Rozdział V

354 24 3
                                    


   Dzień zapowiadał się bardzo dobrze, słońce powoli odsłaniało się na horyzoncie, a jego jasny blask oświetlał spowite w półmroku ulice Londynu.

   Opierałam się o jedną z altan w ogrodzie, w dłoniach trzymając kwiat róży. Nie myślałam o niczym konkretnym po prostu wpatrywałam się w widok przede mną. Już za pięć dni miałam zostać żoną Elrona.

   Promienie słońca wdarły się również do ogrodu, w którym się znajdował. Wszystkie kwiaty o najróżniejszych barwach odsłoniły swoje piękno, a ja nie mogłam wyjść z podziwu.

   Nagle do moich uszu dostał się niespodziewany szelest w okolicy zarośli.

   Zainteresowana podeszłam do wysokiego dębu i ukucnęłam tuż przed krzewem jeżyny. Jednak to co najbardziej przykuło mój wzrok, to mały ptaszek zaplątany w jedną z gałązek ostrego krzewu. Od razu wyciągnęłam dłoń w kierunku ptaszyny.

   – Hej, malutki. – Uśmiechnęłam się, mówiąc prawie szeptem. – Zgubiłeś się? – Zapytałam i wsunęłam swoją dłoń pod nóżki czarnego kosa.

   – Ajć! – Dodałam, zahaczając o kilka wystających kolców. – Wiesz... kogoś mi przypominasz.

   Zaśmiałam się, patrząc w skupieniu na to jak ptak szybko uwalnia się z pułapki i odlatuje.

   – Faktycznie, ty również nie masz zamiaru się poddawać, co?

   Wstałam z lekko wilgotnej trawy i otrzepałam długą, niebieską suknię. I prawie natychmiast podskoczyłam ze strachu, słysząc za plecami czyjś głos.

   – Z kim tak rozmawiasz Loreen? – W ogrodzie pojawił się Elron, jak zwykle ubrany był w biały garnitur.

   Zmrużyłam oczy w odpowiedzi i parsknęłam, podchodząc bliżej mężczyzny.

   – Widzisz go? – Wskazałam na ptaka, lecącego na nieboskłonie. – Tak nigdy nie będzie wyglądać moje życie, gdy cię poślubię.

   Mruknęłam i wyminęłam go szybko. Nim jednak na dobre opuściłam ogród, książę zatrzymał mnie krótkimi słowami.

   – Pójdziesz ze mną na rynek, księżniczko. – Oznajmił spokojnie. – W eskorcie straży oczywiście. Dzisiaj król i królowa chcą ogłosić mieszkańcom nasz nadchodzący ślub.

   – Dlaczego nic o tym nie wiem? – Zaskoczona odwróciłam się w jego kierunku.

   – Teraz już wiesz. – Wzruszył ramionami swobodnie i posłał mi cwany uśmiech. Nie podobało mi się to. – Będę czekał na ciebie na placu. Nie spóźnij się.

   Po tych słowach sprawnym ruchem oddalił się w kierunku pałacu, zostawiając mnie samą w wejściu do ogrodu. Spojrzałam smutno w kierunku, w którym odszedł i wypuściłam cicho powietrze z ust. Następnie i ja udałam się do pałacu.

   Chwilę później, ubrana w białe, wygodne buty za kostki i z płaszczykiem na ramionach wybiegłam z budynku w pośpiechu. Tak jak myślałam, Elron już tam na mnie czekał. Wraz z osiodłanym, siwym koniem.

   – Pomożesz mi? – Spojrzałam na niego, kiedy tylko podeszłam do wodzy klaczy. Koń był naprawdę duży.

   – Loreen, nie rób z siebie aż takiej księżniczki, bo co powiedzą ludzie? Nawet na konia nie potrafi wejść sama. – Zakpił i założył ramiona na piersi. Nikogo nie było w pobliżu oprócz zmierzających w naszym kierunku mężczyzn z eskorty Elrona.

   Zdenerwowałam się, nawet bardzo, ale od początku wiedziałam, że nie będę mogła na nim polegać. Szybko złapałam za siodło, jedną nogę podnosząc jak najwyżej mogłam i zahaczyłam nią o prawe strzemiono. Następnie próbowałam przeskoczyć nad grzbietem konia, ale pierwsza próba oczywiście skończyła się fiaskiem, a ja byłam bardzo blisko spadnięcia na brudną ziemię, gdyby nie to, że w ostatniej chwili chwyciłam się karku zwierzęcia. Odetchnęłam z ulgą i powtórzyłam czynność, tym razem zahaczając nogą o grzbiet konia i tak powoli wdrapałam się na jego szczyt. W sumie zajęło mi to dłużej niż książę mógł się spodziewać.

Dama i Łotr ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz