Rozdział VII

354 22 2
                                    


   Za nim świt ujrzał światło dzienne, wraz z Victorem osiodłaliśmy swoje konie i opuszczając port, ruszyliśmy w kierunku miasta.

   – Czyli mam rozumieć, że okłamywałaś swoich rodziców, potajemnie uciekałaś z pałacu. Poprawka, dalej to robisz. Oraz zadawałaś się z ludźmi niższej rangi? – Zagadnął mężczyzna, śmiejąc się w głos kiedy nasze konie szły równo obok siebie.

   – Tak. – Powiedziałam z dumą w głosie.

   – No cóż, chyba lepiej nie mogłem trafić. – Skwitował i rzucił w moim kierunku świeże jabłko, które wcześniej wyjął z torby uwiązanej przy siodle.

   – Myślałam, że łotry nie dzielą się swoim łupem, Vic. – Parsknęłam, kosztując ze smakiem podarowanego owocu.

   – Możesz czuć się wyjątkowa, Loreen.

   Spojrzeliśmy po sobie z nieukrywaną radością. Iskry w oczach Victora były aż nad to widoczne z czego bardzo się ucieszyłam.

   – Przepraszam za wszystko. – Przyznałam.

   – Myślałem, że damie nie wypada przepraszać. – Zaśmiał się.

    Zaskoczona przełknęłam ostatni kęs jabłka i z cwanym uśmiechem cisnęłam owoc w kierunku mężczyzny. Jego refleks również nie miał sobie równych, natychmiast złapał jabłko i ugryzł je z apetytem.

   – Jesteś niemożliwy. – Pokręciłam głową ze śmiechem.

   – Przyznam, że pomimo wielu prób, tylko twoje towarzystwo daje mi zaskakujący spokój. Jednakże... już za cztery dni...

   – Victorze. – Zatrzymałam konia i spojrzałam na łotra z lekkim uśmiechem. – Zrobię wszystko, aby nie dopuścić do ślubu.

   – Tak mówisz? A jak zamierzasz to niby uczynić? – Zapytał z podstępnym uśmiechem i zeskoczył ze swojego ogiera. Ja również zeszłam z konia i założyłam ręce na piersi wpatrując się w ogromną posturę Victora.

   W oddali słychać było nikły gwar ludzi, a nieopodal ciche rzężenie kół pociągu. Okolica zdawała się być nad wyraz spokojna.

   – No nie wiem. Elron widocznie jest większym tchórzem niż myślałam, był przerażony kiedy... – Westchnęłam, przypominając sobie ten nieokiełznany wzrok łotra. Gęsia skórka prawie natychmiast spowiła moją skórę.

   – Kiedy prawie odstrzeliłem głowy jego posłańcom? – Dokończył Victor, rozumiejąc moje obawy. – Nie wyobrażasz sobie nawet jak się o ciebie wtedy bałem.

   Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam wolnym krokiem do kruczowłosego.

   Kilka ciemnych kosmyków w zwyczaju plątało się wokół jego twarzy, a czarne tęczówki lustrowały mnie z uwagą.

    Uniosłam dłonie na wysokość jego obojczyków i poprawiłam ciemny frak, który miał na sobie. Tak bardzo byłam skupiona na tej czynności, że nie zauważyłam kiedy jedna z jego dłoni wylądowała na moim policzku.

   – Za każdym razem, gdy mnie opuszczasz, czuję jeszcze większą potrzebę, aby do ciebie wrócić. – Przyznałam, gdy okrężnymi ruchami zaczął gładził mój policzek.

   – Loreen. – Powiedział stanowczo i przyciągnął mnie za biodra do siebie. – Masz do kogo wracać. Rozumiesz? Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie wrócić. – Spojrzał w moje oczy tak intensywnie, że moje wargi same rozchyliły się ze zdziwienia.

   Chłopak uniósł dłoń i delikatnie przyciągnął moją twarz bliżej siebie tak, że nasze nosy prawie się stykały. Sam nachylił się nade mną z uśmiechem przez cały czas trzymając mnie blisko.

Dama i Łotr ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz