Rozdział I

595 30 2
                                    


   Koniec lata zbliżał się nieubłaganie szybko, a na ulicach Londynu wciąż można było dostrzec spieszących się na pociąg ludzi. Rewolucja przemysłowa przyniosła nam wiele korzyści, dzięki niej mój ojciec otrzymał pod swoje skrzydła cały system angielskich kolei. W naszym mieście pojawiło się znacznie więcej dróg i mostów niż kiedyś, a co za tym idzie również o wiele więcej dużych fabryk. Praktycznie na każdym kroku można było spostrzec ulatniający się z kominów dym, a w oddali charakterystyczny szum uderzających o szyny, kół tych nowoczesnych maszyn.

   Wciąż z trudem przychodziło mi przyznawanie się do tego, że nigdy w swoim osiemnastoletnim życiu nie podróżowałam pociągiem. W moich czasach stanowiło to plamę na honorze, jednakże rodzice nigdy nie zabierali mnie ze sobą na żadną podróż. Stąd też nie miałam okazji nabyć doświadczenia w tej dziedzinie, chociaż od dziecka marzyłam o podróżowaniu i zwiedzaniu świata.

   Jednakże, jeżeli poślubiłabym księcia Elrona, moje miejsce już na zawsze pozostałoby na dworze królewskim. A tego obawiałam się najbardziej.

   Z taką myślą obserwowałam ze swojego balkonu spieszących się na pociąg ludzi. Większość z nich, a zwłaszcza mężczyźni odziani byli w ciemne garnitury oraz tego samego koloru kapelusze, natomiast w rękach najczęściej trzymali parasol bądź walizkę. Niektórzy przechadzali się spokojnie w towarzystwie pięknie ubranych kobiet, które nosiły suknie tak długie jak zasłony na okiennicach. I w cale nie dziwił mnie ten widok, mieszkałam w dość bogatej dzielnicy, gdzie praktycznie na każdym kroku mój ojciec ustawił straż, aby mieć wszystko pod kontrolą i pilnować porządku. Chociaż większość z nich już przyzwyczaiła się do przymykania oczu na moje drobne występki kiedy miałam dość siedzenia pośród czterech ścian. A było to niemalże moją codziennością. Kiedy oboje moich rodziców było w domu, nie mogłam nawet wyściubić nosa po za "pałac" (bardzo bogate wnętrze sporego domu przypominającego staromodną willę, tutaj określane jako pałac).

   Jednak... moje myśli ciągle uciekały w zupełnie innym kierunku. A ja doskonałe zdawałam sobie sprawę z tego, co było powodem takiego stanu rzeczy.

   – Znów myślisz o tym mężczyźnie z karczmy? – Zagaiła Maria, schylając się co jakiś czas, aby zmieść kurz spod szafek w moim dość dużym pokoju.

   Odwróciłam się w jej kierunku i nie czekając długo, wzięłam w dłoń opartą o jedną z framug miotłę, po czym tanecznym krokiem zaczęłam zamiatać drewnianą podłogę.

   – Oczywiście! Nigdy nie spotkałam kogoś takiego... On miał w sobie coś, przez co teraz nie mogę przestać myśleć o tamtym tańcu. – Aby podkreślić moje słowa obróciłam się kilkakrotnie wokół własnej osi, dostatecznie oddając się w  objęcia wyobraźni.

   Maria podniosła się do pionu ze zdziwioną miną. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że gdy pamiętnego wieczoru wróciłam do pałacu, byłam tak zachwycona, a jednocześnie podekscytowana jak nigdy. To ją dostatecznie skłoniło do tego, aby później wypytywać mnie o to na każdym kroku.

   – Może on nie jest taki jak ci się zdawało. Kto wie z jakiej rodziny się wywodzi. Masz szczęście, że w karczmie było dużo osób, inaczej kto wie co mógłby uczynić taki podejrzany typ.

   Po czym dodała:

   – Ale wiesz Loreen, minął już prawie miesiąc od tamtego spotkania. Przecież nie widziałaś go później w Libercie, Adeline również. Na pewno był to czysty przypadek, zresztą książę Elron...

   I jak ciężki kamień, spadający na mnie z impetem, wyrwałam się z tego rozmarzonego stanu słysząc jego imię. Moja mina natychmiast stała się ponura i skonsternowana.

Dama i Łotr ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz