Rozdział dwudziesty szósty

213 10 0
                                    

Po obiedzie tata przyniósł tort. Zanim zdmuchnęłam świeczki, każdy postanowił złożyć mi życzenia. Pomysł taty.
- Mogę pierwsza? - spytała Cassiopeia, a ja wiedziałam, że to się źle skończy.
- Prosimy - rzucił tata.
- Kurna - zaklęłam pod nosem.
- Maeve, życzę ci wszystkiego czego sobie tylko zapragniesz - powiedziała i przytuliła mnie - A szczególnie tego co spotkało twoją matkę. Ojciec już cię nie kocha - dodała, a ja ją pchnęłam.
- Wyjdź. Nie chcę cię więcej widzieć w tym domu - syknęłam w jej stronę.
- Maeve, co cię opętało? - spytał tata.
- Twoja flądra życzyła mi śmierci - warknęłam. - Jeśli staniesz po jej stronie, wyniosę się stąd.
- Ona kłamie. Calebku, znasz mnie przecież - skłamała.
- Muszę przemyśleć to wszystko.
- O czym ty chcesz myśleć? Obraża mnie i moją matkę!
- Maeve, jeśli to dziecko jest moje, nie mogę jej zostawić.
- Tak jak zostawiłeś mnie?
- Właśnie.
- No to super, jeszcze niech się tu wprowadzi!
- Właściwie czemu nie? Cassiopeio, co ty na to? - spytał tata, a ja nawet się nie odezwałam. Byłam wściekła. James nawet nie próbował mnie uspokoić.
- Calebku, cudowna propozycja! - pisnęła i rzuciła się ojcu na szyję. - Tylko kiedy?
- Nawet teraz, Cassie!
- Wyprowadzam się - rzuciłam.
- I gdzie niby pójdziesz? - zaśmiała się laska mojego ojca.
- Nawet pod most. Byle jak najdalej od was. Ciesz się, tatusiu. Załadunek ciężarówki będzie łatwiejszy - odparłam.
- Pójdzie do mnie. Coś nie odpowiada? - spytał James, gdy mój ojciec i macocha chcieli coś powiedzieć.
- Nie zgadzam się! Jeszcze bachora przyniesie! - pisnęła Cassiopeia.
- Ty masz akurat gówno do gadania - odparłam i poszłam do swojego pokoju.

Trzasnęłam drzwiami i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam kufer i zaczęłam pakować wszystko co miałam w meblu. Usłyszałam kroki przy drzwiach. Nie chciałam się odwracać. Nie musieli znowu znosić mojej złości. Mimo to nie zostawili mnie. Ze strony Isli usłyszałam jedynie "to ja też się spakuję", a James zaczął mnie gładzić po głowie.
- Miau, wszystko będzie dobrze. Wrócisz do mnie po prostu. W sensie do mojego domu - stwierdził.
- James nie mogę wam się znowu zwalać na głowę - powiedziałam.
- Możesz i zrobisz to. Nie masz wyboru - odparł.
- Nienawidzę cię - rzuciłam.
- Ja ciebie też - odrzekł i pocałował mnie w czoło.

Dokończyłam się pakować i wyszliśmy z pokoju. Syriusz i James wzięli prezenty, a Isla zbiegła ze swoim kufrem po schodach. Black postanowił wrócić autobusem. Chwyciłam Jamesa za dłoń i deportowaliśmy się do jego domu.
- Tak szybko wróciłeś? - jego mama weszła do przedpokoju.
- Dzień dobry, pani Potter - powiedziałam, a ona się uśmiechnęła.
- Dzień dobry, słoneczko. Co narobiłeś, James? Ledwo z domu wyszedłeś i się nachlałeś z Syriuszem, tak?
- Nie, mamo, jestem trzeźwy. Mogłaby się Maeve do nas wprowadzić? - spytał.
- Oczywiście! Wcześniej nie powinna się była w ogóle wyprowadzać. Kanalia jaką była, taką pozostanie. Idźcie, rozpakujcie moją synową i zejdźcie. Zrobię jakiś tort.

Poszliśmy na górę. Chwilę po nas do pokoju wszedł Syriusz. Poprosił mnie żebym najpierw otworzyła prezenty.

Co dostałam? Od Isli - naszyjnik z dużym G, od Harriet - "zestaw introwertyka" idealny na jesień, czyli koc, termos z pudełkiem herbaty, ciepłe rajstopy i książkę, od Ivy - futerkową poduszkę i aloes, od Lily - dwa woreczki z cukierkami oraz kolczyki, od Cassiopeii - rachunek za karton i ozdobny papier, od Remusa - czekolady różnych smaków i kilka paczek fasolek Bertiego Botta, od Syriusza i Jamesa - motor, na którym Black obiecał mnie nauczyć jeździć, od ojca? Wyrzucenie mnie z domu.




Miau//J.P. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz