokładnie – jego głowa pochyliła się w moją stronę ponownie, a ja trzeci raz tego wieczoru cierpliwie myłam jego włosy, twarz, szyję, nawet piersi. Wiedziałam co czuł i dlaczego tak rozpaczliwie pragnął, bym to ja to dla niego zrobiła. Tłumione uczucia wypływały z niego powoli kruszącą się emocjonalną tamą i dławiły mnie swoimi falami. Ledwie łapałam dech. Nie miałam pojęcia, nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić, od jak dawna on sam tonął. Jak bardzo czuł się skalany sposobem w jaki został wykorzystany i jak tragicznie pragnął, by ktoś pomógł mu to z niego zmyć. Widziałam jak z dnia na dzień jego własne przemyślenia go rujnują. Wyciągnął w moją stronę dłoń, pragnąc pomocy po raz pierwszy od tygodni. Nawet jeśli oznaczało to przekomarzanie się i nacieranie jego i tak czystych włosów, po raz kolejny mydłem.

Moje palce łagodnie prześlizgiwały się przez długie pasma jego złotych włosów, masowały czule skórę głowy na karku i przy skroniach, przynosząc mu chwilowe ukojenie. Pod dotykiem moich dłoni łagodniał. Mięśnie jego ramion powoli się rozluźniały, a on sam nieświadomie się do mnie przybliżał. Gdy mój dotyk ponownie zsunął się na jego kark, zamknął oczy i pozwolił mi ponownie powoli go umyć. Oczyścić każdy milimetr czułej skóry na jego krtani, którą z takim zaufaniem przede mną odsłonił. Mogłam go przecież zabić. Jednym szybkim ruchem zębów mogłam rozszarpać mu gardło, jednak on nigdy nie brał tego pod uwagę. Zdrady z mojej strony. Miał rację. Prędzej bym zginęła niż go zraniła.

Moje ruchy zatrzymały się na jego piersi, na wysokości serca. Patrzyłam na niego jak urzeczona, podczas gdy on spokojnie nabierał powoli tchu do płuc. Głębokie wydechy muskały skórę mojej głowy i rozwiewały wilgotne kosmyki włosów, które umyłam parę minut temu. Po chwili jego ramiona zadrżały, a jego twarz odsłoniła to, co tak skrzętnie przede mną ukrywał od tygodni. Rozpacz, ziejąca czernią i bólem, pulsująca i przejmująca każdy oddech i myśl. Paraliżującą każdą chwilę, patrzącą wprost w przerażone, zmęczone oczy. Nie zdawałam sobie tak naprawdę sprawy z ogromu uczuć, z którymi się zmagał, aż do tamtego momentu. Aż do chwili, w której łzy nie popłynęły po jego twarzy po raz pierwszy od kiedy go spotkałam, a jego piersią nie wstrząsnął wstrzymywany od dawna szloch.

Bella Clairiere and City of Ashes (IV)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz