Rozdział 19 - Crème de la crème.

2K 55 10
                                    

 - Flegma, idealna kwintesencja wisienki na torcie.
- Może jej nie będzie, może zostanie w Norze z Billem.
Patrzyłam na Ginny która chodziła w tą i z powrotem w mojej sypialni machając rękami jakby powietrze jej coś zrobiło. Zaś ja spokojnie leżałam na łóżku zastanawiając się nad własną kwintesencją, nad własną wisienką. Wiktor Krum był przystojny, męski i dobrze całował tylko że u niego to po prostu było znośne a nie takie pociągające jak u mojego nauczyciela, było nie sięgające do końcówek czarnej szaty nauczycielskiej którą nosił Snape. Nie że go nie uważałam za naprawdę świetną partię ale po prostu ta partia nie miała tego czegoś, nie miała tego złotego środka, nie miała tego dodatku w postaci drożdży. 
- Słuchasz ty mnie?
- Tak, i odpowiadając na twoje pytanie jak on mógł się z nią zaręczyć to takie samo pytanie mogą sobie zadawać później o tobie i Draco.
Ginny przystanęła spoglądając na mnie.
- A propos Draco, rozmawiałam z nim na temat Pansy. Powiedział że zdawał sobie sprawę że uczennice przychodzą do Snape ale od jakiegoś czasu prawie nie rozmawia z Pansy bo nie ma na to czasu.
Ginny usiadła obok mnie leżącej na łóżku przyglądając mi się poważnie.
- Powiedział że spróbuje z nią porozmawiać. A ty rozmawiałaś o tym ze Snapem?
- Nie za bardzo, niezbyt miałam na to czas. Po ostatnich wydarzeniach z tą dziewczynką miałam dziwne dolegliwość, w końcu profesor Dumbledore wytłumaczył mi dlaczego i dowiedziałam się że jestem, jestem jakby chora.
- Na Merlina, Miona.
Przeniosłam swój wzrok na sufit kładąc się na plecy. Jak mam jej wytłumaczyć to co powiedział mi dyrektor z prostych słowach które nie sprawią jej za dużo bólu?
- Mam w sobie bardzo silną magię która niszczy mój organizm i nie za bardzo wiem jak sobie z nią poradzić, w sumie to nikt nie wie, no oprócz Snape.
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie przerywając ten moment zamartwiania się którego tak nienawidziłam. Ginny idąc moimi śladami, rozumiejąc mnie chyba że współczucie to jest ostatnia rzecz której w tym momencie potrzebuję, odwzajemniła uśmiech przybliżając się swoją rudą głową do moich piersi kładąc się na nich jak na poduszce, ułożyła się i przytulając się do mnie jak ja oglądała sufit z powodu odchylonego mojego czerwonego baldachimu.
- Czyli to nie Voldemort ani żadna choroba?
- W sumie trochę można to nazwać chorobą, Dumbledore nie wie czemu akurat ja, tak po prostu jest i nie ma znaczenia jakiej krwi jest dany czarodziej. Podczas jakiegoś wzbudzenia albo przeżywania czegoś przez mnie moja magia jest nie do zatrzymania, silnie działa rozsiewając wokół mnie silna aurę magiczną, mocno wyczuwalną i działającą na niektóre rzeczy jak i ludzi wokół. Czarownice i czarodzieje jedni wariowali a drudzy sobie radzili, jeszcze innych to zabijało i nie ma konkretnego sposobu leczenie czy pomocy takim osobą jak ja. Ale podczas orgazmu jak i po nim czuję się z nią niesamowicie, idealnie wręcz, jakby była dla mnie życiodajną esencją, wyznacznikiem racji bytu i to jest chyba mój lek. Dumbledore powiedział że mogę ją próbować rozładować tylko nie wiedział jakie mogą być tego konsekwencje i czy to pomoże. Ale poszłam do Snape i poprosiłam go o pomoc i nawet nie sądziłam że tak szybko uda mi się ją znaleźć.
- Łańcuszek do pandory, taka jakby zawieszka. Otworzyłaś pandorę, myślałaś jak do niej dobrać odpowiednie dodatki a tu proszę, jeden z nich sam się napatoczył. Zaś z drugiej strony jest mi cholernie przykro i cholernie się o ciebie martwię, co jeśli to nie będzie skuteczne na tyle żeby pomóc ci na dobre?
- Nie wiem, na razie muszę czekać i nikt ma nie wiedzieć, nawet chłopaki. Tylko że już jutro ma być tutaj Wiktor a on się zna na czarnej magii, boję się że coś wyczuję i nie będę miała możliwość okłamania go że wszystko jest w porządku.

&

O dziwo tego dnia czułam się dobrze, dziękowałam za to że dolegliwość nie był przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Już za parę godzin mieliśmy w swojej szkole powitać gość by późniejszych dniach razem z nimi uroczyście oddać hołd naszym poległym sprzymierzeńcom, pomimo tego że to było trochę nie na miejscu ze względu na to co się działo na świecie. Ale nie mi było o tym decydować, jak byłam tylko uczniem który podlegał regulaminowi szkoły. Idąc korytarzem na eliksiry rozmyślając i wychodząc z zakrętu mocno się od kogoś odbiłam lądując pupą na podłodze. 
- Granger, te twoje kudły już ci oczy zasłaniają czy co?
- Wole już kudły niż takie marne blondwłose coś żyjące własnym życiem na twojej głowię Malfoy.
Popatrzyłam na swojego już wroga numer trzy cały czas siedząc na zimnej podłodze. Pomimo wszystko, pomimo tego że ja wiedziałam nie do końca byłam pewna co on wie, a poza tym pozory muszą być. Na przeciw całemu światu zobaczyłam jego wyciągniętą rękę na znak pomocy przy wstawaniu z czego po chwili zastanowienia skorzystałam.
- Czyżby dzień dobroci z twojej strony?
- Owszem, dla zwierząt.
Uniosłam brew przyglądając mu się z zawistnym wyrazem twarzy, cholerna śliska fretka.
- Na razie Malfoy.
- Na razie Granger.
Każdy z nas poszedł w swoją stronę nie odwracając się za siebie do czasu dopóki sobie nie zdałam sprawy że on przecież powinien być na eliksirach razem ze mną, a pomimo tego poszedł w stronę przeciwną niż lochy. Wzruszyłam ramionami odwracając się w swoją stronę kierując się na lekcje. Wchodząc do sali moi przyjaciele już tam się znajdywali dyskutując o czymś, dołączyłam do nich kładąc swoje rzeczy na stole. 
- Ciekawe jak LavLav będzie reagować na te wszystkie wile które za parę godzin będąc biegać po naszym zamku.
-  Pewnie tak samo jak Cho gdy te spódniczki będą biegać za wybrańcem.
Popatrzyłam się na swoich dwóch przyjaciół którzy w swoich rozmowach byli bezbłędni i nie do podrobienia. Cieszyłam się że Harremu układa się z Cho, ze swoją pierwszą miłością w życiu. Było to słodkie i wprawiające w dobry nastrój, było to taką niespodziewaną namiastką dobra której odłamki były jeszcze obecne w naszym życiu.
- A ty jak tam Miona? Gotowa na przyjazd Wiktora? Chyba cały czas ze sobą piszecie z tego co pamiętam. 
- Od początku tego roku jakoś kontakt nam się urwał.
- Jakoś?
- Zapomniałam.
- Możesz powiedzieć głośniej?
- Zapomniałam mu odpisać na ostatnią wiadomość.
- Zapomniałaś mu odpisać? Proszę cię.
Spojrzałam na Harrego który aż się zaśmiał z naszej rozmowy, ale w sumie nic dziwnego, nigdy nie zapomniałabym nikomu odpisać, no chyba że świadomie z premedytacją.
- Wikuś chyba niezbyt jest z tego powodu pocieszony.
Popatrzyłam na Rona i na jego twarz pełną drwiny oraz zadowolenia z moich słów.
- Za parę godzin wszystko mu wytłumaczę i zapewniam cię, nie będzie miał powodów do nie pocieszenia. 
Działał mi na nerwy drwiąc z każdego chłopaka który pojawiał się blisko mnie, nawet mi nie chodziło o nich, chodziło mi o siebie samą, zachowywał się tak jakby miał jakieś prawa do mojej osoby i to mnie niesamowicie denerwowało. Czy życie nie mogłoby być prostsze, czy nie mogłaby się tak zachowywać osoba u której uczucie zazdrość było by przeze mnie jak najbardziej pożądane? Odwróciłam od nich obu wzrok i zajęłam się swoim eliksirem patrząc na instrukcję na tablicy. Zanim jeszcze zajęłam się składnikami to zdołałam usłyszeć śmiech Harrego i jego słowa po których delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem.
- Coś ci wpadło do oka czy to taki trik nerwowy?
Będąc zajęta swoimi eliksirem przestałam słuchać ich rozmowy ale trzask drzwi skutecznie mnie oderwał od zajęcia, zresztą tak jak resztę naszej klasy. Popatrzyłam na Malfoya który zdając sobie sprawę że każdy na niego spogląda, spuścił wzrok w dół i udał się do swojego miejsca.
- Panie Malfoy, to już kolejne Pana spóźnienie na eliksiry, zaczynam się tym niepokoić. Może powinienem porozmawiać z twoim opiekunem domu? Może profesor Snape będzie bardziej wiedział jak ten problem rozwiązać.
Slughorn zaśmiał się na swój specyficzny sposób kontynuując układanie dokumentów na swoim biurku. Spojrzałam jeszcze raz na Malfoya znad swojego kociołka i zaczęłam się poważnie zastanawiać nad jego zachowaniem. Miał zaczerwienioną twarz i nieobecny wzrok, patrzył na instrukcje i swój kociołek nie za bardzo wiedząc co zrobić. Ginny nic nie mówiła oprócz tego że boi się i jest przemęczony ale w sumie jej też mógł za dużo nie mówić, z dwóch powodów, po pierwsze nie chciał po drugie mógł nie móc, zaś Snape kazał go zostawić i nie zaprzątać sobie tym głowy. Które z nich mówił poprawnie i odpowiednio oraz blisko prawdy? A może tego mogłam się dowiedzieć tylko od źródła? Zerknęłam jeszcze raz na Draco cały czas robiąc eliksir, raz patrzyłam na to co robię a raz na Draco, dopóki nie zorientowałam się że Harry to widzi.

Sevmione - Not Always. Część I. +18 (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz