Rozdział dziewiąty

316 15 2
                                    

Doszliśmy do biblioteki. Ivy już na nas czekała. Gdy zobaczyła mnie w towarzystwie Jamesa, wyraźnie zdębiała. Przytuliłam ją na powitanie i usiedliśmy naprzeciwko niej. Dziewczyna wyciągnęła podręczniki z zielarstwa i rozłożyła je przed nami. 
- Potter, co cię nakłoniło do przyjścia? - spytała moja przyjaciółka szeptem.
- Kocimiętka potrafi przekonywać - puścił mi oczko, a ja się zaśmiałam cicho.
- Chciał przyjść to go zabrałam ze sobą - odparłam tym samym tonem co ona.
- Wy coś ten? - zapytała nieśmiało, a James spojrzał na mnie.
- Nie... chyba... nie... James? - speszyłam się lekko.
- Jeśli chodzi ci o to czy jest coś pomiędzy nami to tak - powiedział, a ja wytrzeszczyłam oczy. - Przyjaźń - odetchnęłam, a Ivy się zaśmiała.
- Jesteś głupi, Rogaś - stuknęłam go w ramię i otworzyłam podręcznik, po czym oparłam się plecami o ramię Pottera.
- Kobieto, ile ty ważysz? - spytał ze śmiechem.
- Twierdzisz, że jestem gruba? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie. Twierdzę, że masz zbyt kościste plecy - odparł.
- Przeszkadza ci to? - zapytałam i chciałam się już podnieść. On za to zrobił coś innego.

Huncwot usiadł okrakiem na ławce i przyciągnął mnie bym opierała się plecami o jego klatkę piersiową. Położyłam nogi na siedzisku i trzymałam książkę tak, byśmy oboje mogli czytać dany temat. Siedzieliśmy w ten sposób około dwie godziny. 

Oddałam podręcznik Roy i podniosłam się. Rogacz również wstał i postanowiliśmy odprowadzić ciemnoskórą do wieży zachodniej. Całą drogę się wydurnialiśmy. James okazał się osobą, która wiedziała co zrobić by kogoś rozbawić.
- Ives, masz kontakt z Islą? - spytałam, a ona pokiwała przecząco głową.
- Porozmawiaj z nią, Cindy. Mieszkacie razem a nie odzywacie się do siebie od kilku miesięcy - odparła.
- Odprowadzę cię, Miau - zaproponował James, a ja przytaknęłam.

Pod wieżą, w której znajdował się pokój wspólny Krukonów, pożegnaliśmy się z Ivy i ruszyliśmy w kierunku kuchni. Schodziliśmy po schodach, gdy Rogaś nagle zadał niezbyt przyjemne pytanie.
- Jak tam mama?
- Słabo z nią - odparłam ze skwaszoną miną.
- Jeju, Gerberku zapomniałem! Przepraszam! Ogromnie nie chciałem - ogromnie się zawstydził.
- Nie, Jamie, spokojnie. Ona chce tego. Odstawiła lekarstwa. Przestała jeździć na chemię. Jest nastawiona na zostawienie mnie i Bethany - wyjaśniłam, pomimo, że łzy cisnęły mi się do oczu, a głos łamał.
- No właśnie. Co z wami? - spytał.
- Bethany ma zamieszkać u swojej chrzestnej - odparłam.
- A ty? Nie możesz zamieszkać z nimi? - nie rozumiał tego.
- Ciotka się nie zgodziła. Według niej Beth to wystarczający wysiłek. Ja jestem skazana na siebie -  odrzekłam.
- Zamieszkaj u mnie - zaproponował.
- James... ja... co na to twoi rodzice?
- Powinni się zgodzić. Przedstawię im całą sytuację.
- Nie chcę sprawiać...
- Maeve, przestań. Nie będziesz problemem. Nie możesz zostać bez opieki.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła - powiedziałam i przytuliłam chłopaka.
- Maeve Cindy Gelbero! - usłyszeliśmy krzyk.
- Czego chcesz, Rosier? - spytał James, odwracając głowę w stronę Ślizgona.
- Oddaj mi MOJĄ dziewczynę - syknął.
- Evan! Nie jestem twoją dziewczyną, już prędzej wolałabym pocałować Wielką Kałamarnicę z jeziora niż być z tobą przez pięć minut. Odpieprz się w końcu ode mnie, bo za siebie nie ręczę - powiedziałam i odciągnęłam Huncwota od drugiego chłopaka.
- Pajac - rzucił Potter, a ja go szturchnęłam ze śmiechem.

Zatrzymaliśmy się przed pokojem wspólnym Puchonów. Przytuliłam chłopaka na pożegnanie, ale gdy miał już odejść, chwyciłam go za przedramię.
- Jamie... Proszę, uważaj na siebie. Rosier nie jest normalny - powiedziałam, a on się uśmiechnął.
- Spokojnie, kocimiętko. Ten pacan nawet się nie skapnie, że jestem już na górze - puścił mi oczko i poszedł. 

Wystukałam hasło i weszłam do środka. Uderzył mnie zapach drewna. Przeszłam przez salon i ruszyłam do swojego dormitorium. W sypialni siedziała Gagnon. Olała mnie, a ja postanowiłam pójść za radą Ivy. Usiadłam na łóżku Isli, a ta popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Musimy porozmawiać - powiedziałam.
- W końcu zrozumiałaś i skończyłaś przyjaźń z tymi idiotami? - spytała.
- Nie i nie zamierzam. Chłopcy są dla mnie tak samo ważni jak ty. Jeśli jesteś moją przyjaciółką to to zrozumiesz i ich zaakceptujesz, a jeśli tego nie zrobisz, to znaczy, że to z tobą jest coś nie tak, a nie ze mną i Huncwotami - odparłam.
- Ja... muszę to przemyśleć - wyjąkała.

Miau//J.P. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz