Rozdział XV

257 19 2
                                    


   Zaledwie dwa miesiące temu spotkałam go zupełnie przypadkiem.

   Narodził we mnie coś, co za każdym razem gdy go widziałam wzbudzało we mnie głęboko ukrytą intrygę.

   A później... nie mogłam sobie wyobrazić życia bez niego.

   Miłość nigdy nie była taka sama. Nie miała jednego, ustalonego schematu, którym można było się kierować.

   I pomyśleć, że dzięki niej zakochałam się w łotrze...

   Victor od lat radził sobie sam, zdobywał doświadczenie po przez własne błędy. Nigdy nie sprzeciwiał się własnemu losowi, który sprowadził na niego miano złoczyńcy. Bo w głębi duszy kruczowłosy był człowiekiem honorowym, opiekuńczym i pełnym miłości. Jednakże... nieugięty charakter, pociągająca aura tajemniczości czy też nieokiełznana, tląca się w jego sercu dzikość, niezaprzeczalnie również były jego nieodłącznym elementem.

   Wzbudzał we mnie tyle emocji, o których przed laty mogłam jedynie pomarzyć. Czynił ze mnie nie królewnę, która posiadała tak wiele i jednocześnie nie miała nic, a najbliższą jego sercu osobę, którą obdarzył uczuciem.

   Więc jaka tak naprawdę była ta miłość? Czy można było ją utożsamić z wolnością? Czy można czuć się wolnym przy osobie, za którą poczuwamy się odpowiedzialni?

   Jednego byłam w stu procentach pewna. Przy łotrze taka wolność stała się jak najbardziej prawdziwą. I dlatego musiałam walczyć do końca, aby złapać ją w swoje ramiona i nigdy więcej nie pozwolić uciec.

   A dzięki temu, że Victor zawsze był w pobliżu, na moich plecach wyrastały potężne skrzydła, którymi musiałam utorować sobie drogę do prawdziwej wolności.

   Jak ptak, który sam uwolnił się ze złotej klatki.

   Słońce nie zdążyło jeszcze zajść za horyzontem. Jego jasne promienie oświetlały ponure ulice Londynu, a na budynkach czy też starych kamienicach odznaczał się przyjemny dla oczu blask. Pomarańczowo fioletowy kolor na nieboskłonie był oznaką nadchodzącego wieczoru, a także chwili, gdy moja bezradność była ponad moją odwagę.

   To właśnie ten czas, w którym miałam zostać żoną hiszpańskiego księcia i raz na zawsze pożegnać wymarzoną wizję wolności.

   Nigdy nie widziałam siebie w roli królowej. Nigdy też nie wyobrażałam sobie życia u boku arystokraty. Za każdym razem moje myśli uciekały w kierunku mieszczan, moich poddanych, a także wszystkich ludzi, którzy wiedli spokojne życie, po za bramami dworu królewskiego. Marzyłam o tym, aby zamieszkać w małym domku, najlepiej z dala od wszelkiego zgiełku i cieszyć się życiem. Nie pragnęłam, aby służba wyręczała mnie w większości obowiązków. Chciałam na wszystko zapracować sama.

   Taką swobodę w moich czasach mogłam otrzymać jedynie, dzięki własnej, niezaprzeczalnie silnej woli. Jednakże, aby ta wola we mnie zaiskrzyła musiałam ustanowić pewne zasady.

   W końcu obiecałam Elronowi jedną rzecz, a mianowicie udowodnić księciu, że mylił się co do mnie.

   Dwa, siwe rumaki zatrzymały się na polecenie woźnicy z łoskotem uderzając przy tym o wierzch brukowej drogi, a ja odetchnęłam cicho, czując wewnątrz rosnące napięcie.

   Drzwi powozu otworzyły się z rozmachem a służba, który ukłonił się uniżenie zachęcił mnie oraz królową do opuszczenia bryczki. Pierwsza w zwyczaju miała wysiąść moja matka, a dopiero po niej. ja.

   Opuszczając niewielki pojazd, po którego obu stronach zwisały długie, kremowe tkaniny, robiące za zasłony i przyodziane różami, miałam mieszane uczucia. Wiele mieszczan zebrało się na dziedzińcu z zaproszenia króla, a na samym środku mogłam dopatrzeć się miejsca, gdzie ja i Elron mieliśmy złożyć sobie przysięgę małżeńską.

Dama i Łotr ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz