Rozdział dwudziesty drugi

221 11 0
                                    

Syriusz po rozmowie z Regulusem był ewidentnie nie w sosie. Nie chcieliśmy poruszać tego tematu. Jeśli zechce to nam powie.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że od tej rozmowy minęły dwa tygodnie, a obaj Blackowie zachowywali się dziwnie. Mało się odzywali, co w przypadku starszego z nich było rzadko spotykane. W sumie nie powinnam się dziwić. Ja też się czułam dziwnie w tej szkole. W ciągu wakacji zmieniło się bardzo wiele. Starałam się o tym nie myśleć. Pogrążyłam się w życiu naszej paczki. Remus ewidentnie coś skrywał, Ivy i Harriet nie chciały przebywać z "cudownymi parkami", Syriusz i Isla kłócili się o tajemnicę chłopaka. Jedynie ja i James zostaliśmy normalni.

Siedziałam na Wieży Astronomicznej i czekałam na Jamesa. Pomimo, że to dopiero początki września, świat był tak spowity w mroku, że na pogodę również to wpłynęło. Miałam na sobie ciepłą bluzę i szalik. Ktoś zakrył mi oczy, a ja pospiesznie się odwróciłam.
- Komu ukradłaś? - spytał chłopak.
- Syriusz dał mi ją dwa lata temu. Nie miej mu tego za złe - odparłam, a on się zaśmiał i delikatnie mnie pocałował w czoło.
- Spokojnie. Radzę sobie z zazdrością - podszedł do barierki.
- Długo ci to nie zajęło - stanęłam obok niego i wpatrywałam się w bliżej nieokreślony punkt.
- Pogoda jest w tym roku ohydna - stwierdził.
- Nie zauważyłam. Nastają ciężkie czasy, Jamie. Musimy trzymać się razem.
- Wiem, Maeve. Obiecaj mi - spojrzał na mnie, a ja odwróciłam twarz w jego stronę - że nie ważne co się stanie, ogólnie albo mi, a twoje życie będzie zagrożone, uciekniesz, schowasz się i o mnie zapomnisz.
- Nie zrobię tego. Nie zapomnę o tobie, James.
- O! To tutaj jakieś rande wuszki. Już nie przeszkadzam.
- Harper, znowu coś brałaś - byłam wściekła.
- Nie, no coś ty - młodsza podeszła do starszej i zmusiła do spojrzenia na siebie.
- Czemu znowu kłamiesz? Mam tego dość, Harper. James, chodź.
- Zostań, Maeve.
- Nie.
- Proszę.
- Zrozum do jasnej cholery, że nie możesz tego robić.
- Nie jesteś moją matką.
- Może dlatego, że ona już nie żyje. Jeśli tak to ma wyglądać, Harper. Nie zostawiasz mi wyboru. James, chodźmy.
- Powiedziałam coś! - wrzasnęła na całe pomieszczenie.
- Nie dam się znowu skrzywdzić. Wybieraj, Harper, albo rodzina, albo dragi - starałam się zachować spokój.
- Skoro tak stawiasz sytuację - zawahała się.
- Skończysz z tym? - spytałam.
- Chora jesteś? Wypieprzaj stąd! Nie potrzebuję cię! Zanim się zjawiłaś wszystko było łatwiejsze! - podeszła. Nawet nie wiedziałam kiedy. Zostałam spoliczkowana i pchnięta w stronę schodów. - Spieprzaj! No już! Bądź takim samym cykorem jak twój "wzór" nasza tchórzliwa mamusia!
- Nienawidzę cię - wysyczałam i zaczęłam biec po schodach. Za sobą usłyszałam upadające ciało i kogoś zbiegającego za mną.

Zostałam przytulona. Od razu wiedziałam, że to James i zaczęłam płakać. Cieszyłam się w tym momencie, że go mam.



Miau//J.P. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz