Rozdział XI

305 22 4
                                    


   Z zapartym tchem rozglądałam się po wielkiej sali, gdzie ćwiczyło kilka osób. Nie mogłam się napatrzeć tym wszystkim rodzajom tańca, których nigdy nie miałam okazji poznać.

   – Organizujemy dzisiaj coroczny festiwal z okazji rocznicy założenia szkoły. – Odezwał się za mną Anthonio. – Ty i Victor macie moje zaproszenie.

   – Na pewno przyjdziemy. – Posłałam blondynowi zadowolony uśmiech i omiotłam wzrokiem pomieszczenie.

   W rogu sali układ ćwiczyło pięć baletnic, które pod czujnym okiem nadzorowała Grace. Zaś po przeciwnej stronie tyle samo mężczyzn, ćwiczących nieznany mi układ. Nie przypominało to baletu, ani żadnego innego tańca, który miałam okazję dotąd poznać.

   Na przeciw drzwi wejściowych w moje oczy rzuciła się spora, czerwona kotara. Na tle jasnych barw prezentowała się idealnie. Orkiestra w rogu sali cicho grała, aby zrobić nastrój w całym pomieszczeniu.

   – Nigdy bym nie przypuszczała, że zostaniesz właścicielem najlepszej szkoły tańca w tej części Anglii. – Przyznałam, kątem oka widząc jak mój łotr z zaciekawieniem rozgląda się po sali.

   – Dobrze wiesz, że zawsze kochałem taki rodzaj spędzania wolnego czasu. Zresztą to ty mnie zainspirowałaś, Loreen. – Powiedział szczerze Thony, zrównując ze mną krok kiedy w spokoju przemierzaliśmy drogę pomiędzy stojącymi na środku krzesłami.

   – Jak to? – Zdziwiłam się, uważnie patrząc na zielonookiego.

   – Twoja zawziętość... – Zamyślił się na sekundę, wracając wspomnieniami do dawnych lat. – Podziwiałem twój charakter. Robiłaś wszystko, aby osiągnąć upragniony cel. Pomimo, że twoi rodzice nie uznawali twojego talentu. Wiesz... gdyby nie trzymali cię ciągle w pałacu możliwe, że dzisiaj byłabyś gwiazdą wieczoru. Dobrze pamiętam jak wspaniale tańczyłaś.

   Blondyn spojrzał na mnie z podziwem w oczach, a ja zarumieniłam się na jego słowa.

   – Nic się nie zmieniło.

   – Oh, doprawdy? – Zastanowił się nad moimi słowami po czym uśmiechnął tajemniczo. – To może pokażesz na co cię stać podczas festiwalu? Po występie każdy w zwyczaju dołącza się do wspólnego świętowania więc nie widzę problemu.

   – Bardzo chętnie. – Zatrzymałam się na chwilę i przymknęłam oczy. – Pamiętasz może Marię? – Spojrzałam na chłopaka pytająco.

   – Dokuczaliśmy jej zawsze, kiedy zabraniała nam biegać po pałacu. – Zaśmiał się, przypominając tamte chwile.

   – Jako jedyna wie, że pojechałam do Bradford. W dodatku z Victorem.

   Anthonio przyjrzał mi się uważnie po czym uniósł brwi w zdziwieniu.

   – O nim twoi rodzice pewnie też nie mają pojęcia, co? Ale ja doskonale widzę jak na niego spoglądasz, Lorieee. – Uśmiechnął się słodko. – Z uwielbieniem.

   Zdziwiona zarumieniłam się, próbując powstrzymać cichy okrzyk zaskoczenia. Jak on mógł tak bezceremonialnie ogłaszać mi takie rzeczy.

   – Przesadzasz. – Przewróciłam oczami. – Rodzice już wybrali mi kandydata na męża. – Mruknęłam, momentalnie tracąc dobry humor.

   – Kim jest ten nieszczęśnik? Bo nie uwierzę, że przyjmiesz go z szeroko otwartymi ramionami.

   Pokręciłam głową na jego słowa i westchnęłam cicho, rozglądając się wokoło czy na pewno nikt nas nie podsłuchuje.

Dama i Łotr ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz