Nie miałam pojęcia kiedy zmierzch sięgnął swojego szczytu, ale w tamtej chwili zbytnio się tym nie przejęłam. Za to spokojnie przypatrywałam się jak Victor zajmuje miejsce w siodle. Następnie wyciągnął ku mnie swoją dłoń, którą szybko pochwyciłam, zajmując miejsce tuż przed nim.– Może powinien to obejrzeć doktor? – Zagadnęłam, gdy mężczyzna zmusił swojego ogiera do stępu.
– Loreen, miewałem gorsze rany. Po za tym zbyt dużo ludzi mnie tu zna, abym tak po prostu mógł zasięgnąć pomocy u mieszczan. Chyba zdążyłaś zauważyć, że pojawiam się i znikam. – Wyjaśnił. Tym razem nie było potrzeby, aby mnie asekurował, dlatego mogłam się nie co rozluźnić. Chociaż jazda na tym samym koniu wciąż była dla mnie rzeczą krępującą.
– Robi się późno. – Stwierdziłam żeby odgonić niepotrzebne myśli.
– Odstawię cię do domu. Rodzice pewnie się zamartwiają?
– Nie... To znaczy, czy możesz odwieść mnie do Liberty? – Poprawiłam się szybko.
Rodzice raczej martwią się tylko i wyłącznie o mój status, aniżeli o mnie jako człowieka żyjącego, oddychającego i tak dalej.
– Masz na myśli tamtą karczmę? To daleko od dzielnicy, z której cię zabrałem. – Zdziwił się.
– W sumie to... mieszkam bardzo blisko niej, więc nie tak zaraz daleko. – Uśmiechnęłam się zmieszana, chociaż przez panującą ciemność Victor nie mógł tego dostrzec. Mimo wszystko w oddali powoli zapalały się pierwsze latarnie. A raczej za sprawą latarników, którzy im w tym pomagali.
– Rozumiem. – Przystanął na tym i pogonił nie co Napoleona, dzięki czemu ponownie poczułam, że odlatuję, ale na szczęście zdążyłam się złapać grzywy ogiera i nie doprowadzić do sytuacji sprzed pogoni.
Kilka chwil później przed nami jak z pod ziemi wyrosła stara, lecz mająca swój unikalny klimat, tawerna.
Uśmiech sam cisnął się na moje usta, kiedy myślałam o tym, że tym razem wchodzę tam razem z mężczyzną, który ostatnim razem doprowadził mnie niemalże o zawał serca. Jego postura wciąż przerażała, ale nie taki diabeł straszny jak go malują.
Victor również miał swój unikalny charakter. Widać nie często zdarzało mu się porywać damy, ale nie miał nic przeciwko mojemu towarzystwu. Nas oboje dzieliła jedna, wspólna rzecz.
– To może jak już tu jesteśmy, pokażesz mi jak tańczysz solo? – Zaśmiał się chłopak, a ja miałam ochotę spalić się ze wstydu.
– Jesteś pewien? – Upewniłam się, mając nadzieję, że zmieni zdanie.
Miałam dziwne przeczucie, że taniec przed obcymi ludźmi, a przed Victorem to dwie różne rzeczy. Mężczyzna bowiem miał w sobie niepowtarzalną aurę, która aż biła od wzroku jego ciemnych jak noc oczu. Jednocześnie mnie przerażał, zaś z drugiej strony pragnęłam spędzić z nim trochę więcej czasu. Pierwszy raz od lat czułam się naprawdę wolna.
Wiem, że w ten sposób łamałam wszystkie możliwe zasady narzucone przez matkę. Po pierwsze, nie do pomyślenia było bratać się z obcymi ludźmi. Po drugie, wymykać się samej z pałacu. Po trzecie, być tak bardzo nieodpowiedzialną i ufać osobie, którą widzi się drugi raz w życiu. Ale ja nigdy nie miałam zamiaru stosować się do zasad rodziców, a niezależność aż biła z mojego serca. Pragnęłam jedynie uwolnić się z tej klatki, w której w dalszym ciągu trzyma mnie para arystokracka.
Moje rozmyślenia przerwał fakt, że przez ten cały czas stałam przed Victorem jak słup soli, kiedy on w tym czasie uważnie mi się przyglądał. Prawie natychmiast się opamiętałam, chodź nie umkło jego uwadze to, że się zarumieniłam. Jego niski baryton aż rozbrzmiał bo karczmie krótką salwą śmiechu.
CZYTASZ
Dama i Łotr ✓
RomanceMiłość ich stworzyła, miłość wyznaczyła im drogę, chroniła ich i czuwała nad nimi. Dopóki trwa miłość, są bezpieczni. Kiedy Anglia wchodzi w okres rewolucji przemysłowej na przełomie XVIII wieku, a Londyn zyskuje upragnioną sławę, na dworze króle...