- Dumbledore ufa Snapowi, ja także. Poza tym, nie pomyślałeś może że wszystko co robi, robi po coś?
Podkuliłam jeszcze bardziej pod siebie nogi siedząc na krześle. Spojrzałam na Remusa który wypowiadając te słowa uderzył delikatnie dłonią w stół przy którym siedzieliśmy w jadalni u Państwa Weasley, tak zwanej norze. Omawialiśmy temat który od paru miesięcy nie schodził z naszych języków, omawiałam go ja, nie wnosząc w rozmowę własnego zdania, Harry, Ron, jego rodzina jak i goście tacy jak Remus z Nimfadorą czy Moody.
- Nie ma go w zamku od jakiegoś czasu.
- Tym akurat nie powinieneś zaprzątać sobie głowy Potter, wszystko jest tak ja powinno być i to że nie ma go w zamku nie znaczy że zniknął całkowicie.
- Widziałeś go?
Popatrzyłam na Harrego który uparcie upierał się nad swoim zdaniem że Snape nie do końca jest szczery z zakonem i na Moodiego który napił się swojej ognistej Whisky a następnie kontynuował trochę jakby dla niego nie wygodny temat.
- Był tutaj dwa dni temu.
Przyjrzałam mu się nie do końca wierząc w to co właśnie usłyszałam. Podniosłam z zainteresowaniem swoją głowę z kolan na których ją opierałam włączając się do rozmowy.
- Kiedy profesor ma zamiar wrócić do zamku?
- Jak tylko będzie mógł, czemu pytasz Hermiono?
- Z ciekawość.
- Jeżeli będziemy mieli wątpliwość do siebie nawzajem nie wygramy tej walki.
- Wiem, zdaje sobie sprawę z tego, ale profesorze Lupin...
- Harry zaślepia cię nienawiść.
Harry spuścił wzrok dając tym samym nam do zrozumienia że nie miał już nic do powiedzenia, a nawet jak miał to nie miał zamiaru rozpoczynać kłótni z ważnym dla siebie Remusem.
- Czym, czym zajmuje się Profesor Snape jako członek zakonu. Bo nim jest tak?
Nie mogłam się powstrzymać przez zadaniem jak najwięcej pytań ludziom którzy mogli uchylić mi rąbek tajemnicy na temat mojego nauczyciela od opcm nie wzbudzając u nich tym samym za dużych podejrzeń.
- Piastuje bardzo ważne stanowisko i tak samo jak należy do zakonu tak samo należy do śmierciożerców.
- Jest podwójnym szpiegiem, prawda?
- Można to tak nazwać.
- Czy łączy go coś więcej z Bellatrix i Narcyzą Malfoy niż bycie śmierciożercą?
- Nie rozumiem Hermiono twojego pytania. Skąd ci w ogóle takie przyszło do głowy?
Pierw popatrzyłam na Lupina który z wielkim zdziwieniem przyglądał się mojej twarzy zadając mi pytanie a następnie usłyszałam głos Moodego.
- Granger, to jest sprawa Snape jakie ma zażyłość, a poza tym Dumbledore na pewno by to wiedział i jakby było coś nie tak, to my na pewno też.
Teraz mój wzrok spoczął tak samo na podłodze jak przed chwilą ten Harrego. Moodego ciężko jest okłamać i wszystko ale to wszystko potrafi wzbudzić jego podejrzenia wiec musiałam przestać. Dałam się ponieść, mogłam nie poruszać tego tematu albo zrobić to bardziej delikatniej bo nic się ważnego nie dowiedziałam a wręcz wzbudziłam niechciane zainteresowanie co było wręcz przeciwne z moimi zamiarami.&
- Hermiona.
- Cormac.
Obejrzałam się za siebie, było delikatnie po dwudziestej, wracałam właśnie z biblioteki w której się zasiedziałam próbując podgonić trochę materiał i napisać parę referatów żeby poprawić swoje oceny, szczególnie te z obrony ale pomimo chęci nie szło mi kompletnie nic, ale dobre to że miała już jakieś chęci do czegokolwiek, może te tabletki mi naprawdę pomogą.
- Jak ci minęła przerwa świąteczna?
- Dobrze, dziękuje, a u ciebie?
- U mnie też było całkiem w porządku. Słuchaj, co powiesz na jakieś małe piwko, tak sam na sam, wiesz.
- Dziękuje za zaproszenie ale niestety muszę ci odmówić, generalnie nie obraź się Cormac ale ja nigdy się z tobą nie umówię. To nic osobistego, ja po prostu, kogoś mam.
- Masz kogoś? Przepraszam za zdziwienie ale nigdy cię z nikim nie widziałem oprócz tego Weasleya i Pottera.
- No tak.
- Kurczę sorki, głupio mi teraz trochę, ten twój chłopak to pewnie nieźle się musiał na mnie wkurzać.
- Nie, spokojnie, nie wiedziałeś więc nie ma w tym nic złego a co do mojego, chłopaka, to tak tylko trochę, on jest, jakby bardzo pewny swego oraz tego że nie ma się o co obawiać.
Jest na tyle pewny że uprzykrzył by ci życie jeszcze bardziej jakbym mu tylko powiedziała który to już raz dostałam od ciebie propozycje randki. Poza tym chłopkiem to go nazwać nie mogę, jest dojrzałym konkretnym mężczyzną który dokładnie wie czego chce, nazwanie go chłopcem mógłby potraktować jako obrazę a zresztą po naszej ostatniej rozmowie to nie wiem czy miałam prawo w ogóle mówić komukolwiek że kogoś mam mając i to mając na myśli Snape. Może powinnam zacząć mówić bardziej dosadnie? W sumie to nikogo nie mam, ale mam, jestem zakochana tylko że tak naprawdę nikt o tym nie wie, rozumiesz prawda?
- No tak, ale i tak cię przepraszam.
- Spokojnie, nic się nie stało. Muszę już iść, trochę się zasiedziałam w bibliotece.
- Jasne, na razie.
Kontynuowałam swoją podróż w stronę własnej komnaty ale wychodząc za kolejnego zakrętu wpadłam na swoją opiekunkę domu i osobę która ją zastępowała na lekcjach, gdzieś szły, ale mniejsza z tym, jedyne co teraz miałam na uwadze to tą całą Nastie kimkolwiek ona była.
- Hermiona.
- Witam Pani Profesor, Pani Nastio.
- Widzę że wracasz już do siebie, niech zgadnę byłaś w bibliotece?
- Tak, zasiedziałam się, próbowałam nadrobić trochę materiał i napisać parę dodatkowych zadań poza tym nie ukrywam że szykuje się na powrót profesora Snape, złapałam od niego tyle uwag i przemiłych słów że próbuje wszystkiego byleby mu się znowu nie narazić.
- No tak, to zrozumiałe.
- Rozumiem że jesteś jakby jego ulubienicą.
Popatrzyłam na tą czarnowłosą piękność która postanowiła się odezwać. Zebrałam się w sobie na mały uśmiech i przyjazny ton, bądź co bądź nauczała mnie teraz przedmiotu i to że była "twoją Nastią" nie do końca było moją sprawą, w sumie to wcale nie było.
- No można tak powiedzieć, do tej pory nie mogę zliczyć ile razy to Severus przychodził do pokoju nauczycielskiego i skarżył mi się na Pannę wiem to wszystko jak to on ma w zwyczaju mawiać. On po prostu uwielbia mieć z nią zajęcia, zawsze zanim zdążył coś powiedzieć ona już miała odpowiedz którą nie czekając na pozwolenie wygłaszała. Ale tylko od niego słyszałam takie skargi a tak to tylko same pochwały.
McGonagall zaczęła się śmiać, tylko ta Nastia przyjrzała mi się chwilę mrużąc przy tym oczy a następnie delikatnie się zaśmiała. Zaś mój uśmiech się powiększał z sekundy na sekundę bo delikatna wrogość w oczach czarnowłosej było dla mnie czymś czego nie mogłam sobie wymarzyć nawet w najlepszych snach.
- No tak jakoś wyszło, po prostu czasami naprawdę lubiłam go trochę zdenerwować i czekać aż puszczą mu nerwy, o dziwo puściły kiedy przestałam mu przeszkadzać na lekcjach. Przez swoje chwilowe dolegliwość przez pewien czas byłam na lekcjach ciałem a nie duchem i nie słuchanie go wkurzało go bardziej niż słuchanie. Po prostu skomplikowany człowiek.
Tym razem to ja się zaśmiałam ze swoją opiekunką domu a ona znowu delikatnie się uśmiechnęła jakby nie miała wyboru.
- No tak, cały on.
Powiedziała do nas ale chyba najbardziej było to skierowane do mnie. Jeżeli tak chce się bawić to proszę bardzo, nie interesowało mnie to że jest nauczycielką, interesowało mnie to kim była dla mojego celu i nie zamierzałam odpuścić choćby nie wiem co. Uśmiechnęłam się jeszcze raz serdecznie do moich rozmówczyń i przeprosiłam mówiąc że dalsza nauka mnie wzywa, zaś będąc pod drzwiami komnaty spotkałam kolejną osobę która od paru dni mnie unikała.
- Już myślałam że nie przyjdziesz i sama będę musiała się do ciebie pofatygować.
- Hermiona.
- Wejdźmy do środka, będzie bezpieczniej.
Zaprosiłam swojego gościa do środka, odłożyłam swoje wszystkie rzeczy na biurko oraz rozebrałam się z ubrań wierzchnich a następnie usiadłam na łóżku obok mojej przyjaciółki.
- Ogórki, serio?
- Przepraszam że ci nie powiedziałam wcześniej, jak już zaczęłam coś podejrzewać.
- A kiedy dokładnie zaczęłaś coś podejrzewać?
- Wtedy kiedy okres spóźnił mi się prawie tydzień.
- I nic mi nie powiedziałaś, no wiesz ty co, ja rozumiem że ostatnio nie jestem za bardzo sobą ale bez przesady.
- Wiem, wiem, przepraszam.
- I co?
- Nic, wczoraj dostałam okres, poszłam do Pani Pomfrey która powiedziała mi że to w tym wieku normalne i nie mam się czym martwić.
- Wiesz, to chyba dobrze?
- No tak, jakoś nie wyobrażam sobie siebie w ciąży, szczególnie w tych czasach.
Uśmiechnęłam się do Ginny a ona do mnie, za chwilę miała już w swoich dłoniach wino skrzatów które wyciągnęła ze swojej torby na książki.
- Taki prezent od jednego z wielbicieli.
- Jest ok, bez żadnej trucizny lub innych substancji dodatkowych?
- Spokojnie, sprawdzałam, zresztą to prezent od Nevilla.
- Tak, a twój wąż wie że ktoś daję ci podarunki?
Zaśmiałam się wstając po kieliszki które notabene kiedyś wzięła Ginny z wielkiej sali z myślą że na pewno nam się kiedyś przydadzą.
- Na razie po tej historii z domniemaną ciążą wole go nie stresować bardziej.
- W sumie to racja.
Pierwszy kieliszek, później drugi i nieodłączna rozmowa, a gdy już byłyśmy na końcu butelki szumiało nam naprawdę dobrze w głowie dlatego też leżałyśmy na łóżku patrząc na mój bordowy baldachim u góry łóżka.
- Jakbyś była w ciąży to twoje matka by się wściekła, jej jedyna córeczka, bez szkoły i małżeństwa w czasach jednych z najgorszych z najgorszych, a ojciec tego dziecka to już całkowicie, spalony na wstępie.
- No, moja matka by dostała zawału, nie dość że brzuch to jeszcze z Malfoyem.
Wino z moich ust momentalnie znalazło się na zewnątrz mojej buzi, dokładnie na mojej białej pościeli, dokładnie tak samo szybko jak się podniosłam do siadu.
- Hermiona.
- Draco? Draco jest tym twoim wężem?
- Hermiona, proszę.
- Odpowiedz.
- Tak.
Ginny spuściła wzrok i na nowo położyła się na łóżku, zaś ja wzięłam w swoje ręce swój kieliszek i jednym łykiem opróżniłam go całego. Odłożyłam go obok łóżka i wróciłam do mojej poprzedniej pozycji zaraz po wytarciu się z wina które przed chwilą wyplułam, obróciłam głowę w stronę Ginny a następnie poprosiłam żeby na mnie spojrzała.
- Nie taki zły na jakiego wygląda, co nie?
Powiedziałam do niej, uśmiechając się, dodając jej otuchy. Nie miałam zamiaru jej mówić że nie powinna, że tylko nie to, że ma zrezygnować, chciałam jej oszczędzić tych wszystkich złych i umoralniających słów które na pewno usłyszałaby on innych, bo nie byłam od niej ani gorsza ani lepsza, miałam tak samo jak ona, tylko że u niej to jest chociaż odwzajemnione.
- On naprawdę nie chce być jednym z nich, jest bo musi, ale jeszcze trochę i wszystko się zmieni.
- Rozumiem. Ktoś wie?
- Nie, tylko ty i byłam przekonana że będziesz zła, naprawdę bardzo zła, dlatego też bałam się ci powiedzieć.
- Inni na pewno, ale nie ja. Zresztą ja też ci czegoś nie powiedziałam, też kogoś mam.
- Naprawdę? Dlatego wszystkim odmawiasz. Jak długo?
- No nie to że z nim jestem, bo związkiem tego nie mogę nazwać, bardziej mogę to nazwać znikomą relacją bo moje uczucie pojawiło się już pod koniec tamtego roku, nie pytaj mnie jak bo nie wiem, ono się po prostu pojawiło i tak tkwię w tej swojej niespełnionej miłość.
- Może to jest powód twojego braku chęci do życia, co Hermiona?
Popatrzyłam na uśmiechniętą Ginny przyglądającej mi się z boku, ale to jej chyba nie wystarczyło bo zawisła nade mną przyglądając mi się prosto w moje oczy.
- On wie?
- Nie do końca.
- A ktoś wie?
- Hagrid.
- To Hagrid wie a ja nie? Jesteśmy teraz kwita Hermiona.
- No masz rację, nie zaprzeczę.
Ilość alkoholu dała mi we znaki tak samo jak Ginny bo zaczęłyśmy się śmiać nie wiadomo z czego, ale tak mocno że łzy podeszły nam do oczu.
- Kto to jest? Ty wiesz o mojej tajemnicy, teraz ty ujawnij swoją.
Pokiwałam głową na boki pokazując że nie, ale dalej nie mogłam przestać się śmiać, w sumie tak jak siedząca na mnie Ginny.
- Z jakiego jest domu?
Zagryzłam wargę, uśmiechając się.
- No nie gadaj.
Pokiwałam głową na tak, znowu zagryzając swoją wargę.
- Myślisz o nim co nie? Zagryzasz wargę.
Ginny podniosła głowę z nad mojej i teraz siedziała dalej na mnie ale nie pochylając się tylko przypatrywała mi się z tajemniczym uśmiechem.
- Kto to jest Hermiona? Któryś z kolegów Draco?
- Nie, na pewno nie jest jego kolegą, w sumie ciężko powiedzieć kim on dla niego jest.
Ginny zaczęła się śmiać by następnie znowu się nade mną pochylić a to co powiedziała potwierdziło tylko z jak bardzo inteligentną czarownicom miałam styczność.
- Jaki on jest?
- Że co? Jaki jest co?
- No jaki on jest? Jaki jest Snape sam na sam?
Uśmiechnęłam się w szoku patrząc na Ginny, nie miałam co już ukrywać, mogłam już być szczera i przestać okłamywać ważna dla mnie osobę. Poczułam się z tym lepiej, ale za chwilę przypomniało mi moje ostatnie spotkanie z nim i nie za bardzo wiedziałam jak miałam go opisać Ginny, poza tym do niczego konkretnego tak naprawdę nie doszło i nie wiedziałam czy w ogóle dojdzie.
- Jest, dojrzały, zdecydowany, konkretny, dominujący, wiedzący czego chce, jest taki jakiego potrzebuję.
Uśmiech mi momentalnie zszedł i pojawiły się łzy w moich oczach, które zaczęły płynąć mi po policzkach.
- Wiesz jak teraz jest, szczególnie jak jest u niego.
- Wiem ale ja jestem po prostu głupią małolatką która zakochała się w swoim nauczycielu. Jestem niedojrzałą gówniarą której doskwiera zazdrość, brak zdrowego rozsądku i złość z braku akceptacji z jego strony. On nie potrzebuje takiej, takich to ma na pęczki, przebiera sobie w uczennicach jak chce i która mu akurat pasuje danego dnia, tylko że one przychodzą do niego w konkretnej sprawie, nie chcą zobowiązań a ja nie mogę myśleć inaczej z powodu moich uczuć i cały czas mam nadzieje na coś więcej niż bycie jego kochanką na jedną lub parę nocy, a to nie jest coś czego on potrzebuje. To boli, rozdziera mi to serce na małe kawałeczki a z dnia na dzień coraz gorzej.
- To daj mu to, daj mu to czego on potrzebuje, a później będziemy kombinować. Otwórzmy pierw Pandorę a później zdecydujemy co zrobić jak dowiemy się do ma w środku.
CZYTASZ
Sevmione - Not Always. Część I. +18 (KOREKTA)
RomanceGłośny jęk wydobył się z mojego wnętrza ale moje usta zostały szybko zakryte męską dłonią. Mogłabym uznać to za poniżające, gdyby tylko nie było to tak erotyczne. Coraz mocniej się we mnie kołysał, a uścisk jego dłoni na moich ustach stał się mocnie...