Rozdział XVIII

294 19 5
                                    


   Od razu gdy pożegnałam się z Victorem, osiodłałam Napoleona i wyruszałam pospiesznie w miasto.

   O tej porze nie było zbyt dużo ludzi, więc bez problemu dotarłam na targ.

   – Hej, spokojnie! – Zwęziłam szybko wodze, gdy ogier zrobił cofkę. – Jesteś równie narwany co twój właściciel. – Dodałam z uśmiechem i poklepałam konia po skarogniadym karku.

   – Jednak łotr ci ufa, więc i ja uczynię to samo.

   Kiedy wreszcie udało mi się go uspokoić, a wierzchowiec zatrzymał się niedaleko stoisk targowych, mogłam w spokoju zsiąść i napawać się widokiem ludzi, którzy gnali w przeróżnych kierunkach nie zatrzymując się ani na chwilę.

   Pociągnęłam lekko za uzdę Napoleona i zabrałam go ze sobą na plac targowy. Po drodze odwiązałam z jego siodła jedną z sakiew, w której znalazło się wystarczająco pieniędzy na zakup jedzenia na najbliższych kilka dni. Rano musiałam się natrudzić aby znaleźć cokolwiek dobrego na śniadanie. Drugi raz nie zamierzałam kombinować.

   Znając kruczowłosego, rzadko kiedy kupował cokolwiek z targu. Wolał kraść i przyznać musiałam, był w tym zadziwiająco dobry. Jednakże teraz byłam sama, a Victor zasługiwał na porządny posiłek niż kilka marnych resztek ze spiżarni.

   – Loreen! – Usłyszałam za sobą znajomy, kobiecy głos. Dlatego w mgnieniu oka odwróciłam się w jego kierunku.

   – Maria. – Posłałam służce serdeczny uśmiech i pomachałam jej na powitanie. – Tak myślałam, że cię tutaj znajdę.

   – Wszystko z tobą dobrze? – Zagaiła, podchodząc do mnie. – Co tu robisz, w dodatku sama?

   Szatynka miała na sobie jasny płaszczyk i kozaki, a ciepłe pończochy dodawały jej swoistego uroku. Jej jak zwykle błękitne oczy zlustrowały uważnie moją osobę, przez co pokręciłam głową uspokajająco.

   – Oczywiście, nic mi nie jest. – Uspokoiłam ją szybko i zerknęłam na ogiera na moimi plecami. – Nie jestem sama. – Dodałam pewnie.

   Maria przewróciła oczami na to stwierdzenie i również spojrzała na konia, a raczej na jego puste siodło.

   – A gdzie...

   – Victor? Na razie nie ma siły nawet wstać z łóżka, a co dopiero gdziekolwiek jechać konno. – Powiedziałam z uśmiechem.

   – Rozumiem. – Pokiwała głową twierdząco i obejrzała mnie od góry do dołu, aby jeszcze raz upewnić się, że nic mi nie jest. – Elrona na razie pilnuje straż. Za kilka dni, gdy najbliższy statek dopłynie do portu zapewne zostanie oddelegowany z Londynu. Jego ojciec jest równie zaskoczony całą sytuacją, co my. – Wyjaśniła spokojnie.

   – I dobrze. – Przyznałam szczerze i zmrużyłam oczy. – Dostanie to na co zasłużył.

   – Mam dla ciebie też drugą dobrą wiadomość.

   – Zamieniam się w słuch.

   Na dowód tego wyprostowałam się i w skupieniu spojrzałam na kobietę.

   – Anthonio zdecydował się przyjechać na wiosnę do Londynu, podobno chciałby poprawić relacje z twoim ojcem. Wygląda na to, że wszystko skończy się szczęśliwie. – Uśmiechnęła się krótko i spojrzała na ludzi, którzy mijali nas w pośpiechu.

   – Za kilka dni wrócę do pałacu, jednak... trudno będzie mi się z nim rozstać. – Westchnęłam cicho, jednak miałam świadomość, że Maria doskonale wiedziała o czym mówię.

Dama i Łotr ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz