Rozdział VIII

362 21 5
                                    


   Zacięcie wpatrywałam się w zapisaną przeze mnie kartkę papieru, na której grafit z ołówka był widoczny nawet dla Marii, siedzącej w skupieniu po drugiej stronie komnaty.

   – Anthonio... więc to jego mam szukać? – Odwróciłam się przodem do starszej kobiety i przechyliłam głowę pytająco. – Ten Thony, którego bujna blond czupryna śniła mi się w dzieciństwie po nocach za każdym razem, gdy zabierał moje zabawki? To jest mój kuzyn?

   – Mówiłam ci już, że to się nie uda. – Westchnęła zrezygnowana i spojrzała na mnie z wyrzutem.

   – Muszę tylko pojechać do Bradford i go znaleźć. – Powiedziałam na wdechu, przez co służka kompletnie straciła do mnie rachubę, opadając bezwładnie na fotel.

   – Jeżeli twój ojciec się o tym dowie... – Zaczęła.

   – Sama zamierzam mu o tym powiedzieć. – Wypaliłam, hardo patrząc w oczy szatynki. – Teraz, gdy wiem... Może jest jeszcze szansa.

   – Zwariowałaś Loreen?! – Podniosła się do pionu i zaczęła ochoczo gestykulować rękoma. – Król ma swoje powody, aby nie oddawać w jego ręce korony...

   – O czym ty mówisz? – Pokręciłam głową z westchnieniem i podeszłam do okna. – Nie ważne, jutro z samego rana zamierzam dopiąć swego. To mój ostatni dzień, który zamierzam wykorzystać i nie przeszkodzi mi w tym nawet moja własna matka.

   Postanowiłam i oparłam się o framugę wielkiego okna. Po całej nieprzespanej nocy marzyłam tylko i wyłącznie o miękkim łóżku. 

   – Panienko, przemyśl to jeszcze na spokojnie. – Dodała i zajęła się własnymi sprawami, a ja mogłam spokojnie odpocząć.

   Kiedy wreszcie nastał poranek, co oznaczało, że już następnego dnia miałam wziąć ślub z Elronem, szybko wybiegłam ze swojej komnaty. Od Marii dowiedziałam się, że mój ojciec znajdował w swoim gabinecie i dopiero co wrócił z miasta. Musiałam z nim porozmawiać.

   Kartkę, na której miałam zapisane wszystkie dane gdzie mam szukać mojego kuzyna wcisnęłam pod wstążkę długiej w kolorze liliowym sukni i sprawnym ruchem pociągnęłam za klamkę, gdzie znajdowało się pomieszczenie, w którym mój ojciec spędzał praktycznie większość swojego czasu o ile nie był po za domem.

   – Tato... – Zaczęłam, otwierając drzwi na oścież. – Musimy porozmawiać.

   Staruszek spojrzał na mnie znad stosu papierów ułożonych na sporym biurku. Jego gabinet był o wiele mniejszy od mojej komnaty, ale bardzo przytulny. Wokoło znajdowały się pułki z najróżniejszymi książkami czy encyklopediami. Nie zabrakło również starych, skórzanych foteli. Całe pomieszczenie utrzymane było w ciemniejszych tonacjach brązu i szarości.

   – Loreen? – Popatrzył na mnie pytająco i odsunął papiery na bok, aby lepiej mi się przyjrzeć. – Dopiero szósta rano, o czym chcesz ze mną rozmawiać o tak wczesnej godzinie? – Zapytał niepewnie, poprawiając okulary, które opadły mu na czubek nosa.

   – O mnie, o Elronie i o jutrzejszym ślubie. – Powiedziałam na wdechu.

   Może nie była to odpowiednia chwila, aby się sprzeciwiać własnemu ojcu, w dodatku służki przez ostatnie dni spędzały wiele czasu w mojej komnacie, aby dobrać dla mnie odpowiednią suknię na jutrzejszy dzień, a Maria pokusiła się o wybór kwiatów, które najbardziej pasowałyby mi do wieńca. Ale nie miałam innego wyjścia, bo wyglądało na to, że w tym pałacu tylko ja miałam inne zdanie.

   – Lorie, mówiłem ci już, że...

   – Tato. – Powtórzyłam spokojnie, wtrącając się mu w zdanie, ale naprawdę nie miałam ochoty wysłuchiwać w kółko tego samego. – Jestem już dorosła, potrafię podejmować decyzje.

Dama i Łotr ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz