Levi od kilku godzin był już w swoim domu. Jego ojciec, gdy go zobaczył nie zrobił nic. Nie zapytał co tutaj robi i czemu uciekł ze szkoły. Chłopakowi to nie przeszkadzało, było nawet lepiej, dobrze, że nie zapytał, bo co by mu powiedział? „Tatusiu uciekłem ze szkoły, bo chłopak na, którym mi zależało wykorzystał moje uczucia?". Nie potrafię na niego patrzeć? Co, by to Ojca obchodziło. On ma ważniejsze sprawy na głowie niż problemy własnego syna. Tak, jak z Williamem było łatwo, tak nie będzie z Lisą. Zaraz zacznie zadawać masę pytań na które Levi nie będzie chciał odpowiadać. Jest za młoda i nie zrozumie takich spraw. Dla niej wszystko jest proste. Nie musi sama zbliżać się do Czarnego Pana i śmierciożerców. Jeszcze nic nie wie o prawdziwych problemach.
Brunet po tym, jak został w domu sam z siostrą, która nie wiedziała jeszcze o przyjeździe brata do domu. Leżał na swoim łóżku rozmyślając nad tym wszystkim, wrócić tam czy nie? Może znowu będzie miał nauczanie domowe? Ale przecież ojciec się wkurzy, tak bardzo go prosił o chodzenie do szkoły publicznej, a teraz co? Ma mu powiedzieć, że nie chce tam wracać? Zapatrzył się w okno i nawet nie zauważył kiedy Lisa usiadła obok niego na łóżku.
— Co tutaj robisz? — wyglądała na smutną.
— Cześć, Lisa — uśmiechnął się do niej — długo, by opowiadać, powiedzmy, że potrzebuje przerwy od hogwartu.
— To wagary Levi — podsumowała.
— Nie przesadzaj... dlaczego jesteś taka smutna? — zmierzył ją wzrokiem. Dziewczynka nie wyglada, jak zwykle, nie była uśmiechnięta i nie miała tych różowych rumieńców na twarzy.
— Wydaje ci się... dawno się nie widzieliśmy, cieszę się, że teraz mamy okazje — przytuliła go.
— Ja też się cieszę — oddał uścisk.
— Levi... — odsunęła się od niego.
— Tak? — dopytał.
— Ja wiem... wiem co robicie z tatą... co macie zamiar zrobić — popatrzyła w bok.
— Skąd wiesz? — zdziwił się.
— Nie ciężko podsłuchiwać — odgarnęła włosy za ucho — słyszałam waszą ostatnią rozmowę.
— A to tak... — popatrzył na nią uważnie — wiesz, że nie ładnie podsłuchiwać.
— Byłam ciekawa. Tata wydawał się bardzo zły przed twoim przyjazdem, a jak się zobaczyliście był nagle spokojny. Nie spodobało mi się to więc chciałam to sprawdzić. To zachowanie do niego nie pasowało.
— Był zły? Nie mieszaj się w to... to są sprawy moje i ojca. Ciebie to nie dotyczy.
— Czy ty się słyszysz? Dwie najważniejsze osoby w moim życiu ryzykują tak wiele dołączając do Czarnego Pana. Nie wiadomo kiedy mogą zginąć lub trafić do Azkabanu. I ty mi powiesz, że to nie moje sprawy?
— Nie musisz się martwić... — spojrzał na przedramię.
— To już pojutrze prawda? — też spojrzała na jego rękę.
— Mhm... — zamyślił się.
— Dasz sobie radę... — nie było czuć przekonania w jej tonie głosu.
— Wiem... — nie wiedział i nie był pewny.
****
Od zniknięcia Leviego z hogwartu minęły już 3 dni. Blaise nie potrafił skupić się na niczym innym niż na myśleniu gdzie jest teraz chłopak. Draco również zauważył jego zniknięcie, trzecią noc go nie było w ich pokoju. Harry za to czuł, że mogło się stać coś złego. Malfoy tego dnia czuł się źle. Dalej nie poukładał sobie wszystkiego po tej okropnej imprezie. Dzisiaj miał dołączyć do rodziców i towarzyszyć im w spotkaniu z Czarnym Panem. To spotkanie miało być inne, ponieważ mieli przydzielić nowych członków. Osoby, które przyjmą znak. Draco nie bardzo to obchodziło, przecież na nikim z nich mu nie zależy. Tak przynajmniej myślał.
Chłopak spakował swoje rzeczy i deportował się z matką do ich domu. Był już w malfoy Manor. Nie chciał tam być, mógłby tu nigdy nie wracać. Przez te spotkania nienawidził tego miejsca. Nie było już ciepłe i przyjemne, jak wydawało mu się w dzieciństwie. Przypominało raczej opuszczone zamczysko, od którego czuć było złą energię. Póki co w posiadłości był tylko on, Narcyza, Lucjusz i Bellatrix.
— Zachowuj się Draco. Wiesz czym grozi sprzeciwienie się czarnemu Panu. Nie przynieś naszej rodzinie wstydu — pouczył syna.
— Zrozumiałem, Ojcze — popatrzył na niego z uwagą.
— Już go tak nie strasz, Lucek — zaśmiała się bella.
— Chodź Draco, zjedz coś jeszcze przed — podała swojemu synowi jedzenie.
****
Levi w tym czasie był już gotowy, czekał tylko na swojego ojca. Stresował się tak, jak za pierwszym razem. Może nawet bardziej, jego życie się dzisiaj zmieni i to o 180 stopni. Zostanie śmierciożercą w tak młodym wieku to jakieś nieporozumienie. On chciał być tylko normalnym nastoletnim czarodziejem, który nie musi przejmować się takimi sprawami. Rozmyślał tak nad tym wszystkim, gdy drzwi do ich domu się otworzyły, a przez nie wszedł jego tata.
— Co tak długo? — spytał nie patrząc w stronę mężczyzny.
— Nie muszę ci się tłumaczyć — zdziwił się „bezczelnością" swojego syna.
— Nie ważne, chodź już — złapał go za nadgarstek i się deportowali.
****
Chwile później stali przed Malfoy Manor. Chłopak czuł ten sam strach co wcześniej. Jedyne z czego się cieszył to z tego, że spotka Katie. Draco siedział już obok swojego ojca przy wielkim stole. Nie wiedział czego się spodziewać po dzisiejszym spotkaniu. Czarnego Pana jeszcze nie ma. Narazie jest spokojnie, ale czy na długo? Brunet wchodząc do środka szukał w tłumie Kati, jej różowych pasemek, znalazł. Szybkim krokiem odszedł od ojca i podszedł do swojej przyjaciółki.
— Cześć — powiedział ciszej.
— Levi? — zdziwiła się — Levi to ty... — przytuliła go — jak dobrze cię widzieć.
— Tęskniłem — objął ją w ramionach. Po czym szybko się odsunął. Przypomniał sobie gdzie właśnie się znajdują.
— Boje się... — popatrzyła w ciemno zielone oczy chłopaka.
— Damy radę — złapał ją za rękę.
Kazano im wyjść z Komnaty i udać się do tej głównej. Levi nie odstępował Kati ani na krok. Widział, że się bała, martwił się o nią bardziej niż o siebie. Pomyślcie sobie jaka była jego reakcja, gdy zobaczył siedząca na przeciwko osobę od, której chciał uciec jak najdalej. Draco Malfoy we własnej osobie. Czemu on o tym zapomniał? Przecież wiedział, że chłopak jest śmierciożercą. Ucieczka z hogwartu nic nie dała.... Draco, gdy zobaczył bruneta zamarł. Poczuł okropne wyrzuty sumienia i strach o młodszego chłopaka. Co ten dureń tu robi, czemu stoi z tymi co mają przyjąć dzisiaj mroczny znak? On chyba nie chce... on nie może.
— Witajcie — do sali wszedł długo oczekiwany Voldemort.
— Panie — odpowiedzieli prawie jednocześnie wszyscy zebrani.
— Dzisiejsze spotkanie będzie inne, czas poszerzyć szeregi naszej armii — spojrzał na stojących obok stołu młodych czarodziejów — przyjęcie mrocznego znaku wiąże się z wstąpieniem w nasze szeregi... Przeczuwam, iż dzisiejsze wydarzenie zmieni wasze życie, zamknięcie stary, niepotrzebny obecnie rozdział i rozpoczniecie nowy, współpracując ze mną...
Levi pierwszy raz w swoim życiu widział Voldemorta na własne oczy. Był przerażający, te czerwone oczy, ta blada cera i ostre zęby... to wszystko budziło w nim poczucie strachu, niebezpieczeństwa i zagubienia. Zaczął zadawać sobie pytania w głowie na, które nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Draco strasznie spiął się w sobie. Nie spuszczał wzroku ze swojego byłego „chłopaka". On widział te niepewność u Leviego. Tak bardzo chciałby do niego podejść i najlepiej zabrać go gdzieś daleko stąd. Przecież to nie takie łatwe, nie może. Sam zdziwił się tym dlaczego tak mu zależy na chłopaku. On był tylko pomocą przy zdobyciu Potter'a... więc czemu dalej mu na nim zależy? Dlaczego tak martwi się o Parker'a? Może nie wszystkie uczucia co do niego były fałszywe.
— Podejdźcie, czas żebyście zaczęli nowy rozdział w swoim życiu — uśmiechnął się w przerażający sposób.
CZYTASZ
Odrzucona ślizgońska miłość | Ślizgońska Dylogia I
FantasyKsiężyc to przyjaciel Deszcz to komfort Życie to piekło Dzień to koszmar Sen to niebo ...